Felietony

W Wielkiej Brytanii firmy będą płacić kary za to, że ich pracownicy dojeżdżają samochodami do pracy

Felietony 25.01.2019 127 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 25.01.2019

W Wielkiej Brytanii firmy będą płacić kary za to, że ich pracownicy dojeżdżają samochodami do pracy

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk25.01.2019
127 interakcji Dołącz do dyskusji

Podobny przepis obowiązuje już w Nottingham, a nad jego wprowadzeniem zastanawiają się inne miasta. Co więcej,  opłaty będą pobierane za prywatne miejsca parkingowe firmy. Tymczasem sondaże jasno pokazują, że kierowcy jeżdżą autem do pracy, bo nie mają alternatywy.

Kierowcom w Wielkiej Brytanii nie żyje się łatwo. Wysokie podatki drogowe, opłaty za wjazd do centrów niektórych miast, wysokie mandaty i drogie parkingi. No i wszyscy jeżdżą pod prąd. Wygląda na to, że teraz dołączy do tego jeszcze jedna niedogodność. Mowa o kolejnych opłatach za parkowanie.

Tym razem byłaby to „kara” dla pracodawców.

Chodzi o firmy, których pracownicy dojeżdżają do pracy własnymi samochodami. Taką opłatę wprowadzono już w 2012 roku w Nottingham i wynosi ona 405 funtów rocznie za jedno miejsce parkingowe. Nad podobnymi krokami zastanawiają się radni m.in. Camden, Reading, Oxfordu, Bristolu i Cambridge. Tym razem kwoty moga sięgać nawet 1000 funtów.

O co dokładniej chodzi? Przecież istnieją już strefy płatnego parkowania, a nad tym, czy kierowcy kupują bilety parkingowe, czuwają w Wielkiej Brytanii liczne (i nielubiane) prywatne firmy zakładające blokady.

Uwaga – chodzi o miejsca parkingowe należące do firm.

Taką opłatą byłyby objęte przedsiębiorstwa, które mają 10 i więcej miejsc parkingowych. Prywatnych.

Czyli jest tak: firma chce zadbać o swoich pracowników i sprawić, by nie zajmowali swoimi autami ogólnodostępnych miejsc przy ulicach. Wydaje więc swoje pieniądze na zakup lub wynajęcie placu, na którym urządza parking. A radni miast nadal są niezadowoleni i dorzucają kolejne opłaty.

Po pierwsze, taka sytuacja faworyzuje małe firmy.

Kto wie – może jeśli teraz jakaś firma ma 10 miejsc parkingowych, usunie jedno… albo zwolni jednego pracownika. Będzie jak podczas gry w „gorące krzesła”.

Pewne jest też przerzucanie tej opłaty na pracownika. Co wyżsi rangą menadżerowie pewnie będą mieli „karę” opłacaną przez firmę, ale reszta będzie musiała dopisać kolejną pozycję do długiej listy wydatków na samochód.

Tyle że ludzie wcale nie jeżdżą autami do pracy dlatego, że lubią.

Uzasadnieniem opłaty jest oczywiście „zachęta do przesiadki na komunikację miejską”. Brzmi pięknie – a jak jest w rzeczywistości?

Badania przeprowadzone przez The Automobile Association w Nottingham (przypomnę: omawiane przepisy obowiązują tam już od 2012 r.) dowiodły, że wpływ kar na korki i liczbę osób używających komunikacji miejskiej jest pomijalny.

Inne badanie przeprowadzone na próbie 8 744 osób pracujących w miastach pokazało, że 57 proc. z nich dojeżdża do pracy autem. Tych respondentów spytano, czy wprowadzenie nowych opłat powstrzyma ich przed codziennym używaniem samochodu. Aż 46 proc. odpowiedziało, że tak – ponieważ nie mają żadnej alternatywy dla własnego auta. Możemy myśleć, że tylko w Polsce mamy problem z dojazdami komunikacją publiczną z mniejszych miejscowości i przedmieść: ale Brytyjczycy często wcale nie są w lepszej sytuacji.

21 proc. ankietowanych odpadło, że nadal będzie jeździć autem, ponieważ jest to najszybsze rozwiązanie. Analiza przeprowadzona przez brytyjskie Ministerstwo Transportu wykazała, że używanie komunikacji publicznej (z wyjątkiem wielkich miast) oznacza średnio o godzinę dłuższy czas spędzony w podróży w porównaniu z samochodem. To dodatkowa doba miesięcznie spędzona w autobusie czy tramwaju.

Co więcej, 17 proc. ankietowanych odparło, że w związku z nowymi opłatami będzie musiało po prostu… zmienić pracę. Tylko 6 proc. badanych stwierdziło, że przesiądzie się do komunikacji publicznej.

To oznacza, że ludzie wolą zmienić pracę niż przesiąść się do komunikacji publicznej.

Jest tak wcale nie dlatego, że są leniwi. Po prostu nie mają wyjścia.

The Automobile Association zwraca na to uwagę władzom, zaznaczając, że nowe kary będą dokuczliwe głównie dla rodziców dzieci w wieku szkolnym, kobiet w ciąży, osób starszych i niepełnosprawnych, a także tych gorzej zarabiających. Cóż, prezes w swoim Range Roverze z silnikiem V8 i tak zaparkuje pod biurem, bez względu na wszystko.

Mam wrażenie, że tu wcale nie chodzi o ekologię czy korki. Posiadanie prywatnego samochodu jest po prostu niesłuszne ideologicznie. Wszystko zmierza do tego, by kierowcom utrudniać życie najmocniej, jak się da. „Oddajmy miasta ludziom” – mówią wyrobieni ideologicznie radni. A kto jeździ samochodami?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać