Ciekawostki

Zabawkowy samochodzik w skali 1:1. Ten Trabant kabrio wygląda jak wyjęty z zestawu żołnierzyków

Ciekawostki 10.12.2018 38 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 10.12.2018

Zabawkowy samochodzik w skali 1:1. Ten Trabant kabrio wygląda jak wyjęty z zestawu żołnierzyków

Michał Koziar
Michał Koziar10.12.2018
38 interakcji Dołącz do dyskusji

Trabant to popkulturowy symbol NRD. Sympatyczny, ale nudny i przaśny. Chyba, że w kwadratowej wersji cabrio prosto z zestawu plastikowych żołnierzyków – to przeróbka jakiej nie powstydziliby się rodzimi tunerzy Malucha.

Zanim jednak przyjrzymy się festiwalowi kątów prostych, przypomnijmy co sprawiło, że w ogóle mógł powstać.

Wschodnioniemiecki przepis na samochód.

Trabant to powszechnie znany samochód rodem z NRD. Utrzymał się w produkcji przez znacznie ponad 30 lat, od 1957 do 1991. Oczywiście nie bez pewnych zmian, wśród których jedną z największych było zastąpienie modeli P50 i P60 przez 601 wprowadzonego w 1964 roku. Na kolejny model Trabanta, 1.1, przyszło czekać aż do 1989. Poza ostatnim wariantem, wszystkie były napędzane przez mały dwusuwowy silnik chłodzony powietrzem, wydający z siebie charakterystyczny dźwięk. Ciekawa była też karoseria, wykonana z duroplastu, przez którą samochód z Zwickau zyskał przydomek mydelniczka.

Można oczywiście wyśmiewać zemstę Honeckera, ale jedno trzeba oddać – to wóz, dzięki któremu NRD było najbardziej zmotoryzowanym państwem bloku wschodniego. Trudno się dziwić, Trabant był tani, prosty i w miarę praktyczny, zwłaszcza w wersji kombi. Dzięki temu doczekał się nawet własnej gry nazwanej Jalopy, symulatora jazdy wschodnioniemieckim pojazdem z Berlina do Czechosłowacji.

Trabant idzie do wojska.

Model 601 został dość szybko przerobiony na potrzeby Nationale Volksarmee. Od 1967 r. produkowano wersję Kubelwagen, pozbawioną dachu, ze zmienionym tyłem. Nie potrafię sobie wyobrazić mydelniczki w roli wozu patrolowego przy Murze Berlińskim, ale taką między innymi służbę pełniły poczciwe Fordy kartony. Musiało to wyglądać groteskowo. Na podstawie Kubelwagena powstał też cywilny kabriolet o nazwie Tramp.

trabant cabrio na sprzedaż
Zdjęcie pobrane z ogłoszenia zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu.

Niby Kubelwagen, ale nie do końca.

Twórca pojazdu z tego ogłoszenia prawdopodobnie inspirował się wojskową odmianą Trabanta, jednak trochę poniosła go fantazja. Zamiast zwykłego przodu i tyłu z cienkimi burtami, mamy tutaj wykończenie przypominające samochodziki z klocków Lego, albo łaziki z zestawów plastikowych żołnierzyków, które pamiętam z dzieciństwa. Prostokątne błotniki tworzą jedność z burtami i równie kanciastym tyłem. Niebo kątów prostych.

Całe auto jak poskładane z prostopadłościennych bloków, coś pięknego, brakuje tylko zmiany maski na podobną. Żadnych zagięć, krzywizn, detali. Surowe jak grafika pierwszych gier 3D. Wymieniłbym jeszcze przednie siedzenia na fotele ze zintegrowanymi zagłówkami i przerobił deskę rozdzielczą na taką w kształcie prostopadłościanu i projekt byłby w pełni spójny. Flagi NRD, wymalowane na błotnikach i z tyłu, do tego kolejna powiewająca z tyłu samochodu, potęgują wrażenie patrzenia na samochodzik z zestawu żołnierzyków. O ile kiedykolwiek istniały takie zabawki z Nationale Volksarmee.

trabant cabrio na sprzedaż
Zdjęcie pobrane z ogłoszenia zgodnie z prawem dopuszczalnego cytatu.

Zabawka dla dużych chłopców (i dziewczynek).

W zasadzie powinienem zrównać z ziemią ten nieco pokraczny prostokątny projekt, podobnie jak to zrobiłem z Malucho-Willysem. Ale nie mogę. Patrząc na niego przeżywam nostalgię za dzieciństwem i wojskowymi zabawkami. W życiu bym go sobie nie kupił, ale spotkanie takiego Trabanta na jakimś zlocie na pewno wywoła uśmiech.

Co ważne, według ogłoszenia samochód można zarejestrować i normalnie jeździć nim po ulicy. Najlepiej w mundurze i z twarzą pomalowaną na ten sam odcień co ubranie. Żołnierzyki na żywo. Spełnienie marzeń z dzieciństwa. Rozum co prawda trzyma wewnętrzne dziecko w ryzach, więc nie dzwonię po szybką pożyczkę 12 tysięcy złotych, ale na pewno chętnie bym się przejechał tym wynalazkiem.

Zapewne nie będę miał okazji, więc pozostaje mi kupić sobie żołnierzyki na pocieszenie. O ile jeszcze ktoś takie sprzedaje.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać