REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Elektrownia jądrowa w Polsce uwiera naszych sąsiadów. I nie chodzi tylko o Niemców

To kwestia paru tygodni. Dwóch, może trzech. W tym czasie powinniśmy się już dowiedzieć, kto wybuduje pierwszą, polską elektrownie jądrową. Teraz okazuje się, że te atomowe plany Warszawy martwią Estonię. Z kolei u naszych zachodnich sąsiadów trwa w rządzie cały czas przeciąganie liny i nie ma jeszcze ostatecznej decyzji co do tego, co Niemcy zrobią w przyszłości ze swoimi reaktorami. Zieloni chcą je szybko wyłączać, a liberałowie zwracają uwagę na bezpieczeństwo energetyczne.

22.10.2022
7:06
SMR-transformacja-energetyczna-PEP2040
REKLAMA

Kto wybuduje w Polsce pierwszą elektrownię jądrową, która ma powstać na terenie trzech gmin: Choczewo, Gniewino i Krokowo, wciąż nie wiadomo. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe złożyła już raport środowiskowy dla tej lokalizacji.

REKLAMA

Amerykanie z Westinghouse Electric Company celują w elektrownie z trzema reaktorami o łącznej mocy 3,6 GW. Potem podobna instalacja miałaby powstać w innej, jeszcze nie wskazanej ostatecznej lokalizacji. Jak zapewniają eksperci z USA dwie takie elektrownie zaspokoiłyby nawet 36 proc. polskiego, rocznego zapotrzebowania energetycznego.

Francuzi z kolei chcą nam wybudować 4-6 reaktorów EPR o łącznej mocy od 6,6 do 9,9 GW, a Koreańczycy z KHNP złożyli ofertę na budowę sześciu reaktorów o łącznej mocy 8,4 GW. Przypomnijmy: Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. zakłada start budowy w 2026 r., w efekcie czego w 2033 r. mamy już się cieszyć energią z atomu.

Tymczasem nasi zachodni sąsiedzi idą w odwrotnym kierunku. Cały czas wszak obowiązuje plan, w którym trzy działające obecnie w Niemczech elektrownie jądrowe: Isar 2, Emsland i Neckarwestheim 2 będą funkcjonować tylko do końca roku. Warszawa krytykuje za to Berlin. Dla Polski, zwłaszcza teraz, w dobie kryzysu energetycznego, każdy megawat jest na wagę złota.

Trudno jest zrozumieć niemiecką politykę

– komentuje Aleksander Śniegocki, szef Instytutu Reform.

Niemcy: decyzja o atomie dzieli rząd

Okazuje się, że kłopoty z jej zrozumieniem mogą mieć też sami Niemcy. Bo także nie ma jedności w tej sprawie w rządzie kancelaria Olafa Scholza. Inne zdanie na ten temat mają Zieloni, a inne liberałowie z FPD. Początkowo trzy niemieckie elektrownie miały zakończyć swój żywot z końcem tego roku.

Ale kryzys energetyczny wywołał nową presję, pod naciskiem której niemieccy Zieloni na ostatnim kongresie zmienili nieco dotychczasowy, antynuklearny kurs. Zgodzono się na warunkowe przedłużenie funkcjonowania niemieckich reaktorów, ale tylko do kwietnia 2023 r. Zieloni przy okazji określili jednak czerwone linie, których nie wolno Niemcom przekraczać. To np. zakup nowego paliwa jądrowego. Z takim punktem widzenia nie chcą jednak zgodzić się współtworzący z Zielonymi rząd liberałowie. 

Jeśli chodzi o zapobieganie szkodom dla naszego kraju, redukcję rujnująco wysokich cen energii, zapobieganie blackoutom - nie ma dla mnie żadnych czerwonych linii – stawia sprawę jasno Christian Lindner, szef FPD i jednocześnie niemiecki minister finansów.

Liberałowie chcą, żeby niemieckie elektrownie jądrowe działały co najmniej do 2024 r., gwarantując przy okazji Berlinowi bezpieczeństwo energetyczne.

Polska elektrownia jądrowa wystraszyła Estonię

REKLAMA

Niemieccy zwolennicy zamykania u nich elektrowni jądrowych na cztery spusty nie są też zadowoleni z atomowych planów Polski. Okazuje się, że nie oni jedyni. Teraz coraz większe obawy w związku z nadmorską inwestycją Warszawy zgłasza estońskie Ministerstwo Środowiska. Resort chce do połowy grudnia spisać wszystkie możliwe zagrożenia.

Ministerstwo Środowiska, formułując swoje stanowisko, koncentruje się przede wszystkim na oddziaływaniu długoterminowym, tzn. czy planowana elektrownia jądrowa może mieć znaczący transgraniczny wpływ na środowisko w Estonii, a jeśli tak, to jaki – zaznacza w rozmowie z estońskim publicznym nadawcą radiowo-telewizyjnym EER Rainer Persidski, doradcy ds. środowiska w rządzie Estonii.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA