Przegląd rynku

Cofanie liczników nie jest już w modzie. Te auta przejechały po 400 000 km i nie chcą się poddać

Przegląd rynku 06.02.2020 260 interakcji

Cofanie liczników nie jest już w modzie. Te auta przejechały po 400 000 km i nie chcą się poddać

Piotr Barycki
Piotr Barycki06.02.2020
260 interakcji Dołącz do dyskusji

180 000 km przebiegu w 10-letnim dieslu – w takie historie powoli przestajemy już wierzyć, szukając aut o wiarygodnym przebiegu. I rynek odpowiada na tę potrzebę, o czym może świadczyć spora liczba aut z przebiegami w okolicach 400 000 km. Czy jest wśród nich coś ciekawego? Zobaczmy.

Swoją drogą trochę to zabawne. Co i rusz czytam, że kiedyś to było i kiedyś auta robiły pół bańki bez remontu, mając jednocześnie świadomość, że to przekonanie o niechybnej śmierci po nawinięciu na koła równych 200 000 km (wszystkie koła, nie każde z osobna) pochodzi właśnie z kiedyśtobyłyczasów.

O co chodzi? Nie mam pojęcia, tym bardziej, że współczesne auta, z wyjątkiem nieudanych początkowo niedopracowanych wiecznie poprawianych wybranych, wczesnych modeli TSI, nie sprawiają większych problemów. A przynajmniej nie sprawiają ich wiele więcej, niż robiły to silniki w dawnych latach. I nie – niezawodność nie wynika bezpośrednio z pojemności skokowej, co zostało już wielokrotnie udowodnione. Dobry silnik to dobry silnik. Tyle.

Ale dość filozofii. Wróćmy do tych realnych przebiegów i przyjrzyjmy się po pierwsze, jak wyglądają takie auta, a po drugie – sprawdźmy, czy to są naprawdę ciekawe oferty. Przy okazji można sobie odpowiedzieć na pytanie, czy kupilibyśmy akurat ten model/egzemplarz z takim przebiegiem?

PS. Tak, wiem, są przypadki samochodów 10- czy 20-letnich z niewielkim przebiegiem i każdy zna kogoś, kto taki samochód ma. Ale to rarytasy, które przeważnie zmieniają właściciela jeszcze zanim trafią na portale ogłoszeniowe.

Opel Insignia

Źródło: OLX

Podobno w pewnym momencie rynkowej kariery na rynku wtórnym ludzie prawie licytowali się o używane egzemplarze, ale dziś szał na ten model nieco osłabł. Nie zmienia to jednak faktu, że wybór używanych Insigni jest gigantyczny – na samym Otomoto znajdziemy 2614 sztuk, z czego kilkanaście ma przebieg powyżej 300 000 km. Kilkaset pozostałych pewnie też, ale po prostu właściciele o tym nie wiedzą.

Lider prawdomówności i przebiegu (chociaż czasem i takie przebiegi są skręcone!)? Ten egzemplarz. Przez 11 lat przejechał 407 000 km, co daje równe 37 000 km rocznie. Realne, wiarygodne, nie spierałbym się.

Sprzedający wprawdzie nie rozwodzi się przesadnie nad wyposażeniem, ale – pomijając manualną przekładnię i materiałową tapicerkę – powinno być całkiem nieźle. Wnętrze – przynajmniej na zdjęciach – nie wygląda na przesadnie zmęczone, a pod maską siedzi 2.0 CDTI. Biorąc pod uwagę dystans, jaki pokonał, prawdopodobnie została już wymieniona w nim uszczelka smoka pompy oleju – ten element jest niestety wadliwy, i jeśli nie wymienia się go co około 100 000 km, dochodzi przeważnie do zatarcia silnika. Warto jednak zapytać właściciela przy okazji ewentualnego zakupu o to, kiedy była wymieniana ostatnio – to niewielki wydatek, szczególnie w porównaniu do remontu całej jednostki.

Cena? 20 500 zł. Żeby było śmiesznie, to w tej cenie wystawionych jest ponad 200 egzemplarzy z przebiegami przeważnie… niższymi o połowę. I większość z nich jest sprowadzana. Trochę podejrzane.

O dziwo w przypadku Insigni trudno znaleźć egzemplarz z wysokim przebiegiem, który od samego początku byłby w rękach jednego właściciela. W omawianym powyżej przypadku jest tylko wzmianka o tym, że samochód pochodzi z Polski.

Jak się jednak zaraz okaże, są ludzie, którzy kupują auta po to, żeby nimi jeździć i jeździć, a nie od razu po końcu leasingu się ich pozbywać.

BMW serii 3 (E90)

Źródło: OLX
Autor: Mateusz

2291 egzemplarzy i zaskakująco sporo z przebiegami powyżej 300 000 km. Ba, są nawet i takie z przebiegiem blisko 450 000 km. Dobrze, znaczy, że powoli sytuacja zmierza do normalności.

Ponownie niestety znalezienie auta z tak wysokim przebiegiem od pierwszego właściciela graniczy z cudem. Niby w tym ogłoszeniu jest zaznaczone co trzeba, ale raz, że przebieg jest zbyt niski jak na nasze potrzeby, a dwa – właściciel nie podkreśla tego faktu dodatkowo w opisie, co przeważnie ma miejsce.

Odpuśćmy więc ten kierunek poszukiwań i przyjrzyjmy się może temu ogłoszeniu z 320d Touring, pochodzący z Niemiec. 426 000 km przebiegu, cena – 17 000 zł, w jednych rękach przez 4,5 roku, długa lista napraw – wyglada sensownie. Do tego mamy masę zdjęć, w tym i zaskakująco szczegółowych. Patrząc na to wnętrze trudno przy okazji uwierzyć w to, jak zapuszczone bywają egzemplarze z przebiegami o połowę niższymi…

Trochę tylko martwi, że auto wymaga kilku interwencji blacharskich, ale skoro nie przeszkadzało to właścicielowi w jeździe, a ogniska rdzy nie są jakieś przejmujące, to chyba i kolejnemu właścicielowi przesadnie nie będzie.

Alfa Romeo 159

Źródło: OLX
Autor: Marcin

A dlaczegóżby nie? W końcu pod maską 159 pracowały silniki, które potrafiły przeżyć naprawdę sporo – 1.9 w wersji 120 KM (chyba że trafił na mnie) i 150 KM, a także 2.0 170 KM (ten sam, co w omawianej Insigni). Ten ostatni jest jeszcze trochę za młody, żeby wykręcić przesadnie wysokie przebiegi, ale te pierwsze dożyły już wieku, kiedy na początku drogomierza pojawia się wysokie 3.

Mój wybór w tej kategorii? Ten egzemplarz. Pochodzi z polskiego salonu, ma 382 678 km przebiegu, a do tego jego właściciel pozbywa się go, bo… zmienia sedana na kombi (z 2.0 JTDM). Rozumiem, szanuję, a jednocześnie trochę boję się takich ludzi.

Pod maską oczywiście najpopularniejszy wariant – 1.9 150 KM. W tym momencie nawet w przypadku poważniejszych awarii nie jest raczej przesadnie drogi w serwisowaniu, a jeśli nie jest zamęczony, to pewnie przejedzie jeszcze – przy odpowiednim serwisie – uczciwy dystans.

Dopytałbym tylko o historię napraw blacharskich. Pas znajdujący się za scudetto powinien być czarny, a nie w kolorze reszty nadwozia. Tak samo (ależ teraz pojadę forumowym tekstem standardowym) brakuje plakietek na błotnikach, które niektórzy po prostu zdejmują, bo tak jest ładniej, a inni zdejmują do lakierowania i zapominają nałożyć ponownie.

Ewentualnie, jeśli ktoś woli 2.0, może zerknąć tutaj.

Volkswagen Passat (B7)

Źródło: OLX
Autor: P.P.H.U. MIRTRANS

Kiedyś to były Passaty, teraz to już nie ma Passatów!

A tak na serio – po potężnej wpadce z B6 i jego silnikami, B7 powrócił do dobrej formie, o czym mogą świadczyć ogłoszenia z przebiegami sporo powyżej 400 000 km.

Bez trudu znajdziemy auta z polskich salonów, i niekoniecznie będą to golasy. Wręcz przeciwnie – częstą kombinacją jest właśnie 2.0 TDI, Highline z dodatkami i napędem na obie osie. Zdarzają się oczywiście wersje 1.6, które przejadą bez problemów 500 000 i więcej kilometrów, ale 105 KM to propozycja raczej dla tych bardzo, bardzo cierpliwych.

To skoro wiemy, że 2.0 170 KM jeździ i nie chce umrzeć, to można zerknąć na coś takiego. Prawie 55 000 zł to teoretycznie sporo, zwłaszcza że auto przejechało już 300 000 km, ale czy taka wycena powinna dziwić? Szczególnie, że mowa o bogatej wersji, a autem od początku jeździła podobno tylko jedna osoba.

Chyba czas po prostu przyzwyczaić się do takich wycen i takich przebiegów.

Audi A6

Źródło: OLX
Autor: Tomasz

Wchodzimy w segment aut, które są od początku zaprojektowane do pokonywania tak wielkich dystansów. Nie powinno więc dziwić, że o ile w poprzednich przypadkach patrzyliśmy na auta trochę starsze, tak tutaj na przykład komuś udało się nakręcić na koła 438 500 km od 2011 r. Nawet przy założeniu, że daje to 9 lat jazdy, daje to średnią w okolicach 49 000 km rocznie. Doskonale, do tego te auta są stworzone.

Auto pochodzi przy tym z Niemiec, ale obecny właściciel ma je już 7 lat, więc raczej nie ma mowy o tym, że było zaniedbane. Po maską 3-litrowy diesel, połączony oczywiście z automatyczną przekładnią i napędem na obie osie. I przy odpowiednim – co oznacza przy okazji, że kosztownym – serwisie pojeździ jeszcze pewnie długo.

Cena? 50 430 zł brutto i wydaje się to całkiem niezłą okazją, szczególnie patrząc na to, że wnętrze wygląda właściwie jak nowe. Zresztą z 1519 wystawionych egzemplarzy tylko 112 kosztuje mniej niż 51 000 zł i są to raczej wersje z dwulitrowym dieslem albo uszkodzone w mniejszy lub większy sposób.

Mercedes klasy E (W212)

Źródło: OLX
Autorka: Maja

Po średnio udanym W210 i nieco lepszym W211 Mercedes postanowił się naprawdę postarać. Całkiem nieźle mu to wyszło, bo W212 znowu potrafi wykręcić takie przebiegi, jak jego legendarni poprzednicy.

Przekrój silnikowy egzemplarzy, które pokonały ponad 400 000 km będzie przy tym raczej nudny. Przytłaczająco dominuje diesel 2,1 l, czasem tylko przeplatany 3-litrowym wariantem. I tak jak nie jestem fanem 2,1 (jego dwulitrowy następca jest użytkowo dużo lepszy pod każdym względem), tak trudno mu odmówić żywotności.

Nie powinno przy tym specjalnie dziwić, że większość egzemplarzy, które mają nakręcone np. niemal 600 000 km, ma dość charakterystyczny kolor. Poszukajmy jednak czegoś, co przewiozło w swoim życiu odrobinę mniej ludzi.

Ten zapowiada się obiecująco (i o dziwo jest benzynowy), ale wymiana silnika w okolicach 200 000 km przebiegu nie napawa optymizmem. Do tego jest to kolejny przypadek silnika 1.8, który jest wymieniany przez producenta. Zostańmy przy 2.1.

Intrygująco prezentuje się to ogłoszenie, w którym od 2015 r. ktoś przejechał… 400 000 km. Nawet zaokrąglając wiek do 5 lat (tyle będzie miał w kwietniu), daje to 80 000 km rocznie. Wow. Nie wiem natomiast co myśleć o W213, które od 2017 przejechało według sprzedającego 350 000 km.

Ze świadomością, że 2.1 potrafi przejechać prawie 600 000 km, pewnie jednak najdokładniej przyjrzałbym się temu ogłoszeniu. Wprawdzie manualna skrzynia biegów niezbyt pasuje do takiego auta, ale skoro je kupujemy, to raczej do jazdy autostradami. A na nich wrzucamy szóstkę i radośnie (oraz dostojnie) prujemy przed siebie.

BMW serii 5 (E60)

Źródło: OLX
Autorka: Marta

Jak jeździ – jest super. Jak nie jeździ – cóż, głównie nie jeździ. Co jednak nie przeszkodziło niektórym przejechać 590 000 km (choć 540 000 km zrobił ktoś w Niemczech).

O dziwo ofert z przebiegami powyżej 400 000 km jest stosunkowo niewiele, co nie znaczy absolutnie, że te auta nie są w stanie tyle przejechać. Pewnie większość z nich już dawno pokonała tę barierę, kto wie, ile razy.

Udało mi się przy tym po dłuższych poszukiwaniach znaleźć egzemplarz, który od samego początku, czyli od 2008 r., jest w rękach jednego właściciela i został kupiony w polskim salonie. Bardzo szanuję – to się właśnie nazywa bycie eko! Na wszystko podobno są faktury i dokumenty, a do tego wyposażenie jest satysfakcjonujące. Szkoda tylko trochę, że po raz kolejny mamy do czynienia z autem segmentu E z manualną skrzynią biegów, ale najwyraźniej takie głównie kupowało się w Polsce do pochłaniania setek tysięcy kilometrów.

Ale jak widać – może jednak 520d tej generacji nie było takie straszne?

Dobra, zajrzałem na zdjęcia wnętrza i przypomniałem sobie, jak wyglądał kokpit w E60. To jednak było straszne.

Bonusy

Czyli auta, dla których nie było co robić osobnej kategorii, ale które imponują przebiegami.

Fabia pierwszej generacji z malutkim dieslem (1,4 l) pod maską? 422 700 km. Współczuję serdecznie każdego z nich. Rapid z nieśmiertelnym 1.6 TDI, który wyzionął ducha przy 634 000 km nie z powodu awarii, a z powodu stłuczki (pewnie naprawa przekroczyła zdecydowanie wartość auta). Superb w jangtajmerowej wersji, z prawie połową miliona kilometrów na liczniku (i niezłą ceną!).

Coś francuskiego? Proszę bardzo – 407 z udanym 2.0 HDI i przebiegiem ponad pół miliona. Albo jeszcze mniejsze HDI – 1.4, umieszczone w 207, która wykręciła 436 000 km. Ktoś wyturlał też 406 000 km Citroenem C5 ostatniej generacji.

Niemieckie limuzyny? To A8 ma 600 000 km i tak jak opisuje sprzedawca – na tyle wygląda. A raczej wygląda na auto, którym ktoś gniótł bez ustanku, nie przejmując się tym, jak auto wygląda, tylko czy jest sprawne. Trochę więcej uwagi do wyglądu przykładał natomiast ten właściciel A4, którego auto od 2008 r. pokonało prawie 500 000 km.

Wysokie przebiegi przeżywają też najwyraźniej Dustery i Logany, których absolutnie nikt nie oszczędzał przez ani jeden z przejechanych kilometrów. Lekko nie miał też pewnie Fiat Punto, który wykręcił pół miliona, a teraz można go kupić za mniej niż 4000 zł. Włoskiego honoru broni również Bravo z nieśmiertelnym (chyba że ja nim jeżdżę) 1.9 JTD i 400 000 km na liczniku. Sprzedającemu polecam tylko zmienić telefon na taki ze stabilizacją obrazu i szerokokątnym obiektywem.

Narzędzia do fotografowania nie musi z kolei zmieniać sprzedający BMW serii 5 (F10), która od 2016 r. przejechała 500 000 km. I to z prędkością do maksymalnie 140 km/h, co jest podobno udokumentowane. Starsze o rok Volvo V70 pokonało podobny dystans, niestety nie wiadomo, z jaką prędkością. Nie wysiadano też chyba z Ceeda, obecnej generacji serii 5, przedliftowego Passata B8, Peugeota 3008, albo tego Mercedesa klasy C (znów silnik 2.1)

Czyli jaki wniosek? Brać diesla i jeździć aż koła odpadną?

Nie wypada w 2019 r. udzielać takich rad, ale jak widać – takie silniki wybierają w większości osoby, które pokonują ogromne dystanse w krótkim czasie. Nie dam tylko głowy, czy te rekordowe przebiegi diesli w zestawieniu z silnikami benzynowym wynikają faktycznie z ich większej trwałości, czy po prostu z tego, że jeśli ktoś planuje dużo jeździć, to sięga po diesla z racji oszczędności na paliwie.

Tak czy inaczej – są na rynku, zarówno nowych, jak i używanych samochodów, silniki, które zniosą naprawdę dużo długich jazd. Pod warunkiem oczywiście, że odpowiednio o nie zadbamy.

Czekam przy tym z niecierpliwością na moment, kiedy malutkie silniczki zaczną zbliżać się do wysokich przebiegów i będzie można ocenić ich żywotność. Póki co prym wiedzie Yaris (np. 410 000 km), a gonią go Citigo, Corsy i Pandy. Przy czym we wszystkich tych przypadkach mowa o słabych jednostkach, pozbawionych turbosprężarki. Chociaż ktoś tutaj nakręcił Rapidem 1.2 TSI 316 000 km, więc może nie będzie tak źle.

I teraz pytanie dla was – kupilibyście współczesny samochód z przebiegiem blisko 400 000 km?

Jak widać stać je na dużo więcej, wbrew temu, co mówi się o nowych samochodach.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać