REKLAMA
  1. bizblog
  2. Środowisko /
  3. Samorządy

Polskie miasta leżą na bombach ekologicznych, ale o tym nie wiedzą. Beztrosko stawiają mieszkania

Organy administracji publicznej nie znają skali zanieczyszczeń ziemi i nie wiedzą, jakie niesie ze sobą zagrożenia – wynika z najnowszego raportu NIK. Część z kontrolowanych samorządów dopuszczała na skażonych terenach budowę bloków mieszkalnych i budynków użyteczności publicznej.

05.08.2019
21:26
Bomby ekologiczne w polskich miastach. Budujemy na nich mieszkania
REKLAMA

Inspektorzy NIK nie zostawili na polskich samorządach suchej nitki. Izba przebadała organy administracji publicznej, które w latach 2014-2018 odpowiadały za zanieczyszczenia powierzchni ziemi czyli tzw. bomby ekologiczne. Pod lupą znalazła się m.in. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, 18 jednostek samorządu terytorialnego i Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.

REKLAMA

Co się okazało?

W niemal co trzecim badanym starostwie powiatowym i urzędzie miasta na prawach powiatu nie dokonano identyfikacji potencjalnych historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi. Z pozostałych 70 proc. w połowie zrobione je natomiast nierzetelnie.

Doprowadzało to często do sytuacji, gdy tzw. „bomby ekologiczne”, o których wiedza na danym terenie była powszechna, nie były wyszczególnione w wykazach – pisze NIK.

W raporcie czytamy, że brak wiedzy nt. zanieczyszczeń sprawia, że na zanieczyszczonych terenach zezwolono na przeprowadzanie inwestycji. Taka sytuacja miała miejsce w 14 starostwach powiatowych i miastach na prawach powiatu. Na części z tych terenów przeprowadzono remediację, czyli po prostu usunięto z nich zanieczyszczenia. Inspektorzy wykryli jednak, że w dwóch przypadkach (w Krakowie i Warszawie), pomimo wiedzy urzędników, inwestycje były jednak normalnie prowadzone.

Izba wytknęła też, że większośc starostów nie prowadziła w latach 2001-2014 okresowych badań jakości gleby i ziemi. Zdecydował się na nie dość nikły odsetek samorządowców - 21,4 proc. ze skontrolowanej przez NIK grupy. Podobnie było w stolicy, gdzie badań nie prowadziło 13 z 18 dzielnic.

Efekt? - Utworzony w 2016 r. przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska rejestr historycznych zanieczyszczeń powierzchni ziemi, nie odzwierciedlał stanu faktycznego i obejmował zaledwie 0,012 % całkowitej powierzchni kraju – puentuje Izba.

NIK zauważył też, że przez brak zainteresowania szukaniem zanieczyszczeń, wojewódzkie fundusze ochrony środowiska nie uruchomiły odrębnych funduszy, z których można byłoby finansować likwidację bomb ekologicznych.

Nie stworzono warunków dla samodzielnego finansowania badań mających na celu potwierdzenie zanieczyszczenia i określenie jego skali, co zdaniem NIK utrudnia identyfikację terenów zanieczyszczonych – czytamy w raporcie.

Bomby ekologiczne pojawiają się zazwyczaj w miejscach, w których prowadzona była działalność przemysłowa.

REKLAMA

Za jedną z największych w Europie uważa się tereny po bydgoskich Zakładach Chemicznych „Zachem”. Zakład składował odpady w ziemi. Znaleziono tam takie związki chemiczne jak fenol i toluen. Dzisiaj – po kilkudziesięciu latach – zanieczyszczenia przenikają do wód podziemnych i przenoszą się dalej.

Innym, potężnym składowiskiem zanieczyszczeń są tereny pozostałe po zakładzie Boruta w Zgierzu. Miasto dorobiło się już niechlubnej sławy i określane jest mianem polskiego Czarnobyla. Lekarze ostrzegają, że w przyszłości może się okazać, że mieszkańcy będą często zapadać na choroby nowotworowe.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA