Ciekawostki / Klasyki

Stary ciągnik Ursus za 300 tysięcy? To zapomniany unikatowy prototyp udanej serii U

Ciekawostki / Klasyki 28.11.2018 194 interakcje
Michał Koziar
Michał Koziar 28.11.2018

Stary ciągnik Ursus za 300 tysięcy? To zapomniany unikatowy prototyp udanej serii U

Michał Koziar
Michał Koziar28.11.2018
194 interakcje Dołącz do dyskusji

W szaleństwie spekulacji na polskiej motoryzacji rzadko pojawia się coś ciekawego. Jednak tym razem wśród rzekomo fabrycznie nowych Maluchów pojawił się zapomniany prototyp ciągnika Ursus U 510.

Jak się okazuje historia wiecznie marnowanych szans dotyczy nie tylko fabryk produkujących samochody w PRL. Ursus też miał swoją serię autorskich prototypów, podobno bardzo udanych. Nie weszły do produkcji i zostały zastąpione ciągnikami licencyjnymi Massey-Ferguson z nieznanych przyczyn, prawdopodobnie jak zwykle politycznych.

Próba unifikacji.

Pod koniec lat 60. Ursus rozpoczął pracę nad zunifikowaniem gamy swoich ciągników, by obniżyć koszta produkcji. Wobec tego pod kierownictwem inż. Bogumiła Bajdeckiego w 1969 r. (lub 1968, zależy od źródła) ruszyły prace nad nową rodziną traktorów serii U. Miała ona obejmować 4 modele – U310, U510, U610 i U710. Oczywiście, wcale nie było tak, że dyrekcja zleciła to Zakładowi Doświadczalnemu. Inicjatywa rozwoju musiała wyjść z dołu.

Na rzecz projektu opracowano silniki dwu, trzy i czterocylindrowe S24, S34, S35 i S44. Potem do gamy dołączył jeszcze sześciocylindrowy S64, który miał napędzać kombajny. Od 1970 do 1971 były testowane przez brytyjską firmę Ricardo Consulting Engineers Ltd. Poza największą, wszystkie jednostki zostały zaopiniowane bardzo pozytywnie i trafiły do wyprodukowanych prototypów.

U310 i U510 dzieliły ten sam układ napędowy, różniły się zastosowanym silnikiem – dwu lub trzycylindrowym. W większych modelach wzmocniono już oba elementy.

Partia mówi „nie”.

Do połowy 1972 r. wyprodukowano i poddano testom około 30 traktorów nowej serii U. Wykazały się dobrymi własnościami użytkowymi. Przykładowo U510 zapewniał też wysoki jak na tamte czasy komfort – szczelną, ogrzewaną kabinę, wycieraczki ze spryskiwaczami czy możliwość przyłączania przyczepy bez wysiadania z ciągnika. Do tego inż. Edward Habich opracował dla serii U przekładnię planetarną „Trimat”.

Pomimo innowacyjności i dobrych wyników podczas testów nowe ciągniki nie trafiły do produkcji. W 1972 r. dyrekcja Ursusa zadecydowała o wstrzymaniu projektu i licencyjnej przyszłości fabryki. Zbyt pyskatych inżynierów, broniących swojego dzieła, usunięto ze stanowisk i w 1974 podpisano umowę z firmą Massey-Ferguson. Oficjalnego wyjaśnienia tych decyzji brak, ale nietrudno się domyślić, co się stało.

Komuś na górze bardziej spodobał się pomysł z licencją. Być może ten ktoś był aż w Moskwie. Tradycyjnie dla PRL, jeśli pomysł był udany, to trzeba było go uwalić. Nie mogło być zbyt dobrze, w końcu wszystkim równo, wszystkim wiadomo co.

unikatowy prototyp ursus u510 na sprzedaż
Doskonale wykadrowane zdjęcie

Ciekawy pojazd, beznadziejne ogłoszenie.

Na szczęście prototypy nie zostały doszczętnie zniszczone, jak to często bywało i jeden z nich jest teraz na sprzedaż w Wielkopolsce. Oferowany U510 wygląda na wyremontowany, lub zachowany w idealnym stanie. Nic tylko się cieszyć i kupować rzadki okaz do kolekcji, prawda?

No nie do końca. Właściciel poleciał z ceną poza orbitę i nie chce wracać. Jestem świadom, że prototypu nie da się jednoznacznie wycenić, ale 300 tysięcy jest ceną kompletnie nierealną, wręcz absurdalną. Zwłaszcza patrząc na to w jaki sposób wystawiono ten traktor. Poza tym, że ciągnik jest zarejestrowany i ubezpieczony nie dowiemy się z ogłoszenia niczego. No może poza tym, że oferta jest skierowana dla pasjonatów motoryzacji. Opis napisany wyraźnie na kolanie. Bonusowo – oczywiście źle zrobione zdjęcia, w pionie, krzywo. Znowu ktoś nie przeczytał naszego poradnika.

Oczekując 300 tysięcy za stary ciągnik wypadałoby okazać chociaż minimum szacunku klientom. Prototyp o wartości historycznej wystawiony jak bity Passat B5 z Niemiec stojący u handlarza Mirka z Pieczarkowic Grzybowolskich. Wszystko zrobione tak, by mieć pewność, że nie uda się sprzedać. Polski rynek klasyków nie przestaje zadziwiać swoją patologią. Na szczęście zawsze można zbudować sobie swój własny, miniaturowy:

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać