REKLAMA
  1. bizblog
  2. Transport

Od grudnia na narty do Włoch pojedziemy pociągiem! Nie liczcie na PKP, oni ciągle myślą, że tak się nie da

Czesi zawstydzili Polaków i sprawili, że tracę resztki szacunku dla PKP. Bo niby już myślałam, że go straciłam po ostatniej awarii Kolei Mazowieckich, które utknęły kilka dni temu pomiędzy Dworcem Wschodnim w stolicy a stacją Warszawa Praga, w ukropie, bez klimatyzacji, a co gorsze, bez pomysłu, co zrobić z gotującymi się pasażerami, którym zaproponowano dopiero po kilku godzinach skakanie na nasyp. Aż tu wjeżdżają Czesi, cali na biało i mówią: wsiadajcie, zawieziemy Was zimą na narty do Włoch. W PKP pewnie para bucha z uszu, jak to możliwe, że Czechom się to opłaci.

23.06.2021
11:15
kolej-w-Polsce-modernizacja
REKLAMA

Czeskie koleje Regio Jet od grudnia zawiozą nas z Warszawy we włoskie Alpy, konkretnie do stacji Brenner. Wsiadasz na dworcu w Warszawie o 20.00, a o 11.10 następnego dnia jesteś na miejscu. Takie połączenie z Warszawy od połowy grudnia uruchomią czeskie koleje.

REKLAMA

Jak im się to do cholery opłaca? – pewnie głowią się teraz w PKP. Albo nie, pewnie wcale się nie głową, bo nikomu tam nie przyszło na myśl, żeby uruchomić połączenie dla narciarzy. A jak przyszło, to pewnie od razu przyszła też myśl: „nie da się”.

Otóż Czesi właśnie pokazują, że się da. A nie są instytucją charytatywną, więc zapewne ich kalkulacje wskazują, że może to być połączenie opłacalne.

Pociągi będą ruszać z Warszawy, pojadą przez Zawiercie, Sosnowiec Główny, Katowice, Tychy i Rybnik. Następnie przez Ostrawę, a w Brzecławiu, dołączana będzie grupa wagonów z Pragi. Następną stacją będzie Wiedeń Hbf, Linz, Salzburg, Bischofshofen, a potem to już pociąg ma zatrzymywać się w prawie każdej większej alpejskiej miejscowości. W Innsbrucku skład zostanie podzielony na grupę wagonów do Landeck-Zams i stacji Brenner (Brenner-Brennero), położonej we Włoszech – podaje rynek-kolejowy.pl.

Po Europie wkrótce tylko pociągiem

Taką trasą pociąg czeskich kolei będzie jeździł trzy razy w tygodniu od połowy grudnia do połowy kwietnia. Ma być taniej niż samolotem, którym niby drogo nie jest, ale dopóki nie liczysz dodatkowych opłat za przewóz sprzętu narciarskiego, wtedy przestaje już być tak miło. W pociągu ma być jednak nadal miło, połączenie nocne sprawia, że podróż robi się sensowna, no i te widoki nad ranem z okna wagonu na Alpy - mnie to przekonuje.

Co więcej, to nie koniec podboju Europy przez czeskie koleje. 

RegioJet planuje otworzyć połączenia kolejowe z regionu Europy Środkowej do Amsterdamu i Brukseli w roku 2022 lub 2023. Jesteśmy na początku tej drogi i ocieniamy, które kierunki i trasy byłyby atrakcyjne dla naszych pasażerów

– mówił, cytowany przez "Rynek Kolejowy" Aleš Ondrůj, rzecznik RegioJet, w maju tego roku.

To doskonale wpisuje się w trend ucinania krótszych, wewnątrzeuropejskich połączeń lotniczych i przesiadania się na pociągi. Ekolodzy krzyczą, by w ogóle zakazać samolotom latania na krótkich trasach, a coraz więcej polityków w różnych krajach ten krzyk przekonuje. Prędzej czy później połączenia lotnicze na stosunkowo krótkich trasach zostaną obłożone dodatkowymi opłatami, by przestał być tanie, a podstawowym środkiem komunikacji po Starym Kontynencie znów stanie się pociąg.

Co na to PKP?

Kiedyś polską koleją można było dojechać do Rzymu czy Amsterdamu. Dziś nie da się dojechać nawet z Warszawy do Legionowa.

Wiecie, o co chodzi, jeśli czytaliście w o tej warszawskiej awarii, o której pisał m.in. TVN Warszawa. W czwartek pociąg Kolei Mazowieckich utknął w samym środku stolicy pomiędzy dwoma stacjami. Awaria - zdarza się. A skoro awaria, to klimatyzacja też siadła. Ukrop. Tłum ludzi. A obsługa nie bardzo wie, co robić.

REKLAMA

Wysiąść się nie da, bo trzeba by skakać na nasyp. Pasażerowie proszą, by na tor obok podstawić pociąg zastępczy - obsługa mówi, że się nie da, bo nie można skakać na nasyp. I tak siedzą kilka godzin w tej puszce sardynek wsadzonej do pieca, aż podstawiony zostaje pociąg, który będzie holował ten zepsuty. W zepsutym nie może być żadnych pasażerów. Przesiadają się więc do tego holującego. Jak? Skaczą na nasyp. Oczywiście cały czas zero informacji.

I tak wrócili ci feralni pasażerowie do stacji, na której już byli jakieś trzy godziny wcześniej, a tam na deser jeszcze z godzinę musieli czekać, aż zjawi się maszynista, który zawiezie ich do celu kolejnym pociągiem. Bo pewnie ktoś wpadł na to, że będzie potrzebny maszynista, dopiero kiedy rozwścieczony tłum wylał się z „holownika” i chciał w końcu dojechać do celu.

Właściwie, to zmieniam zdanie. Chyba jednak nie chcę, żeby polskie koleje porywały się na międzynarodowe trasy. Z przyjemnością za to czekam na Czechów, aż pokarzą Polakom, jak to się robi.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA