REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton

Frankowicz może podpisywać byle co, nawet tego nie czytać, a i tak trzeba go bronić

TSUE właśnie po raz kolejny stanął murem za frankowiczami, uderzając w banki. Trybunał uznał, że każdemu konsumentowi należy się ochrona, nawet jeśli sam nie wykazał minimum rozsądku, zawierając umowę z bankiem i nie pofatygował się przeczytać, co podpisuje. Trochę się boję, że wychowujemy sobie pokolenie roszczeniowych, rozwścieczonych klientów, z których zdejmujemy nawet obowiązek myślenia.

15.06.2021
8:22
Kredyty frankowe. Ludzi podpisywali umowy nawet bez czytania, ale i tak trzeba ich bronić
REKLAMA

To, co w ubiegły czwartek powiedział TSUE to nawet nie wyrok, a jedynie postanowienie, bo jak podkreślił Trybunał, to tak oczywiste, że nawet nie trzeba o tym orzekać. A prawnicy na łamach serwisu prawo.pl komentują, że w języku sądowej dyplomacji to jak czerwona kartka dla polskiego sądu, który zwrócił się do TSUE z pytaniem prejudycjalnym.

REKLAMA

Co takiego powiedział europejski trybunał? W skrócie: słynna dyrektywa 93/13 w sprawie nieuczciwych warunków umownych, na którą tak często powołują się frankowicze, chroni KAŻDEGO konsumenta niezależnie od jego zasobu wiedzy czy niedbałego zachowania przy zawieraniu umowy.

TSUE uznał, że kredytobiorca nie musi wykazać się żadną rozwagą, ostrożnością, dbałością o własny interes, zawierając umowę z bankiem. Ba! Nie musi nawet tej umowy przed podpisaniem przeczytać, dyrektywa i tak powinna go chronić.

I mimo że zdaniem mecenasa reprezentującego kredytobiorców, polski sąd tym pytaniem do TSUE dążył pozbawienia konsumentów ochrony, europejski Trybunał twardo stanął za frankowiczami.

Bankowców pewnie teraz krew zalewa 

I trochę się nie dziwę, że bankom skoczyło pewnie ciśnienie, bo o co właściwie dokładnie pytał Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli?

Historia wygląda tak: 

Młode małżeństwo wraz z rodzicami zawarło umowę kredytową z Kredyt Bankiem, a obecnie Santander Bank Polska. Mąż, wówczas kierowca z zawodu, jednocześnie student przyznał przed polskim sądem, że przed podpisaniem umowy nawet jej nie przeczytał, a na pewno nie uważnie, może co najwyżej przejrzał.

Żona, absolwentka technikum rolnego studiująca ekonomię przeczytała ją dopiero po podpisaniu, ale i tak nic z niej nie rozumiała, a rodzice, którzy również przystąpili do kredytu, nigdy nie wiedzieli tej umowy na oczy.

Ja w takiej sytuacji jednak myślę, że to skrajna nieodpowiedzialność, żeby zadłużać się na 150 tys. zł i nawet nie pofatygować się, żeby przeczytać umowę, która nas wiąże na 30 lat. Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli pomyślał tak samo i nabrał wątpliwości, czy takim konsumentom, którzy nie wykazali minimum uważności i nawet nie próbowali zrozumieć zapisów umowy, którą podpisują, również należy się ochrona konsumencka.

Jasne, że umowy są tak skonstruowane, że zwykłemu konsumentowi trudno je często zrozumieć. Ale można przecież zwrócić się do banku z pytaniami, chociaż próbować. 

TSUE otrzymał w związku z tym trzy pytania od polskiego sądu, ale chyba się na nie obruszył i odpowiedział tylko na jedno: ochrona dyrektywy chroniącej konsumenta dotyczy absolutnie każdego, niezależnie od tego, czy sam konsument właściwie zadbał o własne interesy. 

Po co czytać umowę, skoro i tak jest nieuczciwa?

I w pełni rozumiem to stanowisko europejskiego trybunału, który zresztą podzielił zdanie Rzecznika Praw Obywatelskich, stojącego w tej sprawie po stronie konsumentów. Bo w gruncie rzeczy problemem nie jest to, czy klienci zrozumieli, co podpisują, ale problemem głównym jest to, że bank w umowie zawarł zapisy abuzywne, czyli niedozwolone. Nie powinien tego robić i dlatego teraz musi ponieść tego konsekwencje, bo to on ponosi odpowiedzialność za to, żeby umowa była uczciwie przygotowana.

Więcej, żeby postanowienia umowy były uczciwe, muszą być transparentne i przejrzyste, żeby konsument miał realną szansę na zrozumienie ich.

W sumie pełna zgoda: jak złodziej ukradnie Ci rower, to nie ma znaczenia, że nawet nie wiedziałeś, że on go kradnie i myślałeś, że może uczynnie zawiózł ci go do serwisu. Znaczenie ma to, że  ktoś mądrzejszy od Ciebie, czyli sąd widzi, że Cię okradziono i wtedy ma prawo ukarać złodzieja.

Ale jednak martwi mnie takie lekkie podejście to tego, że jako właściciel roweru nawet nie zapytasz złodzieja, dlaczego zabiera Twój rower? Czy tylko na chwilę? Do którego serwisu go odprowadza? I kiedy właściwie go odda? A jak mówi do Ciebie niezrozumiałym językiem, to machasz ręką i dajesz mu swoją własność czy jednak mówisz mu: "stary, albo mi wytłumaczysz, o co tu chodzi, albo nie dam ci mojego roweru"?

REKLAMA

Tak, konsument zawsze jest stroną słabszą w relacji z bankiem czy jakimkolwiek innym przedsiębiorstwem obstawionym prawnikami. Tak, nawet gdyby przeczytał umowę kredytową i nie chciał się zgodzić na jakieś zapisy, nie miałby szans, umowy kredytowej z bankiem się nie negocjuje - albo podpisujesz, albo do widzenia.

Ale nie zdejmujmy z konsumentów całej odpowiedzialności, nie zwalniajmy ich z myślenia i odrobiny odpowiedzialności za własne decyzje, bo to grozi katastrofą - nie tylko w życiu gospodarczym, ale i społecznym.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA