REKLAMA
  1. bizblog
  2. Energetyka

Ceny na stacjach paliw to cisza przed burzą. Wielka wojna o ropę wciąż trwa

Na rynku ropy trwa zacięta walka. Po jednej stronie barykady ustawili się ci, którzy celują w jak najniższe ceny surowca, przez co ma wyraźnie też ucierpieć rosyjska machina wojenna. Ale drugi obóz wcale nie zamierza uderzać w Moskwę i robi wszystko, żeby ropa nie była za tania. W środku tego sporu są konsumenci z całego świata. Na razie gra toczy się ponad ich głowami, ale za chwilę zaczną to odczuwać już własnymi portfelami.

05.12.2022
11:15
Ceny na stacjach paliw to cisza przed burzą. Wielka wojna o ropę wciąż trwa
REKLAMA

Na polskich stacjach paliw żadnego poruszanie na rynku ropy nie widać. Przez naliczane wcześniej bardzo wysokie marże w handlu detalicznym możemy spodziewać się dalszych obniżek. Jak przewidują analitycy z e-petrol, benzyna Pb95 w tym tygodniu ma nie kosztować więcej niż 6,55 zł, diesel 7,76 zł, a autogaz 2.99 zł.

REKLAMA

Tymczasem jeszcze w połowie października litr oleju napędowego potrafił kosztować 8,08 zł, najpopularniejsza benzyna ok. 6,95 zł. Z kolei gaz LPG jeszcze dwa miesiące temu, na początku września, kosztował jakieś 3,15 zł. Z punktu widzenia polskiego kierowcy mamy więc do czynienia z uspokojeniem się od tygodni sytuacji, a nie żadną rewolucją. Tyle tylko, że to może być modelowa wręcz cisza przed burzą. Bo jesteśmy świadkami przeciągania liny na rynku ropy. To, kto wykaże się w tym sporze większą determinacją, nie tylko zdeterminuje przyszłe ceny, ale też - a może przed wszystkim - będzie decydował o losie gospodarki Rosji. W tzw. międzyczasie Moskwa robi dobrą minę do złej gry. 

Sankcje nie zniszczyły odporności rosyjskiego systemu finansowego, ani nie wpłynęły na stabilność makroekonomiczną - twierdzi Michaił Miszustin, premier Rosji, cytowany przez New York Times.

Tymczasem dane przemysłowe mówią coś dokładnie odwrotnego. Np. produkcja samochodów w Rosji od początku roku do września spadła aż o 77 proc. rok do roku. Nawet Putin przyznał, że w niektórych sektorach zależność od importowanych części sięga 90 proc. Zachód zaś chce przycisnąć Moskwę jeszcze bardziej do ściany. Ma to ułatwić sytuacja na rynku ropy. Jeżeli jej będzie dużo, to spadnie jej cena i Rosja w mniejszym stopniu wspomoże swoją gospodarkę. Do tego potrzeba jednak konkretnych decyzji po stronie państw OPEC+, których ciągle nie ma.

Rynek ropy: kraje OPEC+ nie zwiększą produkcji

Trudno zliczyć ostatnie naciski Stanów Zjednoczonych na Arabię Saudyjską w sprawie zwiększenia produkcji ropy w ramach grupy OPEC+. Do tej pory te starania administracji prezydenta Bidena nie przynosiły żadnych efektów. I teraz, po zorganizowanym spotkaniu OPEC+ 4 grudnia, jest dokładnie to samo. Waszyngton oczekiwał decyzji o zwiększeniu produkcji, co spowodować miało spadek ceny ropy i oznaczałoby kolejne kłopoty Moskwy. Tyle, że nic takiego nie miało miejsca. Kraje OPEC+ nie dość, że w żaden sposób nie zmieniły swoich kwot produkcyjny, to w dodatku ustaliły, że już nie będą spotykać się co miesiąc, jak to miało ostatnio miejsce. Kolejne obrady zaplanowano dopiero na luty, a następne na czerwiec. Ale analitycy nie wykluczają w międzyczasie pewnych ruchów korygujących.

Podczas gdy OPEC pozostał stabilny w kwestii wydobycia w weekend, spodziewam się, że będą nadal równoważyć rynek - twierdzi Baden Moore, szef badań towarowych w National Australia Bank, cytowany przez Reutersa.

Batalia o ropę. Ten miecz ma dwa końce

Jedni chcą więc, jak najwięcej ropy na rynku, przez co będzie znacznie tańsza i Putin w ten sposób mniej zarobi. A drudzy nie chcą w ten sposób uderzać w Moskwę i produkcję surowca od miesięcy trzymają na smyczy. Ale wcale nie jest tak, że kraje OPEC+ mogą stawiać na swoim, bez żadnych konsekwencji. Arabia Saudyjska i jej sojusznicy nie od dziś krytycznie odnoszą się do zaproponowanego przez kraje G7 limitu cenowego na ropę z Rosji na poziomie nie większym niż 60 dol. za baryłkę. Tego kraje OPEC+ boją się jak ognia. Dlatego rzucają wyzwanie Zachodowi i rezygnują z co miesięcznych spotkań, sugerując, że obecna polityka produkcyjna będzie utrzymana w dłuższej perspektywie czasowej. Chociaż pierwotnie miała obowiązywać tylko do końca 2021 r. 

Decyzja odzwierciedla nieprzewidywalność podaży i popytu w najbliższych miesiącach - tak ostatnie stanowisko OPEC+ komentują analitycy z ANZ.

Ciągle pewną niewiadomą pozostaje dalsza polityka Pekinu względem COVID-19. Chiny po fali protestów zdecydowały się jednak poluzowywać dotychczasowe restrykcje, co za chwilę może spowodować zwiększenie zapotrzebowania energetycznego.

Cena ropy zaczęła powoli puchnąć

Na razie owa nieprzewidywalność widoczna jest na giełdowych wykresach. Owszem, cena ropy zaczyna powoli rosnąć, ale też nie jesteśmy świadkami żadnych nerwowych skoków.

Obecnie baryłka ropy Brent kosztuje powyżej 86,50 dol. Chociaż 1 grudnia to było jeszcze bardzo blisko poziomu 89 dol., ale już kolejnego dnia - nawet mniej niż 85,50 dol.

Zyskuje także ropa WTI. W tym przypadku z kolei kilka dni temu baryłka kosztowała prawie 83 dol., potem na krótką chwilę spadła nawet poniżej 80 dol. Teraz zaś jesteśmy na poziomie cenowym ponad 81 dol.

REKLAMA

Istotna, chociażby w kontekście limitu cenowego dla ropy z Rosji, jest także cena rosyjskiej ropy Urals. W budżecie federalnym założono, że jej cena miała być w 2022 na poziomie ok. 44,2 dol. Tymczasem parę tygodni po napaści Rosji na Ukrainę, w pierwszej połowie marca, Urals kosztowała ponad 100 dol. Ale po tamtych czasach nie ma ani śladu i dzisiaj baryłka rosyjskiej ropy Uralu kosztuje mniej niż 62 dol. To jednak dalej więcej, i od rosyjskich założeń budżetowych, i od zaproponowanego limitu cenowego na ropę z Rosji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA