Felietony

Wywiad z handlarzem jest ciekawy, ale w miód w silniku nie uwierzę

Felietony 30.10.2018 439 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 30.10.2018

Wywiad z handlarzem jest ciekawy, ale w miód w silniku nie uwierzę

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski30.10.2018
439 interakcji Dołącz do dyskusji

Od kilku dni na Youtube, na kanale „7 metrów pod ziemią” można obejrzeć wywiad z handlarzem samochodów. Nie jest zły i w większości powiela treści, które zawarłem w mojej książce o handlarzach samochodów, ale zdziwiłem się, że ktoś może wlewać do silnika dwa litry miodu. Miodu?

Rafał Gębura prowadzi program na Youtube, w którym przeprowadza wywiady z różnymi ludźmi, często mającymi coś na sumieniu. Był już gangster i paru innych ludzi o wątpliwej moralności. Tym razem bohaterem odcinka jest handlarz samochodów. W skrócie – opowiada on o swojej (byłej już) pracy, o mentalności polskich klientów, o tym że cofa się liczniki i o sposobach na przywracanie samochodom sprawności i blasku.

W niektórych kwestiach handlarz ma 100% racji i całkowicie potwierdza moje doświadczenia

Przygotowując książkę o handlarzach rozmawiałem z wieloma osobami. Wszystkie zawsze mówiły to samo: do Polski importuje się bardzo słabe samochody z Niemiec, bo te dobre są za drogie i zostają na miejscu. Polski klient przyzwyczaił się do bardzo niskich cen, czemu trudno się dziwić, bo takie były jego możliwości finansowe. Niemcy chętnie wypychali auta wymagające napraw na eksport, bo koszty robocizny były u nich wysokie i czasem rechnung od mechanika przekraczałby wartość samochodu. Polski klient, łaknący aut zachodnich w jakiejkolwiek postaci, godził się na bycie oszukiwanym (cofanie licznika, maskowanie zużycia), żeby tylko mieć nowy wóz i zaimponować sąsiadowi.

Niemcy robią spore przebiegi – to także prawda, dlatego tak chętnie kupowali diesle. Gdy przestali, okazało się, że sumaryczne emisje CO2 w Europie wzrosły, za co odpowiada właśnie w dużym stopniu rynek niemiecki. Nawet wyliczenia handlarza zgadzają się pi razy oko z tym, co mówili moi rozmówcy. Wszystko jest dobrze, dopóki handlarz nie zaczyna opowiadać o sposobach przygotowania auta „pod klienta”.

Opisywany w filmie stan rzeczy miał miejsce z 10-15 lat temu

Od tego czasu rynek niezwykle się zmienił (o czym też mówili moi znajomi handlarze). Bohater filmu opowiada, że przestał handlować autami, kiedy sprzedał Opla Vectrę z dieslem rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem. Opel „nie palił na zimno” i trzeba było „dawać mu z plaka”, więc sprzedawca najpierw odpalił auto, a potem przyjechał nim po rodzinę na dworzec, żeby było już zagrzane. Wygląda dla mnie – mechanicznego laika – jak zepsuty nastawnik/sterownik pompy wtryskowej (ponoć nie była to wersja z dieslem CR). Takie pompy się naprawia i nie kosztuje to kilka tysięcy złotych. Są firmy, które robią to wysyłkowo. Dla handlarza nie jest to żaden problem, bo na usługę weźmie fakturę, a w opisie napisze „PROFESJONALNIE ZREGENEROWANA POMPA WTRYSKOWA”, nawet jeśli naprawa ograniczyła się do wyczyszczenia paru elementów i wykasowania błędów sterownika. Znacznie łatwiej jest postąpić tak, niż potem walczyć z wściekłym klientem.

Bardziej obstawiam, że w pewnym momencie import gruzów z Niemiec przestał się opłacać, bo Polacy nasycili się już autami z zachodu i nie chcą taniego szmelcu. Nie opłaca się prowadzić placu, bo to kosztuje, a i tak wszyscy tylko oglądają ogłoszenia w internecie. W Niemczech jest silna konkurencja ze strony handlarzy litewskich i ukraińskich, którzy biorą co popadnie. To już nie ten sam biznes, co w 2004 roku. To raczej brak dochodów, a nie straszne wyrzuty sumienia skłoniły bohatera wywiadu do porzucenia handlarskiego biznesu.

„Do silnika wlewa się 2 litry miodu, żeby olej zgęstniał”. Miodu. Takiego jadalnego miodu. Podobno to uszczelnia luzy na panewkach i innych „ruchomych elementach”. Dlaczego miodu, skoro istnieje motodoktor, ceramizer i inne sposoby ratowania silnika? Udało mi się uratować przytarty silnik wlewając do niego specjalny specyfik z literą X w nazwie – ciśnienie oleju wróciło do normy. Gdybym wlał 2 litry miodu do 4 litrów oleju, olej straciłby swoje własności smarne. Olej pracuje w temperaturze 90-110 stopni. Miód przy tej temperaturze wrze. Wygotowałby się i powstałoby ciśnienie, które musiałoby chyba ujść przez odmę. Trudno mi nawet powiedzieć którędy. Ale jak żyję nigdy nie spotkałem się z tym, żeby do silnika wpuszczać akurat miód. Jak mówią Amerykanie, I call bullshit.

Tnij i zapomnij

Druga sprawa to opis „naprawy” hamulców tylnych w Citroenie C5. Zdaniem handlarza hamulce w tym aucie są zintegrowane z zawieszeniem hydropneumatycznym. Nie są. Pomyliłeś go ze starszymi modelami, typu GS, CX. Ponoć handlarz uciął tylne przewody hamulcowe, zagniótł je i tym sposobem rozwiązano problem niedziałających tylnych hamulców. Jeśli byłyby zintegrowane z zawieszeniem, to jak układ miałby działać po przecięciu obwodu? A zresztą nieważne, przecież w nowoczesnym aucie po zastosowaniu takiego rozwiązania jak cięcie przewodów hamulcowych na desce rozdzielczej pojawia się komunikat o błędzie. Trochę dziwna metoda naprawy, więcej psująca niż naprawiająca.

Poza tym jeśli klient pojedzie na stację kontroli pojazdów, to leżymy. Pół biedy, jeśli przed zakupem. Gorzej, jeśli po. Handlarz odpowiada za uszkodzenia tego typu w myśl ustawy, ponieważ zakłada się że jako osoba zawodowo zajmująca się motoryzacją, jest w stanie rozpoznać wady pojazdu przed jego sprzedażą. Nawet największe chamy, z którymi omawiałem kwestie handlu samochodami od takich numerów trzymały się z daleka. Ale może gdzieś, ktoś rzeczywiście zrobił coś takiego. Tylko po co, skoro to więcej problemów niż korzyści.

I ostatnia kwestia: ponoć łatwiej cofnąć jest licznik elektroniczny niż bębenkowy. Możliwe, tyle że samochody z bębenkowymi licznikami już od dawna nie interesują handlarzy. A te z licznikami elektronicznymi nie są aż tak proste do cofnięcia, bo mamy jeszcze osobny licznik motogodzin w silniku i parę innych miejsc, gdzie zapisuje się przebieg. Np. w BMW serii 5 E60 nie cofniesz licznika ot, tak. Trzeba do tego dobrego elektronika. Z tym też można sobie poradzić, ale wcale nie wiem czy jest to tak znacząco łatwiejsze niż rozłożenie licznika bębenkowego.

To dobry wywiad, ale chyba za bardzo go podkolorowano

Dobrze, że powstają takie materiały. Im więcej solidnej dokumentacji, tym lepiej. Ale chyba trochę za bardzo „popłynięto” z sensacyjnymi informacjami i o tym, jak handlarze samochodów potwornie oszukują. Ciekawie w tym kontekście wypadają słowa Jacka Balkana z przedostatniego Motodziennika, który twierdzi, że 50% z oglądanych przez niego samochodów używanych nadaje się do kupienia. W ostatnim czasie jakość sprzedawanych aut naprawdę wzrosła, ale warto też zwrócić uwagę, że mocno zmieniła się dynamika cen. Kiedyś, przypuśćmy Audi A4 w wieku 10 lat kosztowało X zł i tyle, wszystkie były za tyle samo. Teraz może kosztować 0,5 X, ale i 2,5 X, w zależności od wersji, przebiegu, wyposażenia i pochodzenia. Czyli idziemy w stronę normalności, a opowieści handlarza o sytuacji sprzed 15 lat możemy traktować podobnie jak historie o hiperinflacji początku lat 90.: wtedy było tragicznie, dziś jest lepiej. Czego ogólnie i wam życzę.

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać