REKLAMA
  1. bizblog
  2. Zakupy

Niedzielne czytanie w Biedronce okazało się lipą. Oto dlaczego Polacy odbili się od drzwi dyskontów

Miało być wspólny wypad do wypożyczalni książek połączony z zakupami. Figa z makiem. W niedziele drzwi sklepów portugalskiej sieci były zamknięte na cztery spusty, choć wydawałoby się, że Jeronimo Martins dopięło przygotowanie na ostatni guzik. Zapomniano jednak o jednym szczególe – zapytać o zdanie pracowników.

08.08.2022
11:30
Niedzielne czytanie w Biedronce okazało się lipą. Oto dlaczego Polacy odbili się od drzwi dyskontów
REKLAMA

W piątek po południu pisaliśmy, jak znaleźć Biedronkę otwartą w niedzielę niehandlową. Dyskont zaktualizował informacje o godzinach otwarcia placówek w swojej aplikacji i czekał na pierwszych klientów. To jest – bibliofili – bo oficjalnie sklepy miały zacząć funkcjonować jako wypożyczalnie książek.

REKLAMA

Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie w ciągu kilku godzin. Już wieczorem pojawiły się pierwsze doniesienia, że Biedronka może jednak zrezygnować ze swojego pomysłu i pozostawić sklepy zamknięte. Nie wszyscy klienci wykazali się odpowiednim refleksem. Część, idąc zapewne tropem wcześniejszych zapowiedzi, pocałowała klamkę i skierowała swoje kroki w poszukiwaniu czynnych placówek innych sieci handlowych.

Co się stało? Dlaczego Biedronka w ostatniej chwili zarzuciła plany nawracania Polaków na czytanie książek? Teorii można byłoby wysnuć co najmniej kilka. Jedna z nich mówiłaby, że Jeronimo Martins wystraszyło się masowych kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. Inspektorzy PIP stali już ponoć w blokach startowych czekając na sygnał do ruszenia w miasto. Nic z tego. Nie było czego kontrolować.

Takie tłumaczenie wydaje się nieco naciągane. Nad decyzją o obejściu przepisów dot. zakazu handlu w niedziele siedział zapewne cały sztab prawników. Nie mówimy tu przecież o osiedlowym warzywniaku, a o firmie mającej ponad 3200 sklepów. Kary za złamanie prawa byłyby naprawdę potężne.

Druga wersja brzmi: Biedronka po prostu się nie wyrobiła. Fakt, książki były zwożone do sklepów na ostatnią chwilę. Według Wiadomości Handlowych sami pracownicy dowiadywali się o zmianach w grafikach również na kilka dni wcześniej. Jednak i ta wersja ma swój słaby punkt. Dyskont zdążył przecież zmienić godziny otwarcia w aplikacji, w całym kraju miało zostać otwarte nawet 600 sklepów. Nic by się zresztą nie stało, gdyby Biedronka otworzyła ich w pierwszą niedzielę nieco mniej. A jednak – odpuściła całkowicie.

Wydaje się więc, że Biedronka wyłożyła się w zupełnie innym miejscu. Dyskont przestraszył się buntu kasjerów. Nie jest żadną tajemnicą, że Jeronimo Martins cierpi na brak chętnych do pracy w sklepach. Z podobnym problemem mierzy się właściwie cała branża.

Bunt kasjerów w Biedronce

Stanowczo sprzeciwiamy się pracy w niedziele niehandlowe. Jeżeli zarząd firmy JMP (Jeronimo Martins Polska – przyp. red.) postanowi otworzyć sklepy w niedziele ustawowo wolne od handlu, nasz zespół postanowi przystąpić do protestu - cytował list pracowników Biedronki serwis money.pl

REKLAMA

Czyżby to właśnie tego typu apele trafiły do wyobraźni szefów Biedronki. Zwycięstwo klasy pracującej nad swoim pracodawcą odtrąbili także związkowcy. Alfred Bujara, szef Krajowego Sekretariatu Banków Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność podkreśla, że to efekt zabiegów kasjerów, jak i samego związku.

Szeregowi pracownicy pokazali więc wreszcie swoją siłę. Pierwszym pytaniem, jakie oczywiście się nasuwa to, jak długo to potrwa. Sieci handlowe systematycznie wdrażają kasy automatyczne w swoich placówkach i zapotrzebowanie na kasjerów będzie w przyszłości maleć. A wraz z nim, maleć będą wpływy i siła nacisku pracowników.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA