REKLAMA
  1. bizblog
  2. Felieton
  3. Energetyka

Zapadła decyzja ws. Elektrowni Ostrołęka. Nieśmiało pytam, co robią nasze służby?

Państwowe koncerny energetyczne Enea i Energa poinformowały o zawieszeniu finansowania budowy bloku energetycznego Ostrołęka C. To w zasadzie koniec projektu, który w ostatnich latach budził liczne kontrowersje. Czy słusznie?

15.02.2020
8:31
Elektrownia-Ostroleka-bedzie-drozsza
REKLAMA

Rozbudowa Elektrowni Ostrołęka miała sens dekadę temu. Wynikało to ze specyficznej sytuacji polskiego systemu energetycznego. Na północ od Warszawy do dziś nie ma praktycznie żadnych dużych siłowni produkujących prąd. W niedalekiej przeszłości przekładało się to w części województwa mazowieckiego, a także województwach: pomorskim i warmińsko-mazurskim na duży deficyt energetyczny.

REKLAMA

Taka sytuacja skazywała te obszary na import, co dla państwa oznaczało sytuację mało komfortową. Tym bardziej że zainteresowanie sprzedażą energii do Polski wyrażały Rosja i Białoruś, co rodziło obawy związane z potencjalnym narażeniem na szwank bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. W konsekwencji tej sytuacji powstał pomysł, by rozbudować elektrownię w Ostrołęce o nowy blok i zaspokoić lokalne zapotrzebowanie na prąd z własnego źródła.

W tym czasie sytuacja zupełnie się zmieniła

Przede wszystkim w 2016 oddano do użytku pierwszy etap projektu LitPol Link – mostu energetycznego łączącego Polskę i Litwę w okolicach przesmyku suwalskiego. Umożliwiło to uruchomienie na szeroką skalę importu energii szwedzkiej przez terytorium litewskie i zniwelowanie deficytu obszarów położonych na północ od Warszawy. Istotne było przede wszystkim to, że energia ze Skandynawii była bezpieczna politycznie i nie stwarzała ryzyka analogicznego do prądu pochodzącego z Rosji (choć i jej niewielkie wolumeny trafiają obecnie nad Wisłę przez LitPol Link, co warto odnotować).

Drugi czynnik, który pozbawił sensu projektu rozbudowy Elektrowni Ostrołęka to zaostrzająca się polityka klimatyczna Unii Europejskiej. Przełożyła się ona na drastyczny wzrost uprawnień do emisji CO2 i zakwestionowała rentowność elektrowni opalanych węglem. Pod koniec 2018 r. za tonę wyemitowanego CO2 trzeba było już zapłacić powyżej 20 euro, co oznaczało straty czołowych producentów energii w Polsce, a w 2019 niemal 30 euro.

Skąd to parcie do rozbudowy Elektrowni Ostrołęka?

W takich warunkach opalany węglem blok Ostrołęki C już w momencie przystąpienia do prac budowlanych był nierentowny. Doskonale zdawały sobie z tego sprawę prywatne banki, które nie miały zamiaru uczestniczyć w finansowaniu tej inwestycji, mimo że stała się ona oczkiem w głowie ówczesnego ministra energii, Krzysztofa Tchórzewskiego.

To za jego kadencji nadzorowane przez resort, na którego czele stał, spółki skarbu państwa – Enea i Energa zaczęły mocno przeć do budowy bloku węglowego Ostrołęka C.

Według ustaleń „Gazety Wyborczej” szkodliwe działania prowadzone przez zarządy wspomnianych spółek giełdowych przełożyły się na około 1 mld zł strat. Dlaczego zatem wbrew ekonomicznej logice i zwykłemu zdrowemu rozsądkowi nadal forsowano rozbudowę elektrowni Ostrołęka? I to mimo negatywnych komentarzy ze strony instytucji finansowych, ekspertów rynku energetycznego, dziennikarzy i organizacji ekologicznych?

Dziś możemy jedynie spekulować

Przede wszystkim warto wspomnieć o kontekście politycznym. Ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski był jedynką na listach PiS w wyborach parlamentarnych z okręgu siedlecko-ostrołęckiego. Szacowany na 6-7 mld zł projekt rozbudowy lokalnej elektrowni mógł zatem stanowić element prowadzonej przez niego kampanii wyborczej. Nie tylko tej, ale również samorządowej, bo region jest mocno nasycony jego ludźmi. Popularny żart w spółkach energetycznych z tamtego czasu mówił, że jeśli chce się mieć szansę na dobrą pracę, w którejś z nich, to w CV należy wpisać jako miejsce urodzenia Siedlce (rodzinne miasto Tchórzewskiego). Jak dalece prawdziwa to anegdota? Można się jedynie zastanawiać.

REKLAMA

Drugi element, który w sprawie budowy bloku Ostrołęka C wydaje się niezwykle interesujący, to kwestia opalania go węglem. Dlaczego w dobie zaostrzającej się polityki klimatycznej i rosnących problemów ze zbytem drogiego węgla z polskich kopalń nie zdecydowano się na turbinę gazową? To dobre pytanie dla odpowiednich służb, które powinny przyjrzeć się sprawie i zastanowić, kto tak naprawdę zarabiałby na dostawach węgla do nowego bloku? Czy na pewno byłyby to polskie kopalnie znajdujące się w rękach Skarbu Państwa?

Piotr Maciążek: publicysta specjalizujący się w tematyce sektora energetycznego. W 2018 r. nominowany do najważniejszych nagród dziennikarskich (Grand Press, Mediatory) za stworzenie fikcyjnego eksperta Piotra Niewiechowicza, który pozyskał wrażliwe informacje o projekcie Baltic Pipe z otoczenia ministra Piotra Naimskiego. Autor książki "Stawka większa niż gaz" (Arbitror 2018 r.), współautor książki Młoda myśl wschodnia (Kolegium Europy Wschodniej 2014 r.). Obecnie pracuje nad kolejnym tytułem – tym razem dotyczącym polskich służb specjalnych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA