Felietony

Te samochody niech sobie znikną bez następców – 8 modeli

Felietony 24.02.2018 1 interakcja
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 24.02.2018

Te samochody niech sobie znikną bez następców – 8 modeli

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk24.02.2018
1 interakcja Dołącz do dyskusji

Nie wszystkie samochody doczekają się następców. Niektóre nawet nie powinny. Oto 8 samochodów, które naszym zdaniem mogą zniknąć z rynku bez następców i… nic złego się nie stanie. 

Trendy na rynku czasem zmieniają się tak szybko, że producenci nie zdążają dopasować swoich planów rozwoju linii modelowej. Czasem jest tak, że prezentują dany model na jakimś rynku dobrze wiedząc, że nie odniesie sukcesu, ale czynią tak dlatego, żeby zwiększyć „pokrycie rynkowe”. Czasem produkują jakieś auto w nieskończoność, choć już dawno mogliby przestać, a bywa, że nawet fundują mu lifting. Wytypowaliśmy 8 samochodów, które naszym zdaniem mogą zniknąć z rynku bez następców. Mogą? Powinny!

Toyota Verso

Zaklinanie rzeczywistości w postaci twierdzenia, że 7 osób zmieści się wygodnie w 444-centymetrowym minivanie, nic nie pomogło. Nie kupujcie tego auta, jeśli chcecie wozić 7 osób. Miejsca ostatniego rzędu to istny koszmar. Europejczycy z natury są dość rośli, a tego modelu nie oferuje się nigdzie poza naszym kontynentem. Wszystkie inne części świata mają swoje minivany Toyoty, takie jak Sienna, Alphard czy rodzina modeli Avanza. W Europie zostało 9-letnie już Verso, które niedawno pozbawiono diesli i w ofercie zostały już tylko wolnossące silniki benzynowe.

Problem z Toyotą Verso polega na tym, że minivany kupuje się z przymusu, bo powiększyła się rodzina i można ubiegać się już o Kartę Dużej Rodziny, albo – co jeszcze częstsze – po rozwodzie ludzie wiążą się na nowo, ale mają już dzieci z poprzednich związków. I te dzieci trzeba czymś wozić. Jeśli więc ktoś kupuje minivana, chce przynajmniej, żeby był on choć trochę ciekawy, choć trochę przykuwał wzrok i dawał choćby minimum przyjemności z jazdy.

Verso pod tym względem kuleje. Jest ogromna różnica między „muszę to mieć”, a „mam to, bo muszę”. W pierwszą kategorię wpisuje się trochę Citroen C4 Picasso, w drugą Verso, dlatego nie będziemy zbyt długo po niej płakać.

Volkswagen Golf 3d

Volkswagen Golf VII GTD

Samochody 3-drzwiowe kolejno znikają z ofert. Zniknęło stanowiące bastion trzydrzwiowości Audi A3. Ale gdy wejdziemy na stronę VW, wciąż możemy zobaczyć Golfa 3d. Co lepsze, możemy go nawet skonfigurować i to właściwie w dowolnej wersji, z wyjątkiem elektrycznej.

Nie negujemy sensu istnienia aut 3-drzwiowych, zwłaszcza małych. Trzydrzwiowy Up! ma nawet sens, zwłaszcza że powoli też nie ma z kim konkurować – Hyundai i10, Renault Twingo i Fiat Panda zawsze mają 5 drzwi. Nie ma już 3-drzwiowego Polo. Ale został Golf 3d. Zapewne za rogiem jest już nowy Golf, bo obecny ma 6 lat i zapewne nie będzie w ofercie wersji 3-drzwiowej, dlatego należy docenić Golfa 3d jako ostatni kompakt z jedną parą drzwi i kupić go jako potencjalnego youngtimera. A następnie pożegnać bez żalu.

Seat Toledo

Seat Toledo 2012

Ostatnio mamy do czynienia z renesansem Seata. Renesans ten, jak nietrudno się domyślić, opiera się na SUV-ach, których Seat ma w ofercie już trzy: Ateca, Arona i Tarraco. Nazwy trochę wymyślne, ale przynajmniej auta wydają się sensowne.

Niestety, jeszcze kilka lat temu w ofercie hiszpańskiej marki były tylko 2 modele, tj. Ibiza i Leon, a resztę stanowiły produkty innych marek VW z dolepionym znaczkiem Seata. Exeo, Mii, Alhambra i wreszcie Toledo, będące niczym innym niż Skodą Rapid pozbawioną wersji Spaceback to jeden z gorszych przejawów inżynierii emblematowej w grupie VW.

Nie mamy nic przeciwko przeklejaniu różnych znaczków na ten sam model. Ale kiedy twoja marka jest już w takiej kondycji, że musisz sprzedawać zrebrandowane Skody i to te najbardziej podstawowe modele, to znaczy, że konieczny jest plan naprawczy. A w ramach planu naprawczego błędy przeszłości należy usunąć.

Renault Espace

Renault Espace V

Piszę to z największym smutkiem, bo jestem fanem modelu Espace. Doceniam jego bezkompromisową vanowatość i stuprocentową zawartość vana w vanie. Tak przynajmniej było do czwartej generacji włącznie. W pełni też rozumiem, że w piątej odsłonie trzeba było podążyć za trendami rynkowymi i przedstawić jakiś nowy pomysł na Espace. A nawet rozumiem założenie tego pomysłu i on się częściowo udał.

Tyle że powstały w ten sposób „van-crossover” stracił swoją najlepszą cechę, jaką było wnętrze jak z autobusu i stał się po prostu wielkim, jednobryłowym kombi. Wygląda lepiej, jest bardziej hojnie wyposażony, stabilniej się prowadzi. Wszystko lepsze. A zarazem bez sensu. Nad Espace’em będziemy płakać, ale obawiamy się, że „szóstka” nie zostanie już opracowana.

DS5

DS5

 Samochód klasy średniej nawiązujący do legendarnego DS-a – to brzmi nieźle i mogło z tego wyjść coś dobrego. Niestety, Francuzi sięgnęli po swój znany od czasów Renault Vel Satisa sposób. Według nich idealną receptą na wyróżnienie się w klasie limuzyn jest… stworzenie hatchbacka. To nie zadziałało ani w Renault, ani tutaj.

Na domiar złego DS5 zamiast dbać o wygodę tych, którzy nim podróżują, dba o dobrobyt dentystów. Podobno każdy, kto miał okazję przejechać się tym autem musiał później stawić się w okolicznym gabinecie na ponowne wstawienie plomb. Tak twarde jest zawieszenie DS5.
Aha, jeszcze do niedawna takim samochodem był wożony prezydent Francji. Prezydent. Hatchbackiem. Dobrze mu tak.

Subaru Levorg

Subaru Levorg

Na początek ciekawostka. „Levorg” czytane wspak to „grovel”. Czyli prawie jak „gravel”. Czyli szuter, rajdy, piekne rajdowe tradycje Subaru i najwspanialsza odmiana starej Imprezy, czyli Gravel Express. Jeździłbym.

Co do nazwy, raczej nie jest przypadkowa. Sam samochód nie jest zły i dobrze się prowadzi, ale… to jest tak naprawdę Impreza kombi. Dlaczego w takim razie nie może się tak właśnie nazywać? Czyżby marketingowcy Subaru byli aż tak dumni z wymyślonego przez nich słowa, że specjalnie powołali do życia nowy model?

Dlatego Levorg raczej nie będzie miał następcy. Zamiast niego pojawi się Impreza kombi. I tak nikt jej nie kupi – przynajmniej w Europie.

Fiat 500L

Fiat 500L

 Fiata 500 kupuje się dlatego, że jest stylowy i ładny. Niestety, 500L jest pozbawiony obu tych cech. Wygląda jak zwykła 500, którą ktoś nadmuchał pompką do roweru, a na koniec jeszcze kopnął. Zamysł, czyli stworzenie rodzinnej wersji ładnego auta nie był taki zły. Szkoda, że „L-ka” wcale nie jest zbyt rodzinna, bo nadal pozostała krótka.

Ten samochód jest zbyt dziwny, by kupić go z rozsądku. I zbyt nudny, by kupić go z porywu serca.

Kosztuje tyle, co kompakt, a jest od niego ciaśniejsza. Dodajmy do tego kiepskie silniki (pomijając może 1.4 T-Jet), słabe prowadzenie i niedopracowane zawieszenie.

Renault Megane GrandCoupe

Renault Megane GrandCoupe

Kiedyś każdy szanujący się kompakt występował w wersji sedan, bo takie nadwozie było prestiżowe. Teraz czasy się zmieniły i sedany znikają. Na placu boju pozostało jeszcze kilka modeli, w tym Renault. Megane GrandCoupe nie jest brzydkie. Wręcz przeciwnie. Ale w tej klasie prawie nikt nie chce już takiego nadwozia. Oprócz tureckich taksówkarzy. Myślę, że to właśnie dla nich powstał ten model. Gdy byłem rok temu w Stambule, większość taksówek to było Renault Fluence. Gdy nadejdzie pora na zmiany, pewnie znów pójdą do tego samego salonu.

Jest tylko problem z nazwą. Domyślam się, że Renault Megane TurkishTaxi brzmiałoby trochę głupio, ale GrandCoupe brzmi jeszcze gorzej. Ten model nie jest jakoś specjalnie Grand, a już na pewno nie jest Coupe.

Prawdziwe Megane Coupe było jedno, dwadzieścia lat temu. Powstała na jego bazie rajdówka Maxi, w Polsce jeździł Puchar Renault Megane, a ja kiedyś bardzo chciałem je mieć. Koniecznie żółte.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać