REKLAMA
  1. bizblog
  2. Rozmowa

Lepiej uważać z wakacjami kredytowymi. Jedno przejęzyczenie i bank wsadzi cię na minę

Na ustawie wprowadzającej wakacje kredytowe polscy kredytobiorcy mogą wiele ugrać. Pod warunkiem, że zabiorą się do tego z głową. O tym, jak skorzystać z rządowej pomocy rozmawiamy z ekonomistą Rafałem Mundrym, twórcą kalkulatora kredytowego.  

25.07.2022
5:53
Lepiej uważać z wakacjami kredytowymi. Jedno przejęzyczenie i bank wsadzi cię na minę
REKLAMA

Adam Sieńko, Bizblog.pl: Możemy prześledzić razem skutki skorzystania z rządowych wakacji kredytowych?

REKLAMA

Rafał Mundry: Proszę bardzo. Zacznijmy od tego, że największy ból kredytobiorców to gwałtownie rosnący stosunek odsetek do kapitału. On jest obecnie ogromny. Załóżmy teraz, że wysokość kredytu to 300 tys., miesięczna rata to 2,5 tys., WIBOR to 7 proc., a do końca spłaty zostało nam 300 miesięcy czyli 25 lat.

[włącza kalkulator kredytowy dostępny w tym miejscu]

Korzystamy z wakacji kredytowych. Polegają one na tym, że spłata maksymalnie ośmiu rat zostaje w tym i przyszłym roku zawieszona. Mnożymy więc 2,5 tys. razy osiem, co daje nam 20140 zł.

I co teraz zrobić z tymi pieniędzmi?

Jeżeli nie potrzebujemy ich w domowym budżecie najbardziej opłacalnie będzie nadpłacić kredyt. Zmniejszy nam to jego wysokość do niecałych 280 tys. zł. Skutki odczujemy natychmiast. Miesięczna rata spadnie z równo 2517 zł do 2348 zł. Czyli w skali miesiąca zostaje nam w portfelu prawie 170 zł.

Bardziej opłaca się jednak zachować dotychczasową ratę, skrócić za to okres kredytowania. Trzeba przy tym pamiętać, że skracając czas spłaty nie możemy przekroczyć pierwotnej wysokości raty – w naszym wypadku 2517 zł. Jak widać, możliwości skończyły nam się na 60 miesiącach.

To 5 lat mniej, ale nie to jest najistotniejsze. Wraz ze skróceniem okresu spłaty zmieniają nam się relacje między częścią odsetkową i kapitałową w racie. Na korzyść kredytobiorcy, bo im krótszy okres odsetkowy, tym bardziej zwiększa się część kapitałowa. Co oznacza, że płacimy mniej odsetek bankowi, szybciej spłacamy za to sam kredyt.   

Kiedy warto nadpłacać?

Pierwszego dnia po wakacjach kredytowych. W trakcie wakacji odsetki nie są naliczane, zaczną być liczone dopiero w miesiącu, w którym trzeba zapłacić ratę. Czyli jak weźmiemy wakacje w sierpniu, wrześniu, październiku i listopadzie, to zaoszczędzone pieniądze śmiało możemy wrzucić na lokatę, albo kupić obligacje.

W takim scenariuszu kredyt nadpłacamy ostatniego dnia listopada albo pierwszego dnia grudnia. Rata spadnie o 85 zł, a w dodatku do kieszeni wpadnie nam parę złotych z odsetek od lokaty.

Nie dajcie się nabrać na bankowe wakacje kredytowe

Biorąc urlop od kredytu, warto być przygotowanym na jakieś pułapki ze strony banków?

Warto wziąć umowę do ręki i przypomnieć sobie, jak nasz bank traktuje nadpłatę. Przy starych kredytach zdarza się, że w okresie do 3 lat od podpisania umowy bank może pobrać prowizję. Dodatkowych pieniędzy może też zażądać za podpisanie aneksu, który będzie konieczny, jeżeli zdecydujemy się na skrócenie okresu spłaty. Ale w większości banków nadpłata i skrócenie okresu kredytowania jest już za darmo.

To wszystko?

Właściwie warto byłoby zacząć od właściwej terminologii. W ustawie nie ma słowa o „wakacjach kredytowych”, mowa o „zawieszeniu spłaty kredytu”. Bank nie ma przy tym prawa interpretować, co jego klient ma na myśli. Gdy przez telefon zapytamy konsultanta o zasady działania wakacji kredytowych, może opowiedzieć nam o mechanizmie, który banki od dawna mają w ofercie. Problem w tym, że korzystając z tych „bankowych” wakacji, będziemy musieli w ich trakcie spłacać część odsetkową kredytu. Z punktu widzenia kredytobiorcy przestaje to już być opłacalne.

Czyli za chwilę możemy mieć wysyp pomyłek?

Tak, może się zdarzyć, że Polacy będą brać nie te wakacje, o których myśleli. Trzeba uważać.

A co z przechodzeniem na stałe oprocentowanie? Tutaj Excel też może nam coś podpowiedzieć?

Nie chciałbym nikomu radzić, czy przechodzi na stałe oprocentowanie, czy nie. Każdy wie najlepiej, jaka jest jego sytuacja finansowa. Ja sam zrobiłbym to następująco: sprawdziłbym, ile może wynieść rata mojego kredytu przy maksymalnym, moim zdaniem, możliwym WIBOR-ze. Robimy taką małą symulację i zastanawiamy się, czy taka rata będzie dla nas do udźwignięcia. Jeżeli nie, być może warto rozważyć przejście na stałe oprocentowanie. Tak dla świętego spokoju.

Jak pan ocenia ostateczny kształt wakacji kredytowych?

Ciężko ocenić jednoznacznie ten instrument, bo tak chyba trzeba go nazwać. Na pewno skorzystają na nim kredytobiorcy. Część Polaków znalazła się dzisiaj w kryzysie, jeżeli rozumiemy go przez spadek PKB i dochodu rozporządzalnego. Nie chce tu mówić o inflacji, bo to oczywistość. Przez podwyżki cen jedna-dwie pensje nam wyparowały. Jesteśmy w stanie kupić o jedną szóstą mniej niż jeszcze rok temu.

Kolejna rzecz to raty kredytów. WIBOR wzrósł obecnie do około 7 proc., przez co raty poszły w górę dwukrotnie. To kolejna wypłata, którą trzeba oddać. Tym razem bankom. Około 2 mln posiadaczy kredytów w złotym stało się dzisiaj ich zakładnikami. I oni na pewno z wakacji kredytowych się teraz cieszą.

A dla kogo to zła wiadomość?

Dla banków.

Zastanawiałem się, czy same nie są sobie winne. Na Zachodzie odsetek kredytów o stałym oprocentowaniu sięga 70-80 proc. Banki w Polsce od dawna kręciły ten bat.

Pamiętajmy, że banki grają tak, jak państwo im pozwala. Jeżeli nie ma regulacji, mówiących że banki mają obowiązek oferować kredyt o stałym oprocentowaniu na 5 lat, to go nie oferują. Na Zachodzie jest natomiast różnie. Zdarzają się kraje, w których większość kredytów to oprocentowanie zmienne krótkoterminowe. Są też takie, gdzie oprocentowanie jest stałe przez dekadę. Dlatego warto zacząć dyskusję o zmianach.

O rewolucji?

Mówię „dyskusję”, bo sądzę, że na same zmiany to nie jest dobry moment. Stopy procentowe są wysokie, wprowadzanie rewolucji w kredytach hipotecznych sprawi, że wiele osób utknie na wysokim stałym oprocentowaniu na kolejne 20 może 30 lat. Dyskusja powinna się odbyć, ale ze zmianami należy poczekać.

A jak powinno być?

Oprocentowanie stałe, długoterminowe, nawet na 20 albo 30 lat.

Jak ustalić wysokość oprocentowania na tak długi czas? Prezesi banków pewnie powyrywaliby sobie włosy z głowy, próbując oszacować ryzyko.

Dostawałem już takie pytania. Odpowiadam wtedy: a pamiętacie jak ministerstwo sprzedało w maju obligacje na 2,85 proc. w skali roku na 10 mld euro. Na 10 lat! Powtórzę - ktoś pożyczył państwu na stały procent 10 mld euro. Da się? Da się. Ktoś to kupił. Rynek sobie z tym radzi. Ktoś wziął na siebie ryzyko zmiany stóp w tym czasie.

Owszem, porównywanie Kowalskiego z Państwem pod względem ryzyka jest zupełnie inne. I na to trzeba brać poprawkę. Ale to się przełoży tylko na nieco wyższe oprocentowanie takiego długoletniego kredytu. Ale sam mechanizm jest możliwy. A nawet stosowany.

I ile takie oprocentowanie stałe mogłoby wtedy wynosić?

Zastanawiam się, by wprowadzić kredyty hipoteczne oprocentowane w okolicy celu inflacyjnego. Plus, rzecz jasna, jakaś marża stała dla banku 1,5-2,5 proc. w skali roku. Bank też coś powinien zarobić.

Odważnie.

W 2014 r. cel został ustalony na poziomie 2,5 proc. Ta inflacja na przestrzeni dekad może być wyższa albo niższa w różnych okresach, ale skoro Rada Polityki Pieniężnej zobowiązała się do utrzymania wzrostu cen na takim poziomie, to zakładam, że jest to realny cel. To RPP ma mandat wynikający z konstytucji, by dbać o inflację, ma narzędzie, analizy, instrumenty, wgląd w rynek i odpowiedzialność za to, co robi.

Zakładam zatem, że inflacja w długim terminie będzie właśnie krążyć wokół tego celu. A jeśli ten cel, 2,5 proc., jest nie realny to go zmieńmy.  Powiem panu ciekawostkę. Od tego 2004 roku, do dziś, GUS opublikował już 222 comiesięczne odczyty inflacji. W tych 222 odczytach jest i deflacja czyli ujemne inflacja i ostatnia inflacja z czerwca czyli 15,5 proc.. I wie pan co, średni odczyt inflacji od 2004 to właśnie dokładnie 2,5 proc. Ciekawe, prawda?

Ale… zaskoczyła mnie ostatnia konferencja prezesa NBP prof. Glapińskiego, który tłumaczył, że teraz stopy idą do górę, potem zaczną spadać, ale nie da się wykluczyć, że za parę lat mogą znowu zacząć rosnąć i tak w kółko. Ekonomisty to nie dziwi, bo tak działają cykle koniunkturalne. Ale po co narażać kredytobiorców na stres i nieprzespane noce skoro można uśrednić stopę?

Wakacje kredytowe. Banki liczą straty

Wracając do teraźniejszości – banki są w dość nieciekawej sytuacji.

W najgorszym wypadku do końca roku dostaną jedną płatność z pięciu. Czyli kredytobiorca cztery raty będzie miał w kieszeni. Zaczęły się dyskusje, że banki tak naprawdę nie stracą tych pieniędzy, bo to zysk odroczony w czasie. Nieprawda.

Jestem księgowym i jak słyszę takie rzeczy, to nawet nie chce mi się wchodzić w polemikę. Powiem tak – proszę sobie wyobrazić, że pan wynajmuje komuś mieszkanie i państwo mówi, że najemca nie będzie musiał przez osiem miesięcy płacić panu czynszu. I wciąż pan twierdzi, że tylko odroczono panu zysk?

Dla mnie to dość oczywiste, że banki udzielą w ten sposób dodatkowy kredyt.

Bank Millennium zapowiedział, że może mieć problemy z kapitałem własnym i poprosił KNF o wejście w stan naprawczy. Łączne straty sektora bankowego mogą sięgnąć 25 mld zł, szczególnie, że zakładam, iż partycypacja w programie będzie duża. Banki sądzą tak samo, szacują, że wakacje weźmie nawet 70-80 proc. ich klientów. Niektóre zastanawiają się nawet nad zaskarżeniem polskiego rządu.

NBP robi w tym czasie dobrą minę do złej gry. Na konferencji prezes Glapiński zachęca do brania wakacji, ale już w opinii wysłanej do marszałek Sejmu NBP rekomenduje, by osoby korzystające z wakacji kredytowych obowiązywały te same kryteria, co przy korzystaniu z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców.

NBP zauważył również, że w obecnym kształcie pomoc kredytobiorcom utrudnia walkę z inflacją w dłuższym terminie.

Gdy rząd po raz pierwszy wspomniał o wakacjach dla wszystkich kredytobiorców, pomyślałem, że to nie przejdzie. Że chodzi o testowanie opinii publicznej.

REKLAMA

Ja pomyślałem trochę ironicznie, że to zbyt piękne, by było prawdziwe. A jednak stało się. Można było przecież wprowadzić zwolnienia od płacenia tej części ogólnej raty, która jest efektem wzrostu stóp procentowych. Na przykład rata wynosiła 1000 zł, teraz wynosi 2500 zł, kredytobiorca dostaje wakacje od 1500 zł.

W obecnej formie wakacje kredytowe to populistyczne zagranie. Nie mają uzasadnienia w walce z inflacją ani jako pomoc najbardziej potrzebującym.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA