Bezpieczeństwo ruchu drogowego

Właśnie kupiłem sobie ubezpieczenie na rower. I ty też powinieneś

Bezpieczeństwo ruchu drogowego 19.03.2022 65 interakcji

Właśnie kupiłem sobie ubezpieczenie na rower. I ty też powinieneś

Piotr Barycki
Piotr Barycki19.03.2022
65 interakcji Dołącz do dyskusji

Chyba że nie jeździsz na rowerze, to w sumie w takim przypadku ubezpieczenie na rower nie ma większego sensu. Ale w przeciwnym wypadku – polecam.

Dlaczego warto kupić ubezpieczenie na rower?

Powody są dwa – jeden główny, a długi uzupełniający. Żeby się przesadnie nie rozlewać z tekstem – podstawowym powodem, żeby wykupić nawet podstawowe ubezpieczenie na rower, jest to, że zapewnia nam ono po prostu względny spokój – przynajmniej finansowy – w sytuacji, kiedy coś przeskrobiemy. Jakieś przerysowane drzwi, zahaczone lusterko – może się zdarzyć, nie ma żadnego poważniejszego wpływu na bezpieczeństwo osób postronnych (więc i nie ma analogii do tej sytuacji), a trochę szkoda za to płacić z własnej kieszeni. O uciekaniu z miejsca zdarzenia w ogóle nie wspominam, bo to wstyd i hańba. A tak po prostu podajemy numer naszej polisy, spisujemy co trzeba i tyle.

Podobnie z kosztami leczenia. Wprawdzie w Polsce przypadków potrącenia przez pieszych przez rowerzystów z winy rowerzystów nie było wiele (ok. 170 w całym 2021 r.), ale jednak były. A leczenie do tanich zdecydowanie nie należy – i nie warto też robić komuś problemów naszą niewypłacalnością.

Powód uzupełniający? Takie ubezpieczenie na rower w podstawowych wariantach kosztuje po prostu grosze. W rozliczeniu dziennym te grosze są nawet dosłowne.

Ile kosztuje ubezpieczenie OC na rower?

W podstawowych wariantach – mało. Ale przejdźmy do przykładów.

W przypadku Nationale Nederlanden 12-miesięczne ubezpieczenie NNW (10 000 zł) plus OC (20 000 zł) kosztuje… 98,35 zł. Jeśli boimy się, że walniemy w Porsche Cayenne Turbo, możemy podbić kwotę OC do 50 000 zł – wtedy za cały rok zapłacimy 124,60 zł. A jeśli jeździmy na rowerze tylko jak jest ładnie, czyli przez jakieś pół roku, to ten najwyższy pakiet będzie nas kosztował… 58,77 zł. To nawet nie jest 10 zł miesięcznie.

W przypadku PZU (usługa Pewnie na rower), NNW (10 000 zł) i OC (10 000 zł) w wersji działającej na terenie Polski to – na cały rok – 70 zł. Jeśli zamierzamy skasować komuś całkowicie np. Kodiaqa RS za 200 000 zł, to OC na taką kwotę, wraz z podstawowym NNW, będzie nas kosztować 193 zł.

Opcji jest jeszcze kilka – niestety nie tak dużo, jak można byłoby oczekiwać – ale większość mieści się właśnie w tych widełkach – od kilkudziesięciu do ok. 100 zł, chyba że chcemy mieć naprawdę ekstremalne zabezpieczenie wysokości naprawy czy odszkodowania.

Ewentualnym rozwiązaniem – przynajmniej według np. PZU – jest tzw. OC w życiu prywatnym, które może pokrywać też nasze rowerowe ekscesy. Przyznaję się, że nie korzystałem – zawsze wybierałem rozwiązanie dedykowane.

Co i tak nie zmienia faktu, że za te kilka albo kilkanaście złotych miesięcznie mamy właściwie święty spokój, jeśli coś pójdzie nie tak. Większość tych ubezpieczeń można kupić w 5 minut, przez internet, potem sobie zapisać po prostu na telefonie PDF z polisą i już – ogarnięte.

Ile kosztuje ubezpieczenie na rower, ale takie na wypasie?

Niestety, jak ktoś zaznaczy wszystkie opcje i ubezpieczy rower ze średniej półki na jego pełną wartość, to z tych stu złotych bez problemu zrobi się kilkaset – w moim przypadku PZU wyliczyło grubo ponad 500 zł, a chyba nawet nie zaznaczyłem absolutnie każdej możliwej opcji.

Z drugiej strony – mam teraz naprawdę święty spokój. Mogę się wywalić – i to z własnej winy – rozwalić rower i uznać, że no trudno, bywa, po czym zgłosić się do ubezpieczyciela po wypłatę, a potem pójść sobie kupić nowy, taki sam rower.

Przy czym niestety uczulam na warunki ubezpieczenia i polecam bardzo uważne czytanie OWU – niektóre ubezpieczalnie mają bardzo precyzyjnie określone, co musi się stać, żeby należało nam się odszkodowanie i często takie zwykłe „a wywaliłem się po prostu” będzie oznaczało, że nie spełniliśmy warunków i niestety odszkodowanie nam się nie należy.

Nie będę tutaj na ślepo polecał PZU, ale z lektury OWU, które wpadły w moje ręce, wynika, że właśnie ta firma ma najluźniejszą politykę, jeśli chodzi definicję zdarzenia, która kwalifikuje się do odszkodowania. W tym roku zaryzykowałem i zobaczymy, co wyjdzie w praniu – chociaż wolałbym nie musieć sprawdzać.

W przypadku ubezpieczenia roweru od kradzieży koniecznie sprawdźcie wymagania dotyczące zabezpieczenia roweru – w przypadku droższych rowerów zwykła linka na pewno nie zostanie uznana.

Czy jest coś takiego jak rowerowe Assistance?

Tak i oferują go przeważnie te same firmy, które sprzedadzą nam OC i NNW (sam w zeszłym roku miałem Assistance z Europ Assistance). Koszt nie jest duży (w przypadku NN to jakieś 8 zł różnicy), a w pakiecie dostaniemy opcję naprawy roweru na miejscu (jeśli to możliwe), a także transport do domu – np. w razie wypadku albo awarii.

Ponownie – warto przed zakupem sprawdzić OWU, bo nie jest tak, że cokolwiek się stanie i niezależnie od wszystkiego nasz rower zostanie naprawiony, a my dowiezieni gdziekolwiek chcemy. Tutaj np. grafika pomocnicza z Europ Assistance:

Z której wynika, że owszem, nasz rower w razie czego zostanie przetransportowany, ale maksymalnie dwukrotnie w okresie trwania ubezpieczenia i tylko do 50 km od miejsca zdarzenia. Aczkolwiek, jako posiadacz Alfy Romeo, muszę przyznać, że tak samo jest w przypadku ubezpieczenia lawetowego samochodu i trudno się o to gniewać. Po prostu warto to wiedzieć.

Czy ubezpieczenie na rower powinno być obowiązkowe?

Mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony – idealnie by było, gdyby każdy, kto porusza się czymś innym niż z buta, miał jakieś ubezpieczenie, chociażby po to, żeby w razie czego nie było żadnych problemów z pokryciem wyrządzonych szkód.

Z drugiej – rowerzyści spowodowali w zeszłym roku w Polsce 1221 wypadków, czyli… o 3 wypadki więcej niż spowodowali piesi. Więc tak statystycznie to powinniśmy też objąć obowiązkowym ubezpieczeniem też pieszych. Nie wspominając już o tym, że takie obowiązkowe OC mogłoby ograniczyć sensowność współdzielonych rowerów czy zabić pomysły w stylu „benzyna kosztuje dzisiaj prawie 8 zł, to chyba skoczę do pracy rowerem”.

Okopię się więc na bezpiecznym stanowisku, że OC na rower nie powinno być obowiązkowe, ale każdy i tak powinien je mieć – nawet w formie akcesoryjnej do innego ubezpieczenia. W końcu nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać