REKLAMA
  1. bizblog
  2. Biznes
  3. Felieton

Idą straszne czasy dla oszczędzających i trudno coś na to poradzić

Adam Glapiński (na zdj.) właśnie wygłosił publicznie najciekawsze zdanie w całej swojej kadencji prezesa NBP. Otóż w czasie konferencji prasowej po ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej powiedział tak: „moim zdaniem następnym ruchem mogłaby być obniżka stóp procentowych”. Aby zrozumieć, dlaczego to zdanie jest takie ciekawe, a zarazem ważne, potrzebny jest kontekst z ostatnich miesięcy.

10.07.2019
7:32
Adam Glapiński chce obniżenia stóp procentowych
REKLAMA

Fot. Piotr Malecki/Flickr.com/CC BY-SA 2.0

REKLAMA

Otóż prezes Glapiński od dłuższego czasu za każdym razem przypomina, że jego zdaniem stopy procentowe w Polsce nie zmienią się przez dłuższy czas. Rok temu mówił, że do końca 2020, teraz mówi, że do końca 2021 roku. Z drugiej strony ci wszyscy, którzy martwią się rosnącą ostatnio i najwyższą od siedmiu lat inflacją uważają, że stopy powinny zostać podniesione (w ten sposób hamuje się wzrost inflacji) i zadają pytanie „kiedy?”. W związku z wypowiedziami Glapińskiego większość z nich obstawia dopiero rok 2022, może końcówkę 2021, są tacy, którzy są święcie przekonani, że powinno to nastąpić znacznie szybciej. Wszyscy oni jak dotąd byli przekonani, że kolejnym ruchem RPP będzie właśnie podwyżka stóp. Wynika to z wyglądającego logicznie przekonania, że skoro NBP prognozuje wzrost gospodarczy i wzrost inflacji, to w efekcie kiedyś tam te stopy w końcu trzeba będzie podnieść. Zagadką był więc tylko moment podjęcia decyzji w przyszłości, a nie kierunek tej decyzji

I na rynek wypełniony takimi oczekiwaniami nagle spływają słowa prezesa o tym, że kolejnym ruchem może być obniżka, a nie podwyżka. Wszyscy czekający na moment, w którym oszczędzanie bez ryzyka, na bezpiecznej lokacie bankowej znów będzie miało sens (bo dzisiaj ze względu na znikome oprocentowanie nie ma sensu) mogą teraz pogrążyć się w żałobie.

Zobacz także

Inflacja w górę, stopy w dół? Co się dzieje?

Polska ma dzisiaj 2,6 procent inflacji, główną stopę procentową w NBP na poziomie 1,5 proc. i oprocentowanie lokat dla osób fizycznych w okolicach 1 procenta rocznie. Mamy stopy realnie ujemne, co zdarza się często w krajach, które są w kryzysie i trzeba je ożywiać, żeby z niego wyszły. Wtedy ujemne realnie stopy mogą pomóc. Ale Polska przy tym wszystkim rośnie o 5 procent rocznie, więc nie potrzebuje żadnego ożywiania. Sytuacja więc już dziś jest dość zagadkowa, a teraz na dodatek mamy ze strony NBP z jednej strony zapowiedź dalszego wzrostu inflacji – w najnowszej prognozie jest o mowa o średniorocznej inflacji w 2020 roku na poziomie 2,8 procent, a z drugiej strony delikatną sugestię, że stopy mogą w przyszłości pójść w dół. To dlatego słowa Adama Glapińskiego kwalifikuje jako jego najciekawszą wypowiedź w kadencji. Jednym zdaniem zamieszał niesamowicie.

Wygląda na to, że to się kompletnie kupy nie trzyma. Ale jednak istnieją po tamtej strony argumenty, które brzmią poważnie i sensownie. Sprowadzają się one do wskazania na to, co dzieje się za granicą, zwłaszcza w strefie euro. U nas inflacja rośnie, a wzrost PKB trzyma się w okolicach 5 procent rocznie. U nich inflacja spada, wzrostu gospodarczego znów prawie nie ma i coraz poważniej wygląda zagrożenie powrotem recesji. Z kolei spadająca inflacja w połączeniu z recesją mogą łatwo przekształcić się w deflację. Możliwe więc, że Europejski Bank Centralny aby nie dopuścić do deflacji będzie musiał dodatkowo łagodzić swoją politykę, czyli na przykład obniżać stopy procentowe. Christine Lagarde, która na stanowisku szefa EBC ma zastąpić Mario Draghiego z pewnością nie jest przeciwniczką takiego scenariusza.

Nie ma wyjścia. EBC obniża, NBP też musi

REKLAMA

Kluczowe jest to, że kiedy EBC obniży stopy w strefie euro, wtedy Polska będzie musiała obniżyć swoje, nawet jeśli w polskiej gospodarce nie będzie się działo nic niepokojącego. Będzie musiała to zrobić, bo jeśli tego nie zrobi, to duża różnica między poziomem stóp u nas i u nich napędzi do nas kapitał spekulacyjny, który po pierwsze umocni nam złotego i może być z tego problem dla eksporterów, a po drugie generalnie zmniejszy nam stabilność rynków finansowych, bo wzrośnie ryzyko, że jak tylko kapitał ten czegoś się wystraszy i zacznie uciekać, to wywoła nam na rynku katastrofę. Lepiej więc tego kapitału do nas nie zapraszać. Dlatego w sytuacji dalszych obniżek stóp w strefie euro nie będziemy mieć wyjścia i w ramach wyboru mniejszego zła powinniśmy też stopy obniżyć. Tak mniej więcej brzmi uzasadnienie pomysłu obniżki stóp pomimo inflacji, która nie jest niska. Niestety, żyjemy w świecie zglobalizowanym.

Z punktu widzenia osoby wyposażonej w jakieś oszczędności czasy, które już dzisiaj są trudne mogą stać się jeszcze trudniejsze – o sensownych realnych stopach zwrotu z inwestycji w tak zwane instrumenty bezpieczne będzie można zapomnieć. Generalnie oszczędzanie będzie możliwe tylko pod warunkiem akceptacji dość wysokiego ryzyka rynkowego, co z pewnością nie każdemu będzie pasować. Chyba, że nagle pojawi się w Europie ożywienie gospodarcze. Ale na razie w ogóle go nie widać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA