Felietony / Ciekawostki

Toyota wypuściła świetną reklamę Corolli. Wyznawcy aut elektrycznych oburzeni

Felietony / Ciekawostki 13.02.2019 213 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 13.02.2019

Toyota wypuściła świetną reklamę Corolli. Wyznawcy aut elektrycznych oburzeni

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk13.02.2019
213 interakcje Dołącz do dyskusji

Jeden z portali poświęconych samochodom elektrycznym opisał ten spot słowem „shameful”, czyli „haniebny, skandaliczny”. Ale mnie się bardzo podoba, zwłaszcza że na ekranie widać tam fajne samochody.

W dyskusjach o przyszłości motoryzacji często ścierają się ze sobą dwa obozy. Przedstawiciele tego pierwszego są przekonani o tym, że jedyną słuszną drogą są samochody elektryczne. Przedstawiciele drugiego podchodzą do „elektryków” sceptycznie, szukając raczej innych rozwiązań.

Toyota jest zdecydowanie w tej drugiej grupie. Co prawda mówi się, że Japończycy po cichu pracują nad modelami zasilanymi „z gniazdka”, ale główny nacisk kładą na hybrydy i rozwój modeli zasilanych wodorowymi ogniwami paliwowymi. Mało tego: zdarza im się trochę pośmiać z aut elektrycznych, tak jak w najnowszej reklamie.

Spotkało się to z ostrymi komentarzami ich zwolenników. Nie jestem zdziwiony: już jakiś czas temu zauważyłem, że szeroko pojęta „bezemisyjność” jest dla wielu osób niczym nowa religia i są oni gotowi bronić jej jak Częstochowy. Stąd opinie o tym, że reklama jest skandaliczna albo że Toyota będzie drugim Kodakiem lub Nokią. Przypomnijmy: pierwsza z tych firm „nie uwierzyła” w porę w aparaty cyfrowe, a druga w smartfony. Jaki jest efekt, każdy widzi: marki zniknęły z rynku lub są gdzieś w ogonie statystyk sprzedaży. Czy Toyota podzieli ich los? To bardzo ciekawa sprawa i nie mogę doczekać się jej finału.

Ale wy pewnie nie możecie doczekać się obejrzenia reklamy. Oto ona.

Fabuła jest prosta: przedstawia nową Corollę, która wyprzedza różne pojazdy z przeszłości, a później mija ładujący się samochód elektryczny. Na końcu jest pokazany slogan, który można przetłumaczyć jako „Nie pozwól, byś został z tyłu”. Następnie lektor podkreśla, że hybrydowa Corolla sama się ładuje. W domyśle: nie trzeba tracić czasu przy ładowarce, jak kierowca „elektryka” z filmu. Zgrabne.

Oczywiście jak przystało na samochodowego świra, nie mogłem odmówić sobie kilkukrotnego obejrzenia reklamy i zanotowania, jakie samochody na niej widać.

Zaczyna się od czegoś, co wygląda jak Ford T.

Oczywiście większość z tych aut została nieco przerobiona, by nikt nie mógł posądzić Toyoty o nieuprawnione wykorzystanie znaku towarowego albo reklamę porównawczą.

Na początku mamy więc Forda, który mógł być dostępny w każdym kolorze, ale pod warunkiem, że będzie to czarny. Następnie Corolla mija niebieską wyścigówkę. Jest to prawdopodobnie samochód Salmson z 1921 r. Salmson to francuska marka, która od XIX wieku zajmowała się produkcją pomp. W 1919 roku zaczęła wytwarzać samochody i robiła to do 1957 r. Po drodze zasłynęła też jako producent silników lotniczych.

Później Corolla wyprzedza wóz gangsterów. Jest to prawdopodobnie Cadillac z okolic roku 1930, sądząc po kształtach. Został jednak na tyle mocno przerobiony, że nie przypomina żadnego konkretnego modelu.

Biały wóz z namalowaną paszczą rekina to Chevrolet Fleetmaster z 1948 r.

Taki wóz był w produkcji od 1946 właśnie do 1948 r. Ma pod maską rzędowy, sześciocylindrowy silnik 3.5, a moc na koła przenosi trzybiegowa skrzynia ręczna. Obok niego jadą chłopaki w czymś, co przypomina Forda A.

Później pora na gwiazdę tego spotu: Toyotę 2000GT.

Temu autu poświęcono tu kilka dobrych ujęć. Nic dziwnego, bo to prawdopodobnie najpiękniejsza Toyota w historii marki. Wyglądała chyba nawet lepiej od brytyjskich i włoskich aut z tamtych lat. „Tamtych”, czyli końca lat 60. i początku 70. 2000GT produkowano między 1967 a 1970 r.

Za zaprojektowanie tego wozu odpowiadał głównie koncern Yamaha. Pod maską mogły tu pracować silniki 2.0 lub 2.3 o mocy 110-150 KM. Były to rzędowe „szóstki”, dlatego 2000GT jest uznawana za duchowego przodka Supry. Wspominano o niej nawet przy okazji prezentacji nowej, kontrowersyjnej generacji pod nazwą GR Supra.

Wyprodukowano tylko 351 egzemplarzy. Jeden z nich zagrał nawet w filmie „Żyje się tylko dwa razy” z Seanem Connerym w roli Jamesa Bonda. Specjalnie na potrzeby tej produkcji stworzono jedyne 2000GT w wersji kabrio. Dlaczego? Wcale nie chodziło o styl. Po prostu mierzący 1,88 m Sean Connery nie mieścił się do coupe.

Następnie: moja ulubiona scena w całej reklamie.

Toyota Corolla reklama

Najszerzej uśmiechnąłem się, gdy Corolla mijała replikę Ferrari (chyba modelu 328 GTB)… wiezioną na lawecie. Czekam aż jakiś portal miłośników aut z Maranello również opisze tę reklamę słowem „shameful”.

Interesująca jest też sama laweta, choć o niej najwięcej wiedział oczywiście redaktor prowadzący Autobloga. Powiedział mi, że to Nissan Trade: hiszpańska produkcja lokalna, przebój tamtego rynku. To był idealny wóz pod lawetę, ponieważ miał długi most i mocnego diesla 3.0 o mocy 110 KM. Mógł więc „na pusto” gnać nawet 140 km/h. Podobno hiszpańscy laweciarze zawsze bywali na miejscu wypadku pierwsi: czasami jeszcze zanim cokolwiek się wydarzyło.

Na koniec: kontrowersyjne ujęcie z autem elektrycznym.

Ten „elektryk” przypomina nieco BMW i3. No cóż – o tym, czy lepsi w przewidywaniu przyszłości są zwolennicy takich samochodów czy inżynierowie i stratedzy Toyoty, jeszcze się przekonamy. Ale jeśli chodzi o marketing, póki co stawiam punkt po stronie japońskiej marki.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać