REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes

Bulwersująca gra Niemiec i Francji. Nie mają broni dla Ukrainy, bo wolą ją sprzedawać Putinowi

Wychodzi na to, że Niemcy i Francuzi grają w paskudną grę, w której jednocześnie ganią Putina za wywołanie wojny z Ukrainą, ale z drugiej pozwalają z tej agresji czerpać zyski swoim gospodarkom. Chodzi o handel bronią. Doniesienia Investigate Europe ukazują tę hipokryzję, która kosztuje każdego dnia kolejne ludzkie istnienia.

25.04.2022
10:29
Bulwersująca gra Niemiec i Francji. Nie mają broni dla Ukrainy, bo wolą ją sprzedawać Putinowi
REKLAMA

Chociaż w Brukseli tematem numerem jest uniezależnienie się od rosyjskiej energii, to Investigate Europe pokazuje inny sektor gospodarki, który na rosyjskiej agresji tylko czerpie korzyści. Chodzi o łamanie unijnego embarga dotyczącego bezpośredniej lub pośredniej sprzedaży, dostaw, przekazywania lub eksportu broni Rosji, które zaczęło obowiązywać już w 2014 r., po bezprawnej aneksji Krymu przez Moskwę.

REKLAMA
 class="wp-image-1782304"

Okazuje się, że na takie obchodzenie zakazów zdecydowały się państwa, których przywódcy od początku tegorocznej rosyjskiej agresji mają usta pełne frazesów, za czym nie zawsze idą niestety czyny. 

Chodzi o Niemcy, Francję i Włochy. Jak ustalono były to tylko trzy z co najmniej 10 państw członkowskich UE, które wyeksportowały do Rosji sprzęt wojskowy o wartości prawie 350 mln euro. Aż 78 proc. tej kwoty pochodzi z dostaw realizowanych przez firmy francuskie i niemieckie. W ten sposób Zachód sprzedał Moskwie pociski, rakiety, karabiny i bomby, torpedy, pojazdy lądowe i statki, których Putin używa od 2 miesięcy, chcąc zniszczyć i zająć Ukrainę.

Jestem zmęczona zakulisowymi umowami, które przynoszą korzyści wyłącznie przemysłowi zbrojeniowemu, a szkodzą wspólnej polityce zagranicznej UE - i pokojowi – komentuje dla Investigate Europe Hannah Neumann, posłanka do Parlamentu Europejskiego z ramienia niemieckiej Partii Zielonych i członkini Podkomisji Bezpieczeństwa i Obrony.

Handel bronią mimo unijnego embarga

Oprócz Niemiec, Francji i Włoch sprzęt wojskowy w latach 2015-2020 sprzedawali Rosji też: Austria, Bułgaria, Czechy, Chorwacja, Finlandia, Słowacja i Hiszpania. Zdecydowano się na to już po aneksji Krymu i proklamowaniu przez Moskwę separatystycznych republik w Donbasie. Okazuje się, że wprowadzone z tych powodów embargo miało pewną lukę, nie dotyczyło bowiem umów zawartych przed 1 sierpnia 2014 r. lub umów pomocniczych niezbędnych do wykonania takich umów. 

Na liście unijnych państw, które mimo zakazu dalej sprzedawały Rosji broń, prym wiedzie bezsprzecznie Francja, która odpowiada za 44 proc. całego eksportu sprzętu wojskowego do Rosji w tym czasie. Oprócz bomb i rakiet sprzedawano w ten sposób Moskwie też np. sprzęt do obrazowania samolotów. Jak ustalił Disclose handel obejmował również kamery termowizyjne do rosyjskich czołgów oraz detektory podczerwieni dla myśliwców i śmigłowców bojowych. Rosja kupiła ten sprzęt od firm Safran i Thales, których głównym udziałowcem jest państwo francuskie. Co więcej: jeszcze w 2014 r. Francja sprzedawała Putinowi środki chemiczne, biologiczne oraz takie służące do rozpraszania tłumu. 

Prawie tak samo aktywne w handlowaniu bronią z Rosją były Niemcy, które odpowiadają za 35 proc. całego eksportu sprzętu wojskowego do Rosji w tamtym okresie. W grze są kontrakty o wartości 121,8 mln euro. Dotyczyły one statków-lodołamaczów, karabinów i pojazdy specjalnej ochrony. Eksport ten oznaczono sprytnie jako podwójnego zastosowanie, dlatego część niemieckich polityków nie uznaje tego za złamanie unijnego embarga. Trzecie miejsce na tym niechlubnym podium zajmują Włosi, którzy w latach 2015-2020 sprzedali Rosji sprzętu wojskowego za 22,5 mln euro. Chodzi głównie o pojazdy wojenne wyprodukowane przez Iveco - model Lynce.

Hipokryzja po francusku w sosie niemieckim

REKLAMA

Te ustalenia w jeszcze bardziej krzywym zwierciadle ukazują głównie Francję i Niemcy. Wcześniej prezydent Macron, który właśnie wywalczył drugą kadencję, nie widział nic zdrożnego w stylizowaniu się w trakcie kampanii prezydenckiej na Wołodymyra Żeleńskiego. Dramaturgii kampanijnym zdjęciom miał dodawać kilkudniowy zarost i przypadkowo zapięta koszula. A na kilka dni przed wyborczym rozstrzygnięciem nad Sekwaną zaapelował w wywiadzie dla France 2, żeby dokonanej przez Rosjan masakry w Buczy nie nazywać ludobójstwem. 

Jeszcze dłuższa lista wstydu, w kontekście doniesień o handlu bronią z Rosją, dotyczy Niemców. Najpierw Berlin był głuchy na ostrzeżenia płynące przede wszystkim z Polski i państw nadbałtyckich w sprawie Nord Stream 2 i uzależnienia energetycznego od Moskwy, która prędzej czy później to wykorzysta. Teraz z kolei nowy kanclerz Niemiec Olaf Scholz uparcie gra w zabawę: zjeść ciastko i mieć ciastko. I niby Putina krytykuje, ale na wysyłkę broni do Ukrainy się nie decyduje. Jego zdaniem bowiem taki ruch groziłby wywołaniem wojny nuklearnej. Zamiast tego Berlin deklaruje przekazanie Ukrainie 830 mln funtów na zakup własnej broni. Widać wcześniejsze wysyłanie sprzętu wojskowego do Rosji było zdaniem niemieckiego rządu zdecydowanie bezpieczniejsze.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA