REKLAMA
  1. bizblog
  2. Samorządy /
  3. Zdrowie

Wielka reforma szpitali. Cudowne oddłużenie czy gwałt na samorządach i przymusowe wywłaszczenia?

Polska bardzo potrzebuje reformy systemu ochrony zdrowia, więc rząd się za nią zabiera. Planuje restrukturyzację szpitali, co zostało wpisane nawet do Krajowego Planu Odbudowy wysłanego niedawno do Brukseli. Ale to jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów. Dlaczego? Bo może oznaczać gwałt na samorządach – wywłaszczenie ich ze szpitali publicznych, brak wiedzy, czego potrzebują pacjenci i wprowadzenie upolitycznionych komisarzy do placówek. A może to tylko walka o stołki?

11.05.2021
9:42
lockdown-lozka-szpitalne-prognozy
REKLAMA

Krajowy Plan Odbudowy ciągle wydaje się enigmatyczny - za wielkimi hasłami nie widać jeszcze konkretów, ale na to pewnie jeszcze za wcześnie. Samorządowcy jednak już alarmują, że obawiają się rządowego pomysłu na reformę szpitali, która została zaplanowana w KPO. Plan, który rząd wysłał do Brukseli zawiera pomysł na „restrukturyzację szpitali publicznych” oraz na „poprawę jakości zarządzania szpitalami publicznymi przez utworzenie profesjonalnego korpusu menedżerskiego i restrukturyzacyjnego”.

REKLAMA

Brzmi dobrze? Na pierwszy rzut oka tak, choć we wzmiance o korpusie brakuje słowa: „narodowy”. No ale bez żartów.

Dzisiejsza rzeczywistość jest taka, że wiele szpitali powiatowych jest zarządzanych nieefektywnie lub po prostu źle, przez co wpadają w długi. Eksperci wskazują, że dużym problemem jest to, że szpitale zlokalizowane blisko siebie dublują bez potrzeby te same oddziały, co powoduje dodatkowo, że zabierają sobie kadrę medyczną - pisze „Rzeczpospolita”.

Powodem jest między innymi to, że mamy w Polsce siedem różnych organów założycielskich dla szpitali. Tym po prostu nie da się spójnie zarządzać.

Co więc zrobić? Scentralizować. I taki właśnie jest plan.

Tylko że w praktyce to nie takie proste. 

Centralne sterowanie. Walka o zdrowie czy o stołki?

Samorządowcy obawiają się, że centralizacja będzie oznaczać, wywłaszczenie ich z ich własności. W dodatku samorząd ma przecież wpisane do zadań statutowych zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego mieszkańcom. Jak miałby to robić, jeśli nie mógłby zarządzać szpitalami?

Powiedzmy sobie wprost, to pytanie jest szczere tylko w przypadków ideowców. Część samorządowców pewnie by się ucieszyła, że ma problem z głowy. Ale przecież w grę wchodzą tu interesy. Pytanie, które brzmi bardziej szczerze to: czy centrala nie zabierze nam w samorządzie miejsc pracy i nie ograniczy strefy wpływów? To polityka. 

A z perspektywy pacjenta? Centralizacja może być jednak problemem, bo jak podkreśla prof. Marcin Czech, były wiceminister zdrowia:

„Nikt nie zna potrzeb zdrowotnych regionów tak dobrze, jak zarządzający z poziomu powiatu.”

Wiadomo, centralne sterowanie już kiedyś przerabialiśmy.

Wprowadzić menedżerów do szpitali!

Pomysł na reformę szpitali polega również na tym, by szpitalami zarządzali menedżerowie. Pomysł doskonały, bo szpitale z zarządzania mają często dwóję. Ale! Ministerstwo Zdrowia wymyśliło sobie, że ten nowy „korpus managerski” to ludzie, którzy przejdą kilkumiesięczny państwowy kurs z zarządzania. I w tym momencie ja robię się już podejrzliwa.

Samorządowcy i lekarze też. Ci obawiają się bowiem, że ta kadra, która ma przeprowadzić w szpitalach rewolucję będzie z nadania politycznego, że będą to po prostu synekury dla wiernych władzy, a to ostatecznie odbije się negatywnie na jakości leczenia i zdrowiu pacjentów.

Szczególnie, że KPO nie przewiduje dla nich realnych rozwiązań, które rzeczywiście mogłyby poprawić sytuację szpitali. A te zmagają się nie tylko z problemem braku pieniędzy, ale i braku kadry medycznej.

Ministerstwo Zdrowia, owszem, planuje rozszerzać infrastrukturę uczelni medycznych, co ma przełożyć się na zwiększenie dostępnej na rynku kadry medycznej, ale eksperci zwracają uwagę, że może skończyć się na tym, że uczelnie zyskają dwie sale multimedialne, ale od tego lekarzy i pielęgniarki wcale nie przybędzie.

Pomysł na szpitale zawarty w KPO może być jak mieszkanie herbaty - od tego napój nie robi się słodszy. Właściwie może zrobić się nawet bardziej gorzki, bo do pierwotnych problemów dojdą wojenki o stołki między centralą a samorządami.

Ta herbata może zrobić się słodsza jedynie od podniesienia składki zdrowotnej, która obecnie wynosi 9 proc. w przypadku osoby zatrudnionej na etacie. Od tygodni spekuluje się, że rząd się zdecyduje na taką podwyżkę w ramach rewolucji systemu podatkowo-składkowego zaplanowanej w Nowym Ładzie. Czy rzeczywiście politycy się na to odważą? Okaże się prawdopodobnie w najbliższą sobotę 15 maja.

Ale decyzja nie jest łatwa, bo politycy nigdy nie chcą rozsierdzać wyborców, a Polacy kilka dni temu wyraźne powiedzieli „nie” podwyżce składki zdrowotnej. W sondażu sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” 61,2 proc. badanych opowiedziało się przeciwko podnoszeniu tej składki i to mimo, że zasugerowano im, jaki byłby skutek: podniesienie jakości świadczeń w ochronie zdrowia i skrócenie kolejek do lekarzy.

Jeśli politycy nie odważą się zagrać przeciwko woli narodu, niewiele w ochronie zdrowia zdziałają. I to nawet, jeśli Komisja Europejska, która właśnie analizuje nasz Krajowy Plan Odbudowy zgodzi się, żeby europejskie pieniądze przeznaczyć na oddłużenie naszych szpitali, bo to również jest cześć planu zawartego w KPO.

REKLAMA

Swoją drogą to dziwne, że pieniądze z UE w ramach KPO, które miały służyć celom inwestycyjnym, miałyby zostać przeznaczone na oddłużanie, a więc przejedzenie ich i to natychmiast.

I dziwne, że restrukturyzacja szpitali została wpisana do wielkiego unijnego planu. Bo jak się okaże, że ten plan nie wypala, nie będzie można się z niego wycofać. I tak będziemy brnąć w bezsens zamiast skorygować kurs.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA