REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Łukaszenka uruchamia elektrownię atomową bez pełnej certyfikacji. Na Litwę padł strach, UE ostrzega

Aleksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi, kolejny raz pokazał, że nie zamierza słuchać jakichkolwiek rad Komisji Europejskiej. I nie bacząc na swoje i sąsiadów bezpieczeństwo pozwolił uruchomić - bez wdrożenia wszystkich rekomendacji bezpieczeństwa - elektrownię jądrową w Ostrowcu.

05.07.2021
9:36
elektrownia-jadrowa-w-Polsce
REKLAMA

Tu nie chodzi tylko o gospodarkę. Owszem, w założeniach elektrownia jądrowa w białoruskim Ostrowcu ma produkować 18 mld kilowatogodzin każdego roku, co z pewnością w miksie energetycznym Mińska zostawi swój ślad. Tutaj mamy jednak też do czynienia z polityką i charakterystycznymi dla niej międzynarodowymi kuksańcami. To też pozwala Łukaszence jeszcze bardziej zabetonować wewnętrzną scenę polityczną i opowiadać propagandowe bzdury, że od teraz Białoruś jest nuklearną potęgą. 

REKLAMA

„Jej powstanie, przy wsparciu Rosji, miało pokrzyżować plany budowy nowej elektrowni jądrowej na Litwie. Z kolei sprzedaż energii elektrycznej do państw UE miała zapewnić Białorusi dodatkowe dochody” - przekonuje Anna Dyner analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z przegladbaltycki.pl.

Eksperci szacują, że Moskwa nawet w 90 proc. finansuje ten atomowy projekt. Nic w tym aż tak dziwnego, wszak wkładanie kija w energetyczne szprychy Europy to jedno z ostatnio ulubionych zajęć Putina.

Elektrownia jądrowa na Białorusi przy granicy UE

O ostrożność przy okazji uruchamiania białoruskiej elektrowni od miesięcy prosiła KE. Bezskutecznie. Kadry Simsons, unijny komisarz ds. energetyki i klimatu, właśnie ostrzegła, że elektrownia rozpoczęła pracę, bez wdrożenia wszystkich rekomendacji bezpieczeństwa przedstawionych przez Brukselę. Łukaszenko jeszcze raz postanowił bardzo wyraźnie pokazać, że stanowisko Unii Europejskiej nie interesuje go w ogóle i nie zamierza brać go pod uwagę. Decydująca ma być opinia inspektorów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA).

Elektrownia w Ostrowcu znajduje się raptem 40 km od stolicy Litwy - Wilna, a więc też granic UE. Nic więc dziwnego, że już w lutym 2021 r. Parlament Europejski żądał opóźnienia jej uruchomienia. Kadri Simson zaznaczał wtedy, że „chociaż uruchomienie elektrowni jest suwerenną decyzją Białorusi, do budowania zaufania przyczyniłoby się podjęcie dalszych decyzji po zakończeniu wzajemnej weryfikacji i wprowadzeniu niezbędnych ulepszeń w zakresie bezpieczeństwa”.

Bardzo ważne jest, aby uniknąć jakichkolwiek pośpiesznych procesów lub niepotrzebnych zagrożeń dla bezpieczeństwa

pisała Simson do Romana Gołowczenki, premiera Białorusi. 

Szykuje się nowy Czarnobyl?

Nie od dzisiaj dla prezydenta Litwy Gitanasa Nausedy białoruska elektrownia jądrowa to beczka prochu, na której siedzi pół Europy. W jednym ze wpisów na Instagramie w tym roku ostrzegał przed potencjalną katastrofą nuklearną. Od lat też w kontekście elektrowni w Ostrowcu mówi się o „nowym Czarnobylu”. Bo tak też podpowiada historia. Idea, żeby wybudować niedaleko Mińska reaktor atomowy, który mógłby konkurować właśnie z tym czarnobylski, powstała na początku lat 80. ubiegłego wieku. 

Te plany najpierw pokrzyżowała tragiczna awaria w Czarnobylu z 1986 r. a potem rozpad Związku Radzieckiego i przedłużające się uzależnienie energetyczne Białorusi od Rosji. Chęć przemodelowania tej relacji pojawiła się dopiero w 2007 r. Łukaszenka nie miał wyboru i w styczniu 2008 r. podpisał dekret formalizujący budowę tej elektrowni. Paradoksalnie jej budowę zlecono rosyjskiej firmie Rosatom. 

Białoruś niby współpracuje z MAEA. W 2015 r. przyjęła zaawansowany program związany z zarządzaniem odpadami jądrowymi na podstawie zasad Agencji. Jednak na argumenty dotyczące bezpieczeństwa w trakcie późniejszej eksploatacji nie reaguje. A Litwa przez te ostatnie lata uzbierała ich całkiem sporą listę. Wilno nie od dzisiaj zwraca uwagę, że białoruska elektrownia znajduje się w strefie aktywności sejsmicznej. Litwa wskazuje też na popełniane błędy w trakcie budowy. W sierpniu 2016 r. rdzeń reaktora miał spaść z wysokości 4 metrów. Nie bez znaczenia są też wcześniejsze raporty MEAE stwierdzające problemy, jeżeli chodzi o składowanie odpadów czy dochowanie standardów bezpieczeństwa jądrowego.

Białoruś jeszcze bardziej zależna energetycznie od Rosji?

REKLAMA

Komentatorzy zwracają uwagę jeszcze na jedno: białoruska elektrownia jądrowa w Ostrowcu absolutnie nie spełnia swoich podstawach założeń, czyli uniezależnienia energetycznego od Moskwy. Rosatom jej budowę zlecił zależnej spółce Atomstrojeksport, której głównym zadaniem jest promowanie za granicą rosyjskich wpływów.

To właśnie ta firma była mianowana przez Putina na „narodowego czampiona” w energetyce jądrowej. Dlatego obserwatorzy uważają, że być może nawet Mińsk zmniejszy uzależnienie od rosyjskiego gazu do ok. 55 proc. Jednak bardziej będzie potrzebował Moskwy, biorąc pod uwagę zapotrzebowanie na paliwo jądrowe, konieczne remonty i też spłatę zadłużenia podjętego na rzecz budowy elektrowni w Ostrowcu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA