REKLAMA
  1. bizblog
  2. Podatki /
  3. Pieniądze

Koronawirus do spółki z UE dobiją gotówkę. Wkrótce nie będzie co zbierać z tych śmiesznych papierków

Polacy już dawno zapomnieli o wywieszkach w sklepach: „płatności kartą powyżej 20 zł”, ale temat niedawno wrócił za sprawą Orlenu. Koncern postanowił przycisnąć banki, które jego zdaniem grały nie fair i powinny teraz za to zapłacić. Co do losów transakcji gotówkowych, nawet w mrocznych czasach koronawirusa ich los wydaje się być już przesądzony.

15.03.2020
11:22
płaca-minimalna-apel-do-rządu
REKLAMA

Visa, MasterCard, a także mBank i jeszcze inny bank, którego nazwy nie ujawniono znaleźli się na prawniczym celowniku Orlenu. Paliowy gigant uważa, że operatorzy kart płatniczych oraz banki zawarły porozumienie, w efekcie którego Orlen miał znacznie ograniczony wybór partnerów, jeżeli chodzi o płatności bezgotówkowe. Roszczenie tylko od mBanku opiewa na kwotę przeszło 635 tys. zł.

REKLAMA

Opłata kartowa, czyli zmora przeszłości

Przez zawyżoną i najwyższą w UE opłatę interchange Polacy nie mogli płacić kartą m.in. w Biedronce. Przecież jeszcze 6-7 lat temu sprzedawcy chcący u siebie mieć terminale na karty płatnicze musieli uiszczać prowizję w wysokości ok. 1,6 proc. Średnia dla UE wynosiła wtedy 0,8 proc. W Polsce ekstremalnych przypadkach sięgała nawet 2 proc.

W końcu do sprawy włączył się Narodowy Bank Polski, który wypracował kompromis zmierzający do ustalenia górnej granicy dla opłaty kartowej w Polsce na poziomie 1,1 proc. W kwietniu 2013 r. do ówczesnej Komisji Finansów Publicznych trafiły trzy projekty ustaw w tej sprawie. W najbardziej kontrowersyjnym modelu opłata kartowa miała być ścięta do 0,5 proc. Ale nawet wtedy Związek Przedsiębiorców i Pracodawców przekonywał, że to może i zadowoli największe sieci handlowe, ale zbytnio sytuacji najdrobniejszych sprzedawców nie zmieni. Swoje propozycje składay też Visa i MasterCard. Ten drugi przygotował plan redukcji opłaty kartowej na lata 2014-2017 nazwany przez MasterCard Kodeksem Postępowania. Efekt był taki, że coraz trudniej było połapać się w tym bałaganie.

Porządek zrobiła Bruksela

Koniec końców po serii regulacyjnych ustaleń od 2015 r. w Polsce opłatę kartową ustalono na poziomie maksymalnie 0,2 proc. dla kart debetowych i co najwyżej 0,3 proc. dla kart kredytowych. Ale nawet jakbyśmy sami nie zdołali uporządkować tego wcześniejszego bałaganu, to chwilę po naszych przepisach zaczęło obowiązywać Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady UE 2015/751, które wprowadzało dokładnie takie same limity. W przypadku MasterCarda na wyjątek zdecydowano się jedynie w Holandii, gdzie ustalono płaską opłatę 0,02 euro za każdą operację kartą debetową. Dla Visy odstęp od reguły uczyniono w Finlandii (0,19 proc. dla kart debetowych) i Irlandii (0,1 proc.).

Ustalenie odgórnych i jednolitych granic dla opłaty kartowej odbiło się pozytywnie i na sprzedawcach, i ich klientach. Pierwsi nie musieli już odsyłać z kwitkiem tych bez gotówki, a drudzy nie musieli z kolei martwić się, że może i płacili kartą, ale za to było drożej, bo sprzedawca na kosztach produktu dobijał sobie wysoką prowizję. 

Gotówka jeszcze bardziej zepchnięta na margines?

Dzisiaj dzięki niskiej opłacie kartowej płatności bezgotówkowe wydają się powoli panować nad gotówką. Świadczy o tym chociażby ostatni raport NBP. Jeszcze w 2005 r. transakcji opłacanych żywym pieniądzem było w Polsce aż 98 proc., ale w 2018 r. to już tylko 57 proc. I raczej nic tego trendu nie zmieni.

Tym bardziej, że przed gotówką nowe kłopoty, które zgotowali jej Trybunał Sprawiedliwości UE do spółki z koronawirusem. Ten pierwszy wyrokiem z października 2019 r. od stycznia 2020 r. usługi związane z gotówką (np. tą dostarczaną do naszych bankomatów), takie jak sortowanie, liczenie, pakowanie i transport obłożył 23-procentowym podatkiem VAT

Za chwilę możemy być świadkami powrotu różnych opłat bankomatowych. Dodatkowe sięganie do kieszeni przy tej okazji będzie wyjątkowo bolesne, bo już do ofert proponujących 0 zł za kontakt ze swoją gotówką zdążyliśmy się wszyscy przyzwyczaić. Sytuację dodatkowo komplikuje epidemia koronawirusa. W irracjonalnej obawie przed powszechnym paraliżem Polacy oczywiście rzucili się do bankomatów wypłacać pieniądze, ale jednocześnie władze zapowiedziały zwiększenie limitów transakcji zbliżeniowych z 50 do 100 zł.

REKLAMA

Jeśli do spanikowanych obywateli dotrze, że mimo sytuacji kryzysowej wciąż można płacić kartami (co jest bezpieczniejsze ze względu na brak kontaktu z obsługą), a transakcje po zwiększeniu limitów staną się jeszcze bardziej wygodne i szybsze, to sorki, ale mam wrażenie, że z gotówki nie będzie, co zbierać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA