Felietony

Benzyna jest za darmo, a jeździć się nie da. W Wenezueli już gorzej być nie może

Felietony 31.08.2018 241 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 31.08.2018

Benzyna jest za darmo, a jeździć się nie da. W Wenezueli już gorzej być nie może

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski31.08.2018
241 interakcji Dołącz do dyskusji

Na tzw. „internetach” stale pojawiają się komentarze, jak to super jest w Wenezueli, gdzie benzynę właściwie rozdają za darmo (kosztuje ok. 0,00002 zł za litr*). Tymczasem sytuacja w kraju z najtańszą benzyną na świecie jest dramatyczna dla kierowców. Znalazłem ciekawy film na ten temat. 

Staram się oglądać wiele filmów dotyczących sytuacji w Wenezueli i być w miarę na bieżąco, ponieważ ten kraj jest dość fascynującym i przerażającym eksperymentem społecznym. Większość relacji stamtąd skupia się – co oczywiste – na horrendalnej inflacji, sprawiającej że rano pieniądze są warte o wiele mniej niż wieczorem dnia poprzedniego, oraz na ogromnej skali przestępczości, zwłaszcza w stolicy Wenezueli. W szczególności wart obejrzenia jest polski kanał Bez Planu, którego twórca mieszka na co dzień w Wenezueli i chyba ma już tego dość. Staram się zawsze obserwować krajobraz motoryzacyjny i widzę tam niezwykły miks samochodów południowoamerykańskich ze starymi amerykańskimi gratami z lat 70. i 80. Jednak do tej pory nie znalazłem dobrego reportażu o realnej sytuacji kierowców w Wenezueli. Niedawno pojawił się jednak na kanale France 24 in English.

Jest gorzej niż myślałem. Polecam:


Pan Renny (Renato) jeździ na co dzień po Caracas swoim Hyundaiem Accentem na taksówce. Jego żona prowadzi mały sklepik. Pewnego dnia Hyundai się psuje. Padła pompa hamulcowa i wóz nie hamuje. Renny jedzie do jednego sklepu z częściami zamiennymi: owszem, mają jakąś pompę, ale podobną, nie taką samą. Nie da się przypasować. Inny sklep oferuje część do Accenta, ale za horrendalną sumę 14 600 boliwarów. To ponad miesiąc pracy Renny’ego. Zakup nie wchodzi w grę. Sprzedawca tłumaczy, że nie może sprzedać taniej, bo sam płaci za części stertę forsy, a i tak nie dostaje zamówionych produktów. Zamówił dwadzieścia, przyszły dwie, więc nie ma towaru żeby go sprzedawać, a ten co ma, wycenia drożej, żeby w ogóle coś zarobić.

Renny w jeszcze innym sklepie kupuje zestaw naprawczy do pompy w postaci gumowych uszczelek. Taki zestaw naprawczy kosztuje tyle, co jego dwudniowe zarobki. To tak, jakby w Polsce wyceniano go na ok. 200-220 zł. Tyle u nas kosztuje kompletna nowa pompa hamulcowa. Niestety zakupiony zestaw okazuje się nie pasować – Renny traci kolejne dwa dni na bezskuteczne próby samodzielnego zreanimowania pompy hamulcowej. Gumki mają zły wymiar. Nikt nie przyjmie ich z powrotem i nie odda mu pieniędzy. To jest chyba najsmutniejsza część tego filmu. Równie smutna jak ten parking, na którym stoją same gnijące graty – jeszcze parę lat temu jeździły, dziś nikt nie ma pieniędzy żeby je uruchomić.

Ciekawe, że biedzie najczęściej towarzyszy marnotrawstwo.

Na czym się kończy? Renny pożycza pieniądze od znajomego (ciekawe, skąd tamten je ma, może pracuje w instytucji rządowej) i kupuje nową pompę hamulcową. I co z tego? Miesiąc później dochodzi do kolejnej awarii. I sytuacja powtarza się, a pieniądze warte są mniej z dnia na dzień.

Często pojawia się pytanie, czy można porównać Wenezuelę z Kubą. Nie do końca. Wenezuelczycy doskonale pamiętają czasy dobrobytu, kiedy to problem w postaci wymiany pompy hamulcowej nie był na tyle poważny, że warto było o nim kręcić reportaż. Zupełnie nie wiedzą, jak poradzić sobie w aktualnych warunkach. Na Kubie w przypadku awarii pompy hamulcowej jedzie się do państwowego magazynu części zamiennych, gdzie pod stołem znajomy znajomego wydaje nam (też za niemałe pieniądze) pompę hamulcową do Łady, a potem mechanicy przerabiają cały układ tak, żeby pasowała i żeby pi-razy-oko działało. Jest to rzecz, którą wszyscy znają i nawet nie wiedzą, że może być inaczej.

Wenezuela
To tak, jakby u nas pompa hamulcowa kosztowała ponad 3000 zł. Jak za PRL.

A czemu napisałem, że już gorzej być nie może, skoro może? Może przecież przyjść wielka klęska żywiołowa i wojna domowa, i wszyscy umrą z głodu, z powodu zarazy i walk o resztki pożywienia. Ale to mało prawdopodobne. Na razie rozgrywa się scenariusz, w którym obywatele tego kraju uznali, że nie ma on żadnych szans i że nie będzie już lepiej. Umarła nadzieja i wszyscy po prostu uciekają – do Kolumbii lub Brazylii, gdzie jest odrobinę lepiej, choć też nie jakoś super. Pan Renny pokazuje to zresztą na początku filmu w postaci pustej ulicy, na której kiedyś stała kolejka taksówek, a dziś nie ma żadnej. A jeśli z kraju uciekają tłumnie ci, którzy odpowiadają za budowę jego dobrobytu, to przynajmniej na razie gorzej być nie może.

*cena może być nieaktualna z powodu ogromnej inflacji w Wenezueli

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać