Szef H&M atakuje Gretę Thunberg. Twierdzi, że jej działalność będzie miała „straszliwe konsekwencje”
Greta Thunberg i inni klimatyczni aktywiści nawołujący do ograniczenia konsumpcji tak naprawdę działają na szkodę społeczeństwa. Zdaniem szefa modowego giganta ich działania niewiele pomogą środowisku, za to niebezpiecznie zmierzają do zmiany ludzkich nawyków.
Fot. Kaiketsu/wikipedia.org/CC BY 3.0
Karl-Johan Persson, dyrektor generalny Hennes & Mauritz (H&M), ma coraz więcej obaw związanych z ruchami powstającymi na rzecz ratowania klimatu. Jego zdaniem mniej im chodzi o faktyczną ochronę środowiska, a bardziej o zmianę ludzkich postaw, ewoluujących w niekoniecznie dobrym kierunku.
Cytowany przez Bloomberga, Persson przekonuje, że najpierw można było taki trend zauważyć, jeżeli chodzi o linie lotnicze, które miały być głównym winowajcą emisji dwutlenku węgla do ziemskiej atmosfery. Przypomnijmy, że według Europejskiej Organizacji ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej do 2040 r. liczba lotów ma wzrosnąć o przeszło połowę (53 proc.). To wszystko sprowadza się do ustanowienia, najlepiej na terenie całej UE, podatku na paliwo lotnicze. Mówią o tym coraz głośniej Francuzi i Niemcy, ale też mieszkańcy Holandii, Belgii, Luksemburgu czy Szwecji.
Ekolodzy z samolotów naskoczyli na modę
„Taktyka zawstydzania” – tak działalność klimatycznych aktywistów nazywa szef H&M. Najpierw szybowali oni chmurach, atakując linie lotnicze, ale teraz spadli na ziemię wprost na branżę odzieżową. Ich działalność jest skrajnie niebezpieczna, bo – jak przekonuje Karl-Johan Persson – Grecie Thunberg, szwedzkiej nastoletniej aktywistce, udaje się mobilizować miliony ludzi.
Nawołują do robienia różnych rzeczy, do zaprzestania konsumpcji i latania. Może to mieć niewielki wpływ na środowisko, ale doprowadzi do straszliwych konsekwencji społecznych – twierdzi szef H&M.
Branża modowa trafiła na celownik ekologów po tym, jak Europejska Komisja Gospodarcza Organizacji Narodów Zjednoczonych wprost zarzuciła producentom odzieży, że „era szybkiej mody doprowadziła do katastrofy ekologicznej i społecznej”. Tymczasem Karl-Johan Persson stara się pokazać, że wrzucanie wszystkich do jednego worka jest skrajnie nieuczciwe. Przekonuje, że H&M używa w produkcji tylko bawełny organicznej i materiałów pochodzących z recyklingu.
W tym względzie zresztą prowadzone są szeroko zakrojone badania mające dać odpowiedź na pytanie, czy można uzyskać tkaninę ze starych sieci rybnych albo skórek z owoców cytrusowych. Co więcej: modowy gigant już wcześniej ogłosił, że do 2040 r. planuje znacząco ograniczyć emisję gazów cieplarnianych.
Klimatyczna transformacja przemysłu odzieżowego
Ofensywa szefa H&M ma rzecz jasna związek z pieniędzmi. W ubiegłym roku akcje giganta w sumie straciły na wartości ok. 25 proc. W tym mamy już do czynienia nawet z 60-proc. odbiciem, ale dalsza sytuacja jednego z potężniejszych graczy, na odzieżowym rynku wartym 2,5 bln dolarów, jest nie do końca pewna. Stąd akcentowanie przez H&M podjętych już ekologicznych modyfikacji i atak na klimatycznych aktywistów.
Wbrew tym opiniom Europejska Komisja Gospodarcza Organizacji Narodów Zjednoczonych i też inne gremia twierdzą, że przemysł odzieżowy przyczynia się do produkcji ok. 10 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Tym samym zużywa więcej energii niż przemysł lotniczy i żeglugowy łącznie. Stoi za tym głównie zbyt długi łańcuch dostawców oraz energochłonna produkcja.
Konferencja ONZ ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD) uznaje branże modową za drugi najbardziej zanieczyszczający przemysł na świecie. Według UNCTAD ok. 93 mld metrów sześciennych wody – wystarczającej do zaspokojenia potrzeb pięciu milionów ludzi – jest wykorzystywana przez przemysł mody co roku, a około pół miliona ton mikrofibry, co odpowiada 3 mln baryłek ropy naftowej, jest wyrzucana do oceanu każdego roku.
Wszystko przez szybką modę
Fachowcy uważają, że branża odzieżowa popadła w klimatyczne kłopoty przede wszystkim przez obowiązujący trend tzw. szybkiej mody. Konsumentom oferuje się stale zmieniające się kolekcje po niskich cenach i zachęca się ich do częstego kupowania i wyrzucania ubrań. Doprowadziło to do podwojenia produkcji ubrań w latach 2000-2014. Warto sobie też przy okazji uzmysłowić, że do wyprodukowania pary dżinsów potrzeba ok. 7500 litrów wody. Tyle, ile pije przeciętny człowiek w ciągu siedmiu lat.
Te 7500 litrów wody na jedna pare jeansów czy może na cały kontener bo aż ciężko mi jest sobie to wyobrazić, zakładając jednak ze faktycznie to 7,5tys litrów to ta woda nie znika w jakiś niesamowity sposób tylko wraca do obiegu.
Mam dziwne wrażenie że ludzie myślą ze jak nie wezmą jednego prysznica w tygodniu to dziecko w Afryce będzie mieć wody pitnej na tydzień, a nie wyrzucenie resztek jedzenia rozwiąże problem głodu na świecie, no niestety nie, wodę trzeba magazynować jeśli mieszkamy np. w woj. Łódzkim gdzie opady deszczu latem są małe, trzeba ograniczać kupowanie za dużych ilości jedzenia bo ich produkcja kosztuje zasoby i powoduje emisje niepotrzebnych gazów (krowa = metan np; transport tego jedzenia i pasz dla tego jedzenia), jednak te zmiany w naszym funkcjonowaniu nie zmienia wielu rzeczy, pamietajmy tez ze Afryka jest kilka razy większa od Europy i to ze my będziemy oszczędni nie znaczy ze w Afryce nagle przestaną opalać kable żeby pozyskać miedź, nie będę nawet wspominał o Indiach czy Chinach (zreszta prawie cała Azja to nie najlepszy przykład do naśladowania), Amerykanie i kraje Ameryki południowej tez maja sporo za uszami.
te 7500 litrów wody jest zapewne policzone na cały cykl produkcji jednej pary. Począwszy od podlewania bawełny na polu, przeróbki na tkaninę, farbowania itd…
ale bierzesz pod uwagę że ludzi i produkcji jest coraz więcej i ten cały obieg wody trwa ale tej wody jest potrzebne coraz więcej? i trzeba coraz głębiej jej szukać? Bo to że dzisiaj wylałeś na pole 1000 hektolitrów wody dla jaj nie spowoduje że jutro tyle samo wody spadnie Ci na to samo pole?
Już nawet pomijając koszty środowiskowe to i tak HM powinien siedzieć cicho. Szwalnie firm odzieżowych to wyzysk i koszmar gdzie pracuje się za głodowe pensje i choćby z tego powodu szybka moda która z definicji musi być niesamowicie tania, nie powinna istnieć.
Wracając do samej produkcji doliczcie koszt transportu towaru z drugiego końca globu i koszt utylizacji wyrzuconej, niskiej jakości odzieży. Naprawdę taka szalona konsumpcja nie dość, że nie ma racjonalnych powodów, żeby istnieć (naprawdę co roku musimy zastępować ubrania?) to niczemu tak naprawdę nie służy.
To faktycznie poszło w złą stronę. Szybka moda wyeliminowala z rynku rzeczy trwale i wysokiej jakości. Taki Levi’s by przetrwać musiał równać w dół , bo zbyt wielu klientów chciało piętnastej pary jeansów we wzorek wymiocin, a nie drugiej niezniszczalnej . Argument organicznej bawełny też nie jest trafiony. Gramatura i jakość surowca daje przeźroczystego t shirta, defasonujacego się po pierwszym praniu i po paru praniach prującego się z niespieralnymi zżółceniami. Model konsumpcyjny w każdym wypadku stawia na wolumen kosztem jakości , co okazuje się niestety topowym wzorcem businnesowym bez rozpatrywania skutków pobocznych Liczy sie zysk producenta i spełnienie wykreowanych potrzeb klientów czyli mechanizm rynkowy. Zmiana zachowań zmienia wszystko. Ograniczy łatwy zysk, zmusi do podwyższenia jakości a tego ksiegowi i zarząd nienawidzi.
Ja bym te historie o trwałych ubraniach między bajki wkładał, bo obecnie żaden ciuch nie wytrzymuje więcej niż kilkanaście miesięcy gdyby nie to, ze dwadzieścia lat temu kupiłem koszulkę autografa. Czarna, z napisami na przodzie. Przez kilkanaście lat jej używałem, kolor się trzymał, napisy się nie wycierały, nie robiły się w niej samoistnie dziury. Kosztowała wtedy sporo, choć cena nie była zupełnie kosmiczna – dwa albo trzy razy wyższa od innych koszulek.
Panie Persson, oprócz wymienionych przez poprzedników argumentów o anty ekologiczności firm odzieżowych jeszcze jedno pytanie: co robicie z niesprzedanymi kolekcjami?
Wszyscy ci zieloni i eko obrońcy to osoby działające na szkodę ludzi jak terroryści i tylko kasa i hipokryzja nimi kieruje bo ktoś na tym zrobi kasę na czymś innym