Wiadomości

W Utrechcie jest za dużo rowerów. Poszerzanie dróg rowerowych tylko pogarsza sprawę

Wiadomości 28.01.2021 374 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 28.01.2021

W Utrechcie jest za dużo rowerów. Poszerzanie dróg rowerowych tylko pogarsza sprawę

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski28.01.2021
374 interakcje Dołącz do dyskusji

96 proc. mieszkańców Utrechtu posiada rower, a prawie 50 proc. codziennych podróży w tym mieście odbywa się rowerem. W związku z tym występuje potworny tłok rowerowy. Znaleziono winnych: TO SAMOCHODY!

Jeśli byliście kiedyś w jakimś większym mieście w Holandii, to zapewne podzielicie moje zdanie co do tego, że jest tam zbyt dużo rowerów. Miasto nie jest z gumy i jest fizycznie niemożliwe, żeby każdy, ale to absolutnie każdy jeździł rowerem. Wtedy trzeba byłoby zamienić całe miasto w drogę i parking rowerowy. Spacerowanie po takim Amsterdamie czy Utrechcie, lub nawet zwykłe przemieszczanie się komunikacją zbiorową, bywa utrapieniem, bo wszędzie jadą rowery, stoją rowery, są przypięte rowery, są porzucone rowery itp. O rowerach zalegających w kanałach nawet szkoda mówić. Okolice dworca głównego w Amsterdamie z ogromnym parkingiem rowerowym wyglądają co najwyżej średnio.

W Utrechcie jest podobnie, o czym donosi Transport-publiczny.pl

Tam muszą siedzieć jakieś ultratęgie głowy, bo widząc wzrost natężenia ruchu rowerowego, poszerzają drogi rowerowe i przejazdy między kanałami, co oczywiście dalej zwiększa ruch rowerowy i powoduje, że problem się pogłębia zamiast się rozwiązać. Przecież to podstawa teorii Creutzfelda-Jaco… przepraszam, oczywiście Lewisa-Mogridge’a. Powiększenie powierzchni pod infrastrukturę powoduje zwiększenie liczby osób korzystających z tej infrastruktury. Przejazdy rowerowe należałoby raczej zwęzić i wprowadzić uspokojenie ruchu. Skoro Utrecht wprost komunikuje, że chce mniej rowerzystów, to może trzeba zacząć od zniechęcania do jazdy rowerem poprzez wprowadzanie stref bezrowerowych? Mówię to zupełnie poważnie, tak jak nie wszędzie powinna być możliwość dojechania samochodem, tak również nie wszędzie powinna być możliwość jazdy rowerem. Nie wiem czy byliście kiedyś na ulicy Francuskiej w Warszawie. To ruchliwa ulica 1-pasmowa bez drogi rowerowej. Rowerzyści drą tam między pieszymi po chodniku. Jak to się kończy? Ano tak. To akurat przypadek ekstremalny, ale pokazuje że problem jest.

Utrecht to miasto post-rowerowe

W Polsce jesteśmy na początku transformacji miast na „przyjazne rowerzystą” (serio ktoś tak kiedyś napisał, wiem że powinno być „rowerzystom”), więc powoli buduje się jakieś drogi rowerowe, śluzy, kontrabasy i inne instrumenty dęte, rżnięte i szczypane, mając w perspektywie zmniejszenie się ruchu samochodowego na rzecz rowerowego. Tymczasem w Utrechcie już tę drogę przeszli i wiedzą, że tak naprawdę, w szerszym ujęciu, nie ma szans na totalne zroweryzowanie miasta, bo natkniemy się na te same problemy co przy totalnej samochodyzacji, oczywiście z wyjątkiem spalin.

Przypadkowy widoczek z Utrechtu.

Dlatego też w planach Utrechtu obejmujących lata 2020-2040 z jednej strony zapowiedziano dalsze zmniejszanie ruchu samochodowego, ale po raz pierwszy pojawiło się także zmniejszanie ruchu rowerowego o charakterze tranzytowym przechodzącego przez centrum. Aleja Vredenburg to najruchliwsze rowerowo miejsce w całej Holandii. 32-37 tys. rowerzystów na dobę oznacza niekończący się strumień rowerów, który rozlewa się później na uliczki w centrum, gdzie tych rowerów trochę nie ma jak przypiąć. Ale wiadomo, samochody są winne, jak skasujemy jeszcze więcej ulic dla aut, to na pewno więcej osób przesiądzie się na rower… a nie zaraz, przecież rowerów też już jest za dużo.

Nam do tego jeszcze daleko, to problemy pierwszego świata

Ale pewnego dnia możemy zdziwić się, widząc znak „zakaz ruchu rowerem” tam, gdzie do tej pory była droga rowerowa, a zamiast niej powstaną ogródki, parklety i woonerfy. W końcu, jak powiedział nasz polski ekspert, transport nie jest podstawową potrzebą człowieka, a najlepiej to w ogóle siedzieć w domu.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać