REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Już wiem, dlaczego przestaniecie robić zakupy w Lidlach, Biedronkach i innych sieciach

To postulat, sugestia i żądanie jednocześnie. Duże sieci handlowe muszą w końcu wziąć na klatę temat podwyżek cen energii elektrycznej. Najlepiej skracając godziny otwarcia. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, by sklepy były otwarte do godz. 22., 23. albo północy.

29.10.2022
7:06
Już wiem, dlaczego przestaniecie robić zakupy w Lidlach, Biedronkach i innych sieciach
REKLAMA

Polskie elektrownie nie narzekają ostatnimi czasy na nadmiar węgla, a, że prąd w naszych gniazdkach pochodzi w dużej mierze ze spalania czarnego złota, to eksperci przepowiadają, że w ciągu najbliższych miesięcy możemy spotkać się z tzw. brownoutem. Czyli sytuacją, w której dostawca prądu będzie musiał podjąć decyzję o odłączeniu od sieci konkretnych grup odbiorców.

REKLAMA

W pierwszym rzędzie padnie zapewne na przemysł. Oczywiście wszyscy woleliby, żeby do takiej sytuacji nigdy nie doszło, ale...

Energia elektryczna zaczyna być traktowana jak towar luksusowy

Myślę tu rzecz jasna o krajach Europy Zachodniej, które wprowadziły szereg nakazów i zakazów dotyczących zużycia prądu.

Polska na razie się temu trendowi opiera. To moim zdaniem fatalna wiadomość, bo od kilku miesięcy jesteśmy importerem energii, co oznacza, że bez dostaw z zagranicy byśmy sobie nie poradzili. Swoją drogą naszym głównym dostawcą jest Szwecja, która większość miksu energetycznego opiera na znienawidzonym przez polski rząd OZE.

Nie wiadomo jednak, jak długo ta sytuacja potrwa. Może się okazać, że w środku zimy państwa ościenne stwierdzą, że brakuje im prądu i stracą zainteresowanie do przesyłania go dalej. I co wtedy? Trzeba będzie naprędce robić rachunek sumienia i decydować, kto i jak długo będzie mógł beztrosko ciągnąć energię z gniazdek elektrycznych. A można przecież działać zawczasu. Drobnymi krokami.

Biedronki i inne duże sklepy nie muszą być czynne w nocy

W pewnym sensie obecne godziny otwarcia marketów to lekka fanaberia cywilizowanego świata. No bo jak się dobrze zastanowić to właściwie dlaczego sieci handlowe zostawiają sklepy otwarte do godziny 22.00 albo nawet 23.00? Czy wpływa na to coś innego poza szeroko rozumianą wygodą? Raczej nie. Do takiego wniosku doszło już chyba zresztą kierownictwo Netto Polska. Portal wiadomoscihandlowe.pl dowiedział się, że duńska sieć od listopada skróci godziny pracy w kilkudziesięciu swoich dyskontach o godzinę. Większość sklepów jest obecnie czynna do 22.00.

Brzmi rozsądnie, prawda? Godzina w te czy wewte 99 proc. konsumentom nie zrobi żadnej różnicy. Tak samo jak dwie albo i trzy godziny. Duże, prądożerne sklepy spożywcze, w które Polacy zaopatrują się w większe zakupy równie dobrze mógłby być otwarte np. między 7. a 18. To pogodziłoby interesy osób zaczynających zmianę bardzo wcześnie, jak i tych, którzy z łóżka zwlekają się stosunkowo późno, za to pracują potem do wieczora.

Wbrew pozorom nie musi to wcale oznaczać potężnych kolejek do kas, bo skrócony dzień roboczy dyskonterzy mogą wykorzystać do zwiększenia obsady sklepów i uruchomienia większej liczby kas niż ma to miejsce teraz. A teraz, umówmy się, bywa z tym bardzo różnie.

Na początku takie inicjatywy spotkają się pewnie z głębokim niezrozumieniem, wybuchami niezadowolenia, a może nawet protestami. To normalne.

Podobnie było z zakazem handlu w niedziele

Polacy pokwękali, a potem okazało się, że całkowite zamykanie sklepów na jeden dzień w tygodniu wcale nie paraliżuje życia społecznego. Klienci szybko się do nowych zasad gry przyzwyczaili. I mnie to nie dziwi, bo zakupy wciąż można robić 6 dni w tygodniu. Ba, za zniesieniem zakazu jest nieco ponad połowa ankietowanych, co oznacza, że wcale nie jest on tak społecznie źle odbierany jak przyszło się go przedstawiać.

Argumenty za tym, że na Zachodzie by to nie przeszło można włożyć między bajki. W Niemczech Aldi Nord zapowiedział, że sklepy będą zamykane o 20.00. W Wielkiej Brytanii trwa gorąca dyskusja, bo wyspiarze policzyli sobie, że markety konsumują aż 3 proc. całkowitej krajowej produkcji energii elektrycznej. Około 30-50 proc. prądu zabierają lodówki, których wyłącznie nie wchodzi w grę. Ale co z całą resztą? Już jeden procent pozwala na zasilenie w prąd 800 tys. gospodarstw domowych.

REKLAMA

Brytyjskie sieci handlowe na razie nie chcą podejmować drastycznych kroków. Wolą koncentrować się na zaciemnianiu sklepów w godzinach, w których panuje w nich mniejszy ruch. Na podobny przegląd rozwiązań czekam na polskim podwórku. Kto wie, może jakiś dyskont wyciągnie asa z rękawa i pokaże, że całkowite zamykanie sklepów wcale nie będzie konieczne, by efektywnie oszczędzać prąd?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA