REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Według rządu tylko dobra wola Brukseli uratuje nas przed drastycznym wzrostem cen energii

Do pilnych spraw, jakie Warszawa musi obgadać z Brukselą (np. umowa społeczna rządu z górnikami), można dopisać kolejną pozycję. Wicepremier Jacek Sasin przyznał, że bez negocjacji z Komisją Europejską ceny prądu w Polsce poszybują w górę.

09.05.2021
21:29
ceny-energii-w-Polsce-w-2023
REKLAMA

Już od paru lat eksperci, ale też przedstawiciele energetyki i górnictwa biją na alarm, że jeżeli cena emisji C02 będzie nadal tak drastycznie rosła, to nie dość, że Polaków zaleje fala drastycznych rachunków za prąd, to w dodatku finansowo nie poradzi sobie wiele polskich elektrowni i kopalń.

REKLAMA

Ten uzasadniony lament zaczął się jeszcze w 2019 r., kiedy za wyemitowanie jednej tony dwutlenku węgla trzeba było zapłacić ponad 27 euro. Dotąd rząd jakby tego problemu nie dostrzegał. Umówił się za to z górnikami, że ostatnią kopalnię zamknie w 2049 r. Tymczasem Bruksela tylko przyspiesza zieloną rewolucję, a ceny emisji CO2 właśnie wskakują na poziom 50 euro. Sytuacja staje się naprawdę poważna, stąd doczekaliśmy się w końcu jakiejś reakcji. 

Wicepremier i szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin przyznał, że chcąc uniknąć drastycznych podwyżek za prąd pochodzący głównie z węgla - konieczne będzie porozumienie z KE. 

Robimy wszystko, by tych podwyżek dzisiaj uniknąć

– twierdzi Sasin.

Ceny prądu tuż przed marszem w górę

Na razie może wydawać się, że groźba drastycznych podwyżek cen prądu, to jakiś mityczny Jednorożec, który niby gdzieś tam jest, skrada się, ale tak naprawdę nigdy nas nie odwiedzi. Tegoroczna zmiana taryf przez Urząd Regulacji Energetyki spowodowała wzrost rachunków o ok. 8 zł. W skali roku. Nie ma więc co drzeć szat. Tylko że to za chwilę może się mocno zmienić. Bo cena emisji CO2 do tej pory w tym roku urosła o połowę i cały czas puchnie. Jeszcze na początku marca była poniżej poziomu 40 euro. Miesiąc później to było już 43-44 euro. Od końca kwietnia ta wartość nie spada poniżej 48 euro. 

Tymczasem przepytane w styczniu przez Reutersa instytucje finansowe przewidywały, że cena emisji CO2 w latach 2022-2023 osiągnie pułap 46 euro. W 2025 r. ma to być już 72 euro. I absolutnie nie są to wyliczenia oderwane od rzeczywistości. Warto w tym miejscu przypomnieć tegoroczną analizę Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami. Tamtejsi specjaliści przewidywali, że cena 50 euro za wyemitowanie tony dwutlenku węgla nastanie już w trzecim lub czwartym kwartale tego roku. Wartość 72 euro zaś przewidują w 2030 r. 

Tymczasem Polityka Energetyczna Polski do 2040 r. przewiduje, że w 2030 r. udział odnawialnych źródeł energii w polskim miksie energetycznym urośnie do 23 proc. Z kolei udział węgla z obecnych ponad 70 proc. ma spaść do 11-28 proc. Ale dopiero w 2040 r. Biorąc zaś pod uwagę, że rzeczywistość pod tym względem jednak wyprzedza eksperckie scenariusze, faktycznie jedyną radą dla polskiego rządu, żeby uchronić kraj przed ogromnymi podwyżkami cen energii, jest jak najszybsze rozpoczęcie negocjacji z KE.

Wszystko przez politykę klimatyczną UE, która się tak szybko zmienia

Wicepremier Jacek Sasin ma już głównego winowajcę tego całego zamieszania z ceną prądu w Polsce. Jego zdaniem to wszystko przez politykę klimatyczną UE. 

Zmienia się ona bardzo szybko i rzeczywistość, w której byliśmy jeszcze dwa-trzy lata temu, była inna, dziś jest inna, te ceny są dużo wyższe

– argumentuje.

Takie postawienie sprawy może jednak trochę dziwić. Przecież Bruksela swoją neutralność klimatyczną ogłosiła oficjalnie pod koniec 2018 r. Od początku było też wiadomo, że głównym instrumentem nakłaniającym poszczególne państwa do zeroemisyjności będzie system handlu emisjami EU ETS. We wrześniu 2020 r. przed nim górników przestrzegali w Katowicach koledzy ze Zjednoczonej Prawicy wicepremiera Sasina - europosłowie Anna Zalewska i Grzegorz Tobiszowski. Mówili wtedy, że wszystko idzie w tym kierunku, żeby Polska koniec końców importowała energię. 

W bardzo podobnym tonie wcześniej jeszcze jako jeden z zastępców Jacka Sasina w Ministerstwie Aktywów Państwowych wypowiadał się też poseł Janusz Kowalski, później zdymisjonowany przez krytykę premiera Mateusza Morawieckiego za - jego zdaniem - zbytnią uległość szefa polskiego rządu przy okazji ustalania nowego celu klimatycznego (redukcja emisji CO2 o 55 proc. względem tej z 1990 r.). 

System EU ETS hamuje faktycznie polską transformację energetyczną i inwestycje w nowe technologie. Przecież EU ETS jest coraz większym kosztem dla takich spółek jak PGE, Grupa Azoty czy Tauron

– przekonywał Kowalski w styczniu.

Janusz Kowalski, dzisiaj jako przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Suwerenności Energetycznej, jak mantrę powtarza też, że pieniądze, które trafiają do systemu ETS można „z powodzeniem wydać na innowacje czy inwestycje”. Teraz jego były szef Sasin idzie w zupełnie inną narrację: rząd robi co tylko może, ale wszystko zależy od dobrej woli Brukseli.

Komisja Europejska zdecyduje o polskiej transformacji energetycznej

REKLAMA

Negocjacje z KE mogą być wyjątkowo trudne. Tak naprawdę właśnie na nich oparto cały model transformacji energetycznej „Made in Poland”. Przecież już w porozumieniu rządu z górnikami z września 2020 r., w którym zawarto harmonogram zamykania kopalni do 2049 r., zawarto zapis, że podjęte ustalenia wejdą w życie - o ile zgodę na nie wyrazi właśnie Bruksela. Taki mechanizm powtórzono w parafowanej już umowie społecznej z górnikami. Tam też zwarto mechanizm pomocy publicznej dla górnictwa, który miałby opiewać na kwotę 2 mld zł rocznie. 

Teraz z kolei wicepremier Jacek Sasin, utyskując na niby gwałtownie zmieniające się drogowskazy klimatyczne KE, wprost sugeruje, że to czy Polacy będą za niedługo dostawać horrendalne rachunki za prąd - tak naprawdę zależy wyłącznie od dobrej woli Brukseli. Rząd zaś nie ma w tej gestii sobie niczego do zarzucenia. „Robimy wszystko, żeby wygrać ten wyścig, żebyśmy szybciej zdołali przestawić naszą energetykę na te inne źródła, które pozwolą Polakom korzystać z taniej energii i nie dać się dogonić tym rosnącym cenom emisji” - bije się w pierś szef aktywów państwowych.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA