REKLAMA
  1. bizblog
  2. Motoryzacja /
  3. Transport

Polakom trzeba więcej nowych aut. Pojawią się dopłaty do zakupu i nieoprocentowane kredyty?

Drugi etap odmrażania gospodarki sprawił, że wielu Polaków wróciło już do pracy. Czym mają do niej dojechać, skoro GIS zaleca unikanie komunikacji publicznej? Kryzys wywołany epidemią to dobry moment, aby wrócić do tematu dotacji do samochodów i objąć nimi nie tylko elektryki, ale też nowoczesne samochody z silnikami spalinowymi – podpowiada Carsmile. Inny pomysł to stymulacja popytu przez wprowadzenie odroczonej płatności za samochód i nieoprocentowanych kredytów.

11.05.2020
9:32
Droga do pracy w czasach zarazy. Czy dopłaty do nowych aut to jedyny sensowny i bezpieczny pomysł?
REKLAMA

W ramach drugiego etapu odmrażania gospodarki otwarte zostały galerie handlowe, hotele, instytucje kulturalne i biblioteki oraz gabinety fizjoterapii leczniczej. Markety budowlane dostały zgodę na pracę w sobotę, stopniowo mają też wznawiać działalność żłobki i przedszkola.

REKLAMA

Powrót tych instytucji do nowej normalności oznacza, że wiele osób, które obowiązków nie mogą wykonywać zdalnie, musi dojeżdżać do pracy.

Unikanie komunikacji miejskiej nie jest łatwym zadaniem, bo wśród licznych zaleceń Głównego Inspektora Sanitarnego, znalazło się m.in., by unikać dojazdu do pracy środkami komunikacji publicznej. Innymi słowy, GIS zaleca, aby do pracy dojeżdżać samochodem i to takim, który nie jest współdzielony, ewentualnie rowerem, skuterem lub innym jednośladem.

Analitycy Carsmile - platformy, za której pośrednictwem można wynająć albo wyleasingować samochód – sprawdzili, jak wygląda sytuacja gospodarstw domowych pod względem możliwość dojazdu do pracy prywatnym autem. Jest to ważne nie tylko w kontekście zaleceń GIS, ale też w związku z ograniczoną liczbą miejsc w publicznych środkach transportu. W autobusach i tramwajach zajęta może być tylko połowa miejsc siedzących. Jeśli w ślad za odmrażaniem gospodarki nie pójdzie łagodzenie tych ograniczeń, część osób dojeżdżających do pracy może po prostu nie zmieścić się w autobusie.

Ilu Polaków dojeżdża do pracy własnym autem?

Opublikowany pod koniec stycznia raport GUS „Dochody i warunki życia ludności Polski”, choć obejmuje wyniki badania przeprowadzonego w 2018 roku, wskazuje, że w samochód osobowy wyposażonych jest 68,8 proc. gospodarstw domowych. 7,2 proc. rodzin deklaruje, że nie stać ich na posiadanie auta, a 24 proc. twierdzi, że nie ma samochodu z innych powodów.

W zdecydowanie najlepszej sytuacji są gospodarstwa prowadzone przez przedsiębiorców w 95,3 proc. wyposażone w auto. Z kolei wśród gospodarstw prowadzonych przez osoby utrzymujące się z pracy najemnej, 82,6 proc. deklaruje posiadanie samochodu. Najmniej samochodów mają gospodarstwa rencistów i emerytów.

Z danych Samaru z 2018 roku wynika, że w Polsce zarejestrowanych jest 17,6 mln samochodów osobowych. Jednocześnie dane GUS mówią, że aktywnych zawodowo jest 16,5 mln Polaków. Wynikałoby z tego, że większość naszych rodaków teoretycznie ma jak dojechać do pracy, stosując się do zaleceń GIS. W rzeczywistości nie jest to aż tak oczywiste. Po pierwsze w samochody nie są w wystarczającym stopniu wyposażeni mieszkańcy miast, bo mogli do tej pory bez problemów korzystać z komunikacji publicznej. Po drugie do Polski sprowadza się rocznie milion samochodów używanych, co powoduje, ze wiele aut z owych 17,6 mln jest po prostu w złym stanie technicznym.

Ekologia schodzi na drugi plan

Michał Knitter, wiceprezes Carsmile, zauważa, że wielu użytkowników szuka teraz małego, taniego samochodu do wynajęcia na możliwie najkrótszy okres, aby zapewnić sobie bezpieczny powrót do pracy po okresie kwarantanny. W jego opinii epidemia zmieniła podejście wielu osób, które wcześniej nie potrzebowały auta na własny użytek.

Jak wiadomo, samochód generuje koszty, wymaga posiadania miejsca parkingowego, a poruszanie się po mieście to konieczność stania w korkach. Dziś ekologiczne postawy ustępują jednak obawie przed korzystaniem z komunikacji zbiorowej

uważa Michał Knitter, wiceprezes Carsmile.

Jak podaje Bloomberg, w pierwszym miesiącu po otwarciu salonów w prowincji Wuhan sprzedaż aut wróciła tam do poziomu sprzed lockdownu, a w ostatnich tygodniach pojawił się „boom”, przez co część salonów musiała zwiększyć zatrudnienie. Jak pisze Bloomberg, korki doskwierające mieszkańcom miast przed epidemią w obliczu groźby zarażenia koronawirusem zeszły na drugi plan. Stało się to po tym, gdy na początku roku, popyt na nowe samochody w Chinach ze strony osób prywatnych zmalał niemal do zera.

Z ciekawą sytuacją mamy do czynienia w Stanach Zjednoczonych, gdzie uruchomione zostały różne mechanizmy zachęcające Amerykanów do zakupu samochodów. Koncerny, takie jak Fiat Chrysler, General Motors czy Hyundai, oferują 7-letnie nieoprocentowane kredyty na zakup nowych samochodów. Do tego dochodzi odroczenie płatności pierwszej raty o cztery miesiące, a także specjalny system ochrony nabywców na wypadek utraty pracy.

Pojawiają się propozycje wprowadzenia planu odraczającego płatności i nieoprocentowanych kredytów, które miałyby stanowić ratunek dla branży motoryzacyjnej

To bardzo ciekawa koncepcja. Prowadzimy obecnie rozmowy z przedstawicielami sektora finansowego oraz dealerów samochodowych, aby wdrożyć podobne rozwiązania w Polsce

– komentuje Michał Knitter.

Jego zdaniem takie rozwiązanie byłoby nie tylko antidotum na kłopoty z dojazdem do pracy w okresie pandemii, ale mogłoby też pomóc w rozwiązaniu innego polskiego problemu – zalewu naszego rynku przez stare samochody sprowadzone z Zachodu, które dziś są niestety bardzo konkurencyjne cenowo (choć zakup starego auta to pozorna oszczędność).

Obok działań podejmowanych przez sektor prywatny korzystne byłoby też stymulowanie popytu na nowe samochody ze strony administracji rządowej. Nowe auta to nie tylko większe bezpieczeństwo jazdy, ale też mniej szkodliwych spalin w powietrzu.

Dopłaty do zakupu samochodu. Niemcy chcą kilka tysięcy euro

O wprowadzenie dotacji do zakupu nowych samochodów walczy przemysł motoryzacyjny w Niemczech, chcąc w ten sposób zmniejszyć skutki zapaści wywołanej koronawirusem. Władze trzech niemieckich landów najbardziej uzależnionych od przemysłu motoryzacyjnego Dolnej Saksonii (VW), Bawarii (BMW) oraz Badenii Wirtembergii (Porsche, Daimler) – zaapelowały do kanclerz Merkel do uruchomienia dotacji dla nabywców aut. Kwoty, które zaproponowano to 3 tys. euro do zakupu samochodu z silnikiem benzynowym lub diesla oraz 4 tys. euro dla hybryd, elektryków i wozów napędzanych wodorem. W przeliczeniu na złote dawałoby to dotacje na poziomie prawie 14 tys i ponad 18 tys. zł.

W Polsce niestety do tej pory nie udało się wdrożyć nawet dopłat do aut elektrycznych, choć program był tak szumnie zapowiadany i dyskutowany przez wiele miesięcy. Michał Knitter uważa. że kryzys gospodarczy, z którym zmagamy się obecnie, to dobry moment, aby wrócić do pomysłu dopłat do samochodów jako narzędzia stymulującego popyt. Jego zdaniem warto na ten instrument spojrzeć w szerszym kontekście, tj. nie tylko samochodów elektrycznych, ale też w ogóle nowych samochodów.

REKLAMA

Przy niezwykle restrykcyjnych normach emisyjnych, obowiązujących od tego roku w UE, nowoczesne silniki benzynowe i wysokoprężne są znacznie lepszą opcją dla naszego środowiska, niż 15-letnie auta z importu, które niestety dziś są najchętniej kupowane w naszym kraju

– twierdzi Michał Knitter.

Z danych Samar wynika, że w kwietniu zarejestrowano o 47 proc. mniej samochodów osobowych niż w marcu, w skali roku liczba rejestracji spadła aż o 66 proc.. I choć sytuacja Carsmile, jest znacznie lepsza (wzrost o 20 proc. w kwietniu i o prawie 270 proc. r/r), to obraz rynku nie wygląda optymistycznie. Prawdopodobnie, gdyby wziąć pod uwagę dane, nie o rejestracji, ale o rzeczywistej sprzedaży w kwietniu, spadki raportowane przez Samar byłyby jeszcze głębsze. Firma przedstawiła też prognozę, z której wynika, że w tym roku sprzedaż aut osobowych będzie o jedną czwartą mniejsza niż w 2019 roku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA