Ciekawostki

Jazda z tymi rowerami!

Ciekawostki 17.06.2021 337 interakcji

Jazda z tymi rowerami!

Piotr Barycki
Piotr Barycki17.06.2021
337 interakcji Dołącz do dyskusji

Przy czym pisząc „te rowery” mam oczywiście na myśli rowery, które mam w domu. A pisząc o „jeździe” mam na myśli jazdę z nimi na dachu samochodu, żeby na dzień albo dwa uciec z miasta. Tak, to clickbaitowy tytuł do testu bagażników rowerowych. Ale za to jakich! 

No właśnie – jakich?

Na to pytanie są dwie odpowiedzi. Pierwsza, ta bardziej przyziemna, dotyczy tego, jak te bagażniki w ogóle się nazywają, bo wpisałem już 72 słowa tekstu, a nigdzie nie ma informacji o tym, co to w ogóle za bagażniki. Nadrabiam więc szybko: do testów kilka tygodni temu trafiły do mnie dwa najnowsze bagażniki marki Thule – Thule TopRide i Thule FastRide.

Na zdjęciu powyżej TopRide jest na pierwszym planie, natomiast FastRide – na drugim. Spokojnie, będzie więcej zdjeć, żeby można było zapoznać się osobno z każdym. Natomiast nie zrobiłem dwóch osobnych materiałów, bo pod wieloma względami oba bagażniki są do siebie bardzo podobne.

Thule FastRide i TopRide – co je łączy?

Przede wszystkim sposób, w jaki mocuje się na nich rower. W jednym i drugim przypadku (powyżej rower zamontowany na FastRide) rower montowany jest za widelec, co oczywiście wymusza na nas demontaż przedniego koła.

W obu bagażnikach musimy też przed pierwszym montażem złożyć bagażnik z dwóch części (łatwizna, nawet ja sobie poradziłem), więc na zimę możemy całość rozłożyć i będzie zajmować mniej miejsca. Niewiele, ale jednak. Wymiary pełnego zestawu są też prawie identyczne – 135 cm długości FastRide i 140 cm TopRide.

Oba mają też podobną masę (ok. 3,5 kg), oba przyjmą maksymalnie oponę o grubości 3″, koła do 29″ i rowery o maksymalnym rozstawie kół równym 1250 mm. Identyczna jest też ładowność (18 kg) i sposób mocowania tyłu roweru czy też po prostu tylnego koła – paskiem z tworzywa sztucznego z dodatkową gumową osłoną (zgubicie tę gumę niedługo po zakupie, gwarantuję):

Tu i tu mamy też oczywiście zgodność z karbonowymi widelcami, zgodność z bagażnikami dachowymi z rowkiem T20x20 (24×30 wymaga adaptera), belkami WingBar, Wingbar Evo i Edge, ProBar, SqaureBar (wymagany adapter) i z systemem Thule One-Key. Oba też oczywiście mają kluczykowe zabezpieczenie przed demontażem uchwytu z bagażnika bazowego.

Zarówno TopRide, jak i FastRide, mają też wbudowaną linkę zabezpieczającą:

Nie ma ona jakiejś powalającej długości, ale w większości przypadków powinno się dać złapać za fragment ramy. Albo za koło, jeśli koło jest droższe od roweru (bo dlaczego nie). Nie ma natomiast żadnego innego zabezpieczenia dla przedniego uchwytu, co w sumie jest dość dziwne.

Z jednym i drugim mam też taki problem, że bardzo trudno będzie mi oddać je po testach. Ale o tym za chwilę – przejdźmy do różnic.

Podstawowa dotyczy… sposobu montażu widelca na bagażniku.

Thule FastRide
Thule FastRide

W przypadku Thule Fastride element, do którego mocujemy widelec, jest na stałe przytwierdzony do bagażnika. Nie da się go wyjąć bez użycia narzędzi (o tym też za chwilę). Demontujemy więc przednie koło, wkładamy rower na bagażnik, trafiamy widelcem w wystające bolce – i już. Pozostaje nam tylko dokręcić uchwyt. Co ważne – uchwyt kliknie w momencie, kiedy siła dokręcenia będzie wystarczająca, więc nie ma obaw, że połamiemy nasz drogocenny karbonowy widelec.

Od frontu wygląda to mniej więcej tak:

Nakładamy, dokręcamy, klik i w drogę.

W przypadku TopRide proces przebiega trochę inaczej. Przede wszystkim element montażowy montujemy do roweru jeszcze przed założeniem go na dach:

Na upartego możemy korzystać z niego tak jak w FastRide – sprawdziłem – nic nie odpada w trakcie jazdy, ale chyba nie po to został tak zaprojektowany.

Wracając jednak to prawidłowego montażu – kiedy już zamontujemy element mocujący w widelcu:

Po prostu wkładamy go na bagażnik (albo właściwie w prowadnicę) i przesuwamy do przodu, aż kliknie:

O prawidłowym zamocowaniu informuje nas dodatkowo zielony dzyndzel na bagażniku – jeśli jest w górze, to znaczy, że wszystko jest zapięte jak trzeba i można ruszać. Żeby odblokować zacisk, trzeba nacisnąć dźwignię i pociągnąć rower do tyłu samochodu.

Tutaj widać zielony dzyndzel w pozycji zablokowanej.

Odpada więc m.in. konieczność dokręcania uchwytu już na dachu samochodu. To może być plusem w przypadku takich nieogarów jak ja, którzy montują bagażnik tak, że pokrętło FastRide jest od wewnętrznej strony dachu (widać na powyższym zdjęciu).

Która opcja jest łatwiejsza?

Teoretycznie ta druga – choć obie są fantastycznie łatwe i szybkie – bo nie da się nie trafić w prowadnicę, nie trzeba celować tak, żeby oba oczka widelca trafiły na swoje miejsca i tak dalej, ale… na co dzień – a ostatnio wożę rower na dachu prawie codziennie – nie byłem w stanie zauważyć jakiejś cudownej przewagi TopRide nad FastRide w przypadku rowerów, które woziłem. Nawet trochę wolałem prostsze rozwiązanie z FastRide – tym bardziej, że na te kilka sekund po postawieniu roweru na dachu, a przed jego przykręceniem, można oprzeć widelec na platformie bagażnika, więc problemów z trzymaniem w powietrzu i celowaniem raczej nie ma.

Nawet moja żona, której kazałem samodzielnie montować na dachu jest kilkunastokilogramowego trekkinga, wolała rozwiązanie z FastRide’a. Aczkolwiek pewnie będą i tacy, którzy wybiorą drugą opcję.

Przy czym jedna uwaga – niestety mam rowery zapinane wyłącznie na QR, a nie na sztywne osie (nie zdążyłem kupić w tym sezonie…), więc nie jestem w stanie ocenić, czy w przypadku tego drugiego systemu wygrywałby jednak TopRide. Pewnie miałby też spore szanse w przypadku wysokich aut, gdzie trafienie w punkty montażowe FastRide’a byłoby trudniejsze. Wniosek jest prosty: kupujcie niskie samochody.

No właśnie – sztywne osie…

W jednym i drugim przypadku możemy przypiąć rower wyposażony właśnie w ten system. Jest tylko jedna różnica.

W przypadku TopRide’a (979 zł) mamy w standardzie elementy, które pozwolą nam rower ze sztywnymi osiami podłączyć (9-15 mm, do 20×110 potrzebny dodatkowy adapter). W przypadku FastRide’a (719 zł) domyślnie obsługiwane jest tylko QR, a za komplet adapterów trzeba dopłacić 199 zł. Czyli cena – jeśli mamy sztywne osie – wyjdzie podobna, różnica będzie tylko ostatecznie w sposobie montażu… uchwytu montażowego.

Jak się z tym jeździ?

Fantastycznie. W sensie działa jak należy – zrobiłem z tymi bagażnikami i zapakowanymi z nie rowerami kilkaset kilometrów i ani razu nie musiałem niczego dokręcać, czy zatrzymywać się i poprawiać. Zresztą taki sposób montażu przekonuje mnie wielokrotnie bardziej niż używany przeze mnie do tej pory ProRide. Jasne, z ProRide’a przez tysiące kilometrów nic mi nigdy nie wypadło i też nic się nie luzowało, ale… i tu są dwa albo i trzy powody, przez które wolę właśnie taki sposób montażu.

Po pierwsze – nie ma znaczenia, co mamy dokręcone do ramy. Przykładowo damski trekking żony ma uchwyt na bidon w takim miejscu, że nie ma szans złapać go ProRide’em tak, żeby wyglądało to satysfakcjonująco i zgodnie z instrukcją. Z kolei między moimi koszykami na bidon trzeba przesuwać uchwyt w pozycji lekko złożonej, żeby chwycić prawidłowo. Tutaj tego problemu nie ma.

Po drugie – rower trzyma się tutaj dużo sztywniej niż w klasycznym uchwycie. Użytkowo nic z tego nie wynika, ale mam czasem traumę obserwując bujający się cień roweru na mojej masce. Tutaj bujania brak.

Po trzecie – mam wrażenie, choć może to być placebo, że w przy takim montażu jest odrobinę ciszej we wnętrzu samochodu. Ale nie mierzyłem tego, więc może lepiej w tej kwestii mi w pełni nie ufajcie. Jeśli natomiast chodzi o różnice w spalaniu, to nie zauważałem jakichś szokujących.

Jeśli natomiast chodzi o prędkości – według Thule z bagażnikiem można jechać maksymalnie 130 km/h i do tej prędkości się ograniczałem. Problemy? Żadne. Tak samo nic nie działo się nawet podczas bardziej dynamicznego pokonywania zakrętów na lokalnych drogach, wpadania w dziury, podskakiwania na niezauważonych wcześniej hopkach i tak dalej. Idealnie.

A co z kołem?

I tutaj całe na srebrno (i trochę na czarno, a trochę na biało) wchodzi do gry Thule Front Wheel Holder (cudowna nazwa), który robi dokładnie to, co sugeruje nazwa – trzyma przednie koło. Filozofii tutaj brak – bierzemy koło, wkładamy w prowadnice, dokręcamy QR (albo sztywną oś – działa z adapterem) i montujemy na dachu.

Moduł bazowy wygląda tak:

I naszym zadaniem jest trafienie uchwytem z kołem w te otworki, a potem dokręcenie pokrętła – wszystko bez narzędzi. Potem pozostaje tylko przepuścić przez koło linkę zabezpieczającą:

Zasunąć schowek z nią i przekręcić klucz – gotowe.

Tutaj też mogę potwierdzić – nic nie wypada i nie próbuje uciec. Przy czym jestem leniwy, jeżdżę wyłącznie po asfalcie i mam tanie koła, więc moim preferowanym sposobem ich transportu jest wrzucenie ich do środka samochodu, tam, gdzie akurat jest miejsce. Jeśli ktoś ma droższe koła albo często są całe obklejone błotem – to będzie lepsze rozwiązanie.

W zasadzie jedyne, na co mógłbym tutaj ponarzekać, to fakt, że rozstaw tych uchwytów montażowych jest dużo mniejszy niż rozstaw mojego widelca. Skutkuje to tym, że trzeba się przy montażu koła na uchwycie dużo nadokręcać, a przy montażu w rowerze – dużo poodkręcać. Można się przyzwyczaić, ale u mnie kilka pierwszych prób obejmowało wielokrotne odkręcanie szybkozamykacza, bo jeszcze nie był odpowiednio rozrkęcony.

Warto też przy zakupie uchwytu na koło i większej liczby bagażników pomyśleć o zakupie kompletu kluczy One-Key. Inaczej dostaniemy szału, próbując zgadnąć, który jest kluczem od którego.

Czy warto?

Kto panu tak sp….zepsuł owijkę? Odpowiadam: ja. Ale już poprawiona.

To dość łatwe pytanie i odpowiedź brzmi: tak, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. FastRide i TopRide robią dokładnie to, co powinny, montuje się je bajecznie prosto, a i bajecznie prosto montuje się na nie potem rowery. Po kilku takich montażach mam nawet wrażenie, że szybciej montowałem rower do FastRide’a niż do ProRide’a, co nie powinno mieć miejsca – a jednak.

Pozostaje tylko pytanie, czy warto dopłacać do droższego wariantu. I jako posiadacz niskiego auta i roweru z QR, moje zdanie w tej kwestii brzmi: niekoniecznie. Mając oba te bagażniki na dachu i jeden rower, przeważnie korzystałem z FastRide’a i byłem z niego naprawdę zadowolony.

Kiedy więc przyjdzie moment, kiedy będzie się dało znowu kupić rower, nie mam żadnych wątpliwości, że na mój dach trafi właśnie jeden z tych uchwytów. A w sumie to dwa, bo żona też ostatnio uznała, że te rowery to jednak fajna sprawa…

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać