Przegląd rynku

„Pakiet Adamczuka”: przegląd najtańszych aut z rozsądnym wyposażeniem i automatem

Przegląd rynku 18.09.2019 409 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 18.09.2019

„Pakiet Adamczuka”: przegląd najtańszych aut z rozsądnym wyposażeniem i automatem

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk18.09.2019
409 interakcji Dołącz do dyskusji

Pamiętacie tekst, w którym pisałem, że moje wymagania wobec aut wzrosły i teraz nie mógłbym już mieć nowego wozu bez pewnych gadżetów? Sprawdziłem, ile musiałbym wydać na taki samochód. Nie jest tanio…

Producenci samochodów oferują przeróżne pakiety wyposażenia. Niektórzy nazywają je po angielsku: „Premium”, „Luxury”, albo wybierają coś w stylu „Light”, czyli nazwy nawiązującej do tego, co pakiet zawiera. Inni stawiają na minimalizm i wybierają krótkie nazwy typu „SE”, „SX” albo „L” czy „XL”, rodem z branży odzieżowej. BMW swego czasu proponowało coś o nazwie „Polski Pakiet”. I wbrew pozorom nie oferowało w nim LPG, odbojników na drzwi, kołpaków z Tesco i chińskich światełek LED.

A gdyby tak ktoś sprzedawał „Pakiet Adamczuka”?

To by oznaczało, że czytał mój tekst sprzed kilku tygodni. Pisałem w nim, że testowanie przeróżnych nowych aut sprawiło, że przyzwyczaiłem się do pewnych elementów wyposażenia. Na tyle, że nie wyobrażam sobie nowego auta bez nich.

Dokładniej, wspominałem o:

  • automatycznej skrzyni biegów
  • reflektorach LED lub pokrewnych
  • kamerze cofania
  • podgrzewaniu kierownicy
  • jak najlepszym zestawie audio
  • adaptacyjnym tempomacie

W takim razie nie pozostało mi nic innego, jak tylko sprawdzić, ile co najmniej musiałbym wysupłać, gdybym chciał sprawić sobie takie auto.

Rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię.

Łatwo pisze się o takich wymaganiach, jeśli testuje się różne topowe, duże BMW i Mercedesy. Gorzej, jeśli muszę sprawdzić wozy z niższej półki. Poza tym, szukanie najtańszych aut z wymaganym wyposażeniem sprawiło, że mam teraz ochotę mocno rozbudować tę listę. Gdy powstawał tamten tekst, nie chciałem dodawać kilku – jak mi się zdawało – oczywistości. To chyba jasne, że skoro samochód ma LED-y i podgrzewaną kierownicę, to ma też automatyczną klimatyzację, prawda?

Otóż nie. Gdy na potrzeby tekstu, który właśnie czytacie, pobawiłem się konfiguratorami, wyszły mi potwornie dziwne zestawienia. Kryteria były bowiem proste: dodawałem tylko to, co wymieniłem wyżej jako wyposażenie „obowiązkowe”. Plus ewentualnie opcje, które były powiązane z tamtymi (np. żeby mieć podgrzewaną kierownicę, trzeba było często dokupić podgrzewane fotele). Czasami musiałem wybrać bogatszą wersję wyposażenia. Ale nie dodawałem lakierów metalizowanych, większych felg ani żadnych innych oczywistości. Klienci na rynku wtórnym byliby zdziwieni!

Znalezienie odpowiedniego auta nie było proste.

Modeli z reflektorami LED czy kamerą cofania jest cała masa. Ale podgrzewana kierownica jest już rzadko spotykana, nawet w opcji. Sprawę komplikuje też mój wymóg dotyczący zestawu audio. Ma być „jak najlepszy” – ale co to znaczy? Jeśli w niektórych autach dało się dodać jakiś markowy sprzęt, robiłem to. Ale w innych nie było żadnych systemów Bose, Harmana Kardona czy nawet Sony. A może fabryczne radio gra już wystarczająco dobrze? Trudno mi to ocenić.

Dlatego np. nie wiem, jak traktować Volkswagena Golfa za 110 570 zł. Niby ma wszystko: są LED-y, jest podgrzewana kierownica, jest nawet adaptacyjny tempomat. Ale nie dało się dokupić do niego żadnego opcjonalnego sprzętu audio. Nie jeździłem nigdy Golfem z bazowymi głośnikami. Nie wiem, czy byłbym zadowolony.

Z kolei Polo za 81 430 zł mogło otrzeć się o cenowe zwycięstwo w tym artykule. Ale brak mu podgrzewanej kierownicy. Z tego samego powodu w dalszej części listy nie uwzględniłem Audi A1 (117 860 zł).

Wygrał Ford Fiesta. Ma wszystko.

Znowu musiałbym kupić Forda! Według cennika, spełnienie wszystkich moich wymagań kosztuje 77 550 zł. Ale już w konfiguratorze pokazuje się cena promocyjna, czyli 72 250 zł. Za tyle otrzymujemy Fiestę, która ma każdy element wyposażenia, który sobie wymarzyłem. Co więcej, nie jest to nawet topowa wersja Vignale, tylko Titanium.

Silnik to 1.0 Ecoboost o mocy 100 KM, zestawiony z klasycznym automatem. Jeździłem taką Fiestą i nie byłem zachwycony jej osiągami. Wystarczy zresztą spojrzeć na dane techniczne: 100 km/h w 12,2 s to mało spektakularny wynik. Ale nie wspominałem nic o mocnym silniku…

Ford ma za to świetny zestaw audio B&O i sporo wyposażenia rodem z wyższych klas. Dodatki nie są tu drogie. LED-y kosztują 1600 zł, audio tyle samo, a pakiet z adaptacyjnym tempomatem: tylko 2000 zł. A że Fiesta za tę cenę jest granatowa i ma kołpaki? No cóż, trudno. I tak milo się prowadzi.

Później robi się drożej.

Chciałem skonfigurować sobie Fabię, ale wygląda na to, że w ofercie nadal nie ma egzemplarzy z DSG. Musiałem więc „przeskoczyć” do Scali. Da się dodać do niej wszystko to, czego sobie życzę. Adaptacyjny tempomat działa aż do 210 km/h (2600 zł), reflektory LED też są adaptacyjne (3850 zł). Jest też sound system Skoda za 1950 zł, no i kamera cofania. Scala w ogóle może mieć bardzo ciekawe wyposażenie. Gdybym mógł rozpędzić się w konfigurowaniu trochę bardziej, dodałbym też np. podgrzewanie przedniej szyby. Ale nie mogłem, więc musiałem zatrzymać się na 96 150 zł.

Crossovery w tym zestawieniu reprezentuje Jeep Renegade.

Renegade w wersji Limited ma m.in. seryjny adaptacyjny tempomat. Można mu dokupić audio firmy Beats (choć brzmi zbyt basowo), podgrzewaną kierownicę, kamerę cofania czy pakiet świateł LED. Słowem: wszystko. Do tego automatyczna skrzynia i 150-konny silnik 1.3. Jeep zdobywa punkty za styl, traci – za dość irytujące działanie systemów bezpieczeństwa (kanciasto działający asystent pasa ruchu, nadwrażliwy antykolizyjny radar z przodu). Cennikowo kosztuje 116 650 zł, ale jego promocyjna cena (widoczna w konfiguratorze) to 111 984 zł. Jeśli ktoś polubi styl Jeepa, pewnie przestanie czytać w tym miejscu i pobiegnie do salonu. Na przełaj.

Kolejna jest Kia Proceed. Za 115 490 zł.

Kia Proceed GT test 2019

Koreańczykom chyba często robi się zimno w dłonie, bo lubią dodawać do swoich aut podgrzewaną kierownicę. Można ją znaleźć nawet w Picanto, ale ono z kolei nie ma m.in. reflektorów LED. Dlatego w tym przeglądzie padło na Proceeda. Dlaczego nie na „zwykłego” Ceeda? Wszystko przez brak zestawu audio JBL. Owszem, wersja hatchback ma wszystkie pozostałe elementy wyposażenia (i to za 106 490 zł), ale JBL jest dostępny tylko w lepiej wyglądającym Proceedzie. Na szczęście różnica w cenie nie jest wielka, jeśli uwzględnimy nie tylko lepsze wyposażenie, ale i inne nadwozie.

Za wspomniane „115 z ogonem” Proceed ma 140-konny silnik i 7-biegową skrzynię dwusprzęgłową. Przyzwoicie, choć jego stylistyka aż prosi się o 204-konną wersję.

Mazda 3 kosztuje 117 900 zł.

Wyposażenie seryjne nawet bazowej „Trójki” jest bogate. Dlatego gdybym mógł zrezygnować z podgrzewanej kierownicy, wystarczyłaby mi podstawowa wersja z automatyczną skrzynią biegów. Ale jestem wybredny, więc musiałem wybrać odmianę Hikari. Mazda bowiem – jak wiele marek japońskich – nie pozwala na swobodną konfigurację aut. Klient musi dopłacić do pakietu, nawet jeśli interesuje go tylko jeden jego element. Tak czy inaczej, 117 900 zł to nie tak drogo. Mazda 3 jest ładna i świetnie wykonana. Trochę tylko szkoda, że nie jest mocniejsza. Mówimy tu bowiem o wersji 2.0 122 KM.

Dalej mamy już samochody klasy premium.

Jeśli naprawdę zależy nam na cenie i skupiamy się na mniejszych autach lepszych marek, wybór wcale nie jest zbyt duży. Wspomniane Audi A1 nie ma podgrzewanej kierownicy. Ten sam problem ma Mercedes klasy A. Volvo V40 zniknęło z konfiguratora. Pozostaje nowe BMW 1.

Wygląda jak minivan i ma napęd na przód, ale da się dokupić do niego wszystko, czego wymagam. Kliknięcie niektórych pozycji wywołuje lawinę. Jeśli chcemy mieć audio Harman Kardon (3805 zł), trzeba od razu dokupić jeszcze wielki zestaw multimedialny, alarm i pakiet łączności z internetem. Razem płacimy za to prawie 15 tysięcy.

Łącznie seria 1 w wersji 118i z „pakietem Adamczuka” kosztuje 141 891 zł. Silnik nie jest tu wcale specjalnie słaby (140 KM i 8,5 s do setki to dobre wyniki), ale w tej cenie nadal mamy manualną klimatyzację, bazowy, biały lakier i 16-calowe koła. Powstaje naprawdę dziwna konfiguracja. Ale doceniam BMW za to, że jeśli ktoś chce, może wyjechać z salonu takim autem. Tylko wtedy to raczej będzie związek na całe życie.

Mam drogie wymagania.

Jeśli chciałoby się skonfigurować wyżej wymienione wozy bardziej realistycznie, cena prawie każdego z nich jeszcze mocno by wzrosła. Wyjątkami są Kia i Mazda: ich wyposażenie ujęto w wersjach i pakietach. Dlatego oprócz „pakietu Adamczuka” mają też sporo innych elementów i nieźle wyglądają. To na któryś z tych samochodów bym się zdecydował, gdyby ktoś kazał mi wybrać jakieś auto z tego tekstu, w myśl zasady „wypijania nawarzonego przez siebie piwa”. Ewentualnie podkuliłbym ogon i stwierdził, że jednak mogę zimą jeździć w rękawiczkach.

Mam nadzieję, że nie zapomniałem o żadnym modelu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać