Felietony

12 lat rozwoju motoryzacji nic nie przyniosło Kowalskiemu. Powiedziała mi to nowiutka Toyota Avensis

Felietony 18.08.2019 232 interakcje
Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz 18.08.2019

12 lat rozwoju motoryzacji nic nie przyniosło Kowalskiemu. Powiedziała mi to nowiutka Toyota Avensis

Grzegorz Karczmarz
Grzegorz Karczmarz18.08.2019
232 interakcje Dołącz do dyskusji

Co da mi kupno nowego samochodu? Chyba nic, skoro lekko używana Toyota Avensis nie pokazała mi żadnych przewag nad kilkunastoletnim wozem.

W tym tygodniu odwiedziła mnie rodzina, która przyjechała zastępczym samochodem. Gdy pomagałem rozładować bagaże padło zdanie: O coś takiego powinniście sobie kupić. Spojrzałem na spory bagażnik młodziutkiej Toyoty Avensis, potem na swoje 12-letnie auto i pomyślałem, może faktycznie powinniśmy. A potem pojeździłem nią trzy dni i stwierdziłem, że byłby to pomysł kompletnie bez sensu. 12 lat w motoryzacji nic nie zmieniło dla przeciętnego Kowalskiego. Nie wiem za co miałbym dopłacić.

Nie chodzi mi o to, że Toyota to zły samochód i czy zakup Avensisa ma sens. Tylko o to, że wydając mnóstwo pieniędzy, nic pozytywnego nie wniósłbym do swego życia. Też mam samochód segmentu D, wyżej się raczej nie wzniosę. Specjalnie nie napiszę jakiej marki, by nie wyszło, że to pojedynek między modelami. To pojedynek między koncepcjami. Graciarzem nie jestem, ale jest niewiele rzeczy, którymi zachęcają mnie nowsze samochody.

To na początek, jedyny argument za nowym samochodem.

Legendarna mniejsza awaryjność

Podobno. Samochody nowe mają się nie psuć i nie sprawiać problemów. Lejesz paliwo, stawiasz się na przeglądy i cześć, zapominasz, że samochód wymaga obsługi. Lecz jest co najmniej jeden członek naszej redakcji, który mógłby się w tym momencie unieść i wykrzyknąć: Nieprawda, nie ma żadnych wiarygodnych statystyk, że samochody nowe psują się rzadziej.

używana Toyota Avensis

To słaby argument, ale mojemu znajomemu w nowym samochodzie przestał powracać po wciśnięciu pedał sprzęgła. Miał szczęście, że nastąpiło to miesiąc przed utratą gwarancji, bo kwestia była producentowi znana, ale akcją techniczną już jej nie objęto. Niedaleko trzeba szukać przypadków, gdy nowe pojazdy generują olbrzymie problemy z racji kosztów, jakie są związane z niespodziewanymi naprawami i nieczystym sumieniem gwaranta.

Elementy składowe samochodów się zużywają, czasami nie da się przewidzieć, kiedy jeden z nich padnie w najmniej spodziewanym momencie. Ale to tylko dyskomfort, który nazywany jest przez niektórych dobrą zabawą. Nawet gdy co roku kilkaset kilometrów od domu będziemy wzywać lawetę, to nie uzbieramy takich kwot, by przebić sumę konieczną do zakupu nowego samochodu.

Zasiadłem więc w Toyocie i szukałem zalet, rzeczy, które skłonią mnie do wydania kwoty, za jaką kupiłbym mieszkanie w niewielkim miasteczku. Co zyskam przesiadając się z 12-letniego dobrze wyposażonego samochodu do nówki sztuki?

System multimedialny z epoki kamienia łupanego

I włączyłem nawigację. A potem ja wyłączyłem. A za chwilę włączyłem ją jeszcze raz by upewnić co widzę. Do fontu stosowanego w systemie multimedialnym Toyoty zdążyłem się przyzwyczaić jeżdżąc samochodami Panka, ale w nich nie ma nawigacji. Więc ten widok był dla mnie prawdziwym ciosem.

używana Toyota Avensis
Znajdź starszy obrazek. Dzieli je 12 lat w dacie produkcji.

Mijają lata, mijają godziny, a kilkanaście lat rozwoju motoryzacji pozwala wciąż pakować do samochodów coś, co wygląda w ten sposób. Nawet łączność Bluetooth, której nieszczęśliwie u siebie nie posiadam, nie przekona mnie do używania systemu, który pozostał sto lat za rozwojem smartfonów. Nawet Audi S7 potrafi na tym polu mieć wpadki, ale gdybym wydał spore pieniądze na nowy samochód i zobaczył ten widok, popadłbym w czarną rozpacz. Mój stuletni system nie jest piękny, ale na pewno nie wygląda gorzej.

Systemy dezorientujące kierowcę

Starałem się nie patrzeć w tę stronę, więc skupiłem się na drodze. Już pominę, że to co wyświetla się przed moimi oczami też nie wygląda przekonująco. Wtedy coś zaczęło pikać i jeszcze raz pikać. Jechałem prościutko, ledwie zbliżając czasem do jakiejś linii, a system wspomagający kierowcę sygnalizował niebezpieczeństwo. A drugi, co chwilę wyświetlał nieprzystające do rzeczywistości ograniczenia prędkości i też pikał, że powinienem się ich trzymać. Jeśli to jest rzecz, którą uzasadnia się cenę nowego samochodu, to ja serdecznie podziękuję. W takim wydaniu dopłaciłbym, żeby tego nie mieć, mimo że można to zwyczajnie wyłączyć.

używana Toyota Avensis
Tradycyjnie 30 km/h na ograniczeniu do 50.

Chętnie widziałbym aktualne ograniczenie prędkości w Mapach Google, w systemie samochodowym są mi zbędne. Potrzebuję sprawdzić je tylko czasem, gdy zamyślę się jadąc przez niekończący się teren zabudowany. Może producenci powinni zostawiać na środkowej konsoli tylko otwór na smartfona, zamiast na siłę wsadzać tam coś co z gruntu skazane jest na porażkę w wyścigu producentów elektroniki użytkowej. Ze swojej nawigacji nie korzystam tak samo, jak nie korzystałbym z tej o 12 lat młodszej.

Zbędna lekkość

No dobrze, młody samochód stawia trochę mniejszy opór. Kierownica chodzi lekko, pedały również nie wymagają ćwiczenia mięśni nóg. Ale ja lubię opór swojego samochodu, jest w sam raz, czasem tylko sprzęgło dokucza w korku. Poza tym, już kilka lat temu, gdy wsiadałem do Passata B6, przeszkadzało mi, że kierownica chodzi zbyt lekko, nie czułem, że prowadzę duży samochód. Na pewno nie stawiał większego oporu niż nowiutki Avensis. Gdzie jest więc postęp, ja się pytam. Tym bardziej, że praca 12-letniej skrzyni biegów i tej z 12-tysięcznym przebiegiem nie różnią się wcale – poważnie, są nie do odróżnienia.

Nieobecne czujniki parkowania

To jak już się przejechałem, to trzeba zaparkować, tyłem. I ten manewr mógł skończyć się mało zabawnie, bo nie słyszałem czujników parkowania. Ich dźwięk zwalnia z myślenia i obserwowania sytuacji za plecami. Nie słyszałem, bo na pokładzie ich nie było, mimo obecności kamery cofania. Pomysł, że można sprzedawać samochody z kamerą a bez czujników uważam za zbrodniczy. Bez czujników z przodu można żyć (choć te posiadam), ale sensu montowania kamery, w którą trzeba patrzeć zamiast nasłuchiwać sygnału dźwiękowego, nie widzę. Gigantyczny postęp w możliwościach konfiguracji wyposażenia jest tu aż nazbyt widoczny.

używana Toyota Avensis
Wolałbym czujniki zamiast sprawdzania.

Wyposażenie bardzo standardowe

Żeby osiągnąć poziom wyposażenia jaki mam obecnie – a umówmy się, że jest dobrze, ale nie luksusowo – musiałbym wyłożyć furmankę pieniędzy. Próba wyboru nowego samochodu uzbrojonego w skórę zawsze skończy się celowaniem palcem w górne rejony cennika. Niewiele z elementów wyposażenia, którego ceniono kilkanaście lat temu weszło do bazowych wersji. Możesz tanio dostać rozpoznawanie znaków drogowych, ale nie skórzaną tapicerkę.

używana Toyota Avensis
Tak samo ładnie dziś, jak i 12 lat temu.

Na szczęście klimatyzacja jako standard odwiedziła też niższe segmenty, ale już nie automatyczna. Lepszy rodzaj świateł – przykro mi, tylko za dopłatą. Fotel dalej potrafi mieć paralityczną skokową regulację, odcinek lędźwiowy kręgosłupa może na próżno wypatrywać swego podparcia, wciąż trzeba ręcznie zmieniać biegi jak zwierzę i zakrywać kołpakami stalowe felgi, albo ze zdziwieniem przyglądać się jak ktoś do dotykowego ekranu przykleił przyciski z lat 90-tych. Wciąż grana jest ta sama melodia.

Toyocie tylko przypadkiem się dostało

To nie narzekanie na Toyotę Avensis, nie jest ani gorsza, ani lepsza od innych, to smutna konstatacja, że kilkanaście lat rozwoju motoryzacji przeciętnemu Kowalskiemu przyniosło niewiele. 12 lat minęło od produkcji mojego samochodu, ale gdybym skusił się na nowe i przecież nowoczesne auto, to dostałbym niewiele więcej niż mam, a zrobiłbym się o mieszkanie uboższy. Nie wiem, czy pozorny spokój bez troski o niespodziewane awarie jest wart wydawania całej masy pieniędzy. Nie trzeba wielbić gratów, by w zakupie nowszego pojazdu nie widzieć zysku.

Używana Toyota Avensis T27 – usterki i awarie. Czego unikać?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać