REKLAMA
  1. bizblog
  2. Zakupy

Eobuwie otworzyło fantastyczny sklep. Jest tylko jeden problem: poczułem się w nim jak głupek

Zostałem zaproszony na otwarcie pierwszego sklepu stacjonarnego eobuwie poza granicami Polski. Zachwyciłem się wystrojem, cieszyłem się jak dziecko, przerzucając setki par butów i ubrania na dotykowym ekranie. A potem cała ta innowacja zaczęła mnie krępować tak bardzo, że zacząłem się zastanawiać, czy nie wrócić do domu bez zakupów.

10.08.2021
8:01
Eobuwie otworzyło fantastyczny sklep. Jest tylko jeden problem: czułem się w nim jak głupek
REKLAMA

Sklep stacjonarny eobuwie połączony pod jednym dachem z Modivo nie jest całkowitą nowością. W Polsce można przetestować ten koncept już w kilku galeriach handlowych w Polsce, np. w stołecznej Galerii Młociny. A jednak otwarcie podobnej placówki w Pradze było na swój sposób wyjątkowe. Platformy należące do Grupy CCC zadebiutowały za granicą w stacjonarnej odsłonie.

REKLAMA

Przyznam, że nie miałem wcześniej okazji zawitać do żadnego z nich. O ile jednak zasady działania sklepów Eobuwie były dla mnie dość jasne, o tyle praktyczne funkcjonowanie Modivo stanowiło jedną wielką tajemnicę.

Pewnie dlatego wchodziłem do praskiej placówki z dusza na ramieniu. Nie należę może do przesadnie wstydliwych jeśli chodzi o korzystanie z urządzeń autonomicznych w miejscach publicznych, ale...

Kupowanie ubrań zawsze mnie w pewien sposób krępowało

Chwytam bluzę, by rozmyślić się po 15 sekundach i odłożyć ją na miejsce. Przeglądam z zachwytem koszule, by po zdjęciu z wieszaka pierwszej z nich zorientować się, że stoję w dziale damskim. Biorę do przebieralni trzy pary tych samych spodni, bo wiem, że z moją sylwetką trudno będzie znaleźć coś za pierwszym razem. I tak dalej i tak dalej.

I wiecie co? Modivo w dużym stopniu ten dyskomfort zmniejsza. Ale o tym za chwilę. Bo testy postanowiłem zacząć prawilnie. Od zakupu nowych butów.

 class="wp-image-1506874"

Pod tym względem eobuwie urasta w moich oczach do roli lidera branży. Innowacyjny system esize.me pozwala zmierzyć stopy i doradzić, jaki rozmiar buta do niej dobrać. W ten sposób kończą się słynne dylematy związane z tym, że każdy producent tworzy sobie rozmiarówkę według własnych zasad. Maszyna o tym wie. Maszyna wie też, gdzie kończy się twój duży palec. I dobierze ci buty tak, żebyś nie musiał biegać po tę samą parę po kilka razy.

W zasadzie to nie trzeba w ogóle biegać, bo cały wybór dokonywany jest z poziomu dotykowych wyświetlaczy rozmieszczonych wzdłuż kanap. Po prostu klikamy we właściwy model, wybieramy rozmiar, a obsługa w ciągu kilku minut przynosi nam pudełko pod nos. Możemy też posegregować sobie obuwie pod kątem dostępności rozmiarów, cen i innych parametrów znanych z witryn internetowych.

Tak też zrobiłem. Fajnie. Pierwszy punkt zaliczony. Pora na ubrania.

W teorii zakupy w Modivo wyglądały jeszcze atrakcyjniej niż w eobuwiu

Korzystając z tego samego wyświetlacza, można było przejść do panelu z bluzami, spodniami, koszulami itd. Znów, wybieramy model, markę, rozmiar i wrzucamy do koszyka maksymalnie pięć produktów.

Z koszulkami czy dresami jest jednak ten problem, że normy społeczne niekonieczne zalecają przymierzanie ich w pomieszczeniu pełnym innych ludzi. Wpisuje więc do systemu numer telefonu, dostaję kod SMS-em i... nie wiem co dalej.

Zaczynają się schody. Robiąc research przed wyjazdem, nie doczytałem, jak to działa. System mnie o tym nie poinformował. Lekko zdezorientowany idę do korytarza z przebieralniami. Ale nie mam żadnego numeru. Gdzie powinienem wejść? Miła pani z obsługi cofa mnie o kilka kroków do stolika. Okazało się, że miałem zatrzymać się chwilę wcześniej, gdzie miły pan przyjrzałby się mojej rezerwacji i skierował mnie za odpowiednie drzwi. Uff, ale to już za mną. Teraz powinno być łatwiej prawda?

Niekoniecznie. Po dłuższym czasie oczekiwania w pustej przymierzalni, którą miał uprzyjemnić quiz modowy (dzięki, wolę jednak pogapić się w telefon), jedna ze ścian odsunęła się, a w środku znalazłem wybrane przez siebie ubrania. Wszystko się zgadza. Jak to zwykle w moim przypadku bywa z pięciu sztuk, pasują tylko dwie. Trudno. Zaznaczam na ekranie, które z nich chcę kupić, a które trzeba odesłać z powrotem do magazynu.

 class="wp-image-1506865"

Ale ekran płata mi figla i każdą sztukę wyświetla podwójnie. Co teraz? Wciskam przycisk wzywający obsługę. Po chwili słyszę, że to błąd i powinienem się tym nie przejmować. Wychodzę więc z przymierzalni i orientuję się znów nie wiem, co mam robić. Ubrania, które chcę kupić powędrowały do kasy. Ale skąd obsługa będzie wiedzieć, które zamówienie jest moje? Przy ladzie kręci się przecież dużo osób.

Zagaduje do sprzedawczyni. Do konsensusu dochodzimy, wymieniając, co powinno znaleźć się w mojej paczce. Upewniam się, czy tak to powinno wyglądać, czy jednak zrobiłem coś nie tak. Zaczyna mi się robić zwyczajnie głupio. Może po prostu po przekroczeniu „30” dołączyłem niespodziewanie do ludzi, którzy muszą mrużyć oczy, wybierając numer telefonu? A może ogarnięcie działania kas samoobsługowych w sklepach spożywczych to szczyt moich możliwości? Sprzedawczyni uspokaja mnie, że o tylko zamieszanie spowodowane pierwszymi godzinami działania sklepu.

Mnie to jednak nie do końca przekonuje. Owszem, wiele problemów wynikało pewnie z faktu, że zaproszeni goście byli jednocześnie pierwszymi testerami. Ale nie wszystkie. Zabrakło mi w tym wszystkim poprowadzenia klienta za rączkę. Łopatologicznie przedstawionej instrukcji, z której dowiedziałbym się, co robić krok po kroku. Moment, w którym konsument zaczyna wątpić w swoją inteligencję, to czasem ostatnie sekundy, które spędza w sklepie.

I to z pewnością będzie dla szefów eobuwie ogromne wyzwanie

Bo zaprojektować sprawnie działający mechanizm z dziesiątkami skanerów i taśmociągami dowożącymi buty i ubrania do klientów to jedno, a przekonać klientów, że nie zbłaźnią się, próbując z niego skorzystać, to już zupełnie inna historia. Za to kiedy się to uda, wróżę półautonomicznym sklepom polskiej sieci ogromną karierę. Bo umówmy się, że ograniczenie do minimum krzątania się po sali i kontaktu z obsługą spodoba się:

REKLAMA
  • introwertykom
  • nieśmiałym
  • osobom obawiających się zarażenia koronawirusem
  • ludziom, którzy nie lubią ludzi
  • klientom, których męczy przedzieranie się przez półki i wieszaki, by znaleźć coś ładnego

Jak tak się zastanawiam, to całkiem duża grupa docelowa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA