W Tatry pojedziesz tylko „elektrykiem”. Używanie samochodów spalinowych będzie tam zabronione

Zakaz wjazdu dla samochodów spalinowych w Tatry i okolice ma na celu ochronę przyrody i przystopowanie turystów, którzy wszędzie chcą wjechać samochodem.

Od rana nie mogę się otrząsnąć, że razem z Grzegorzem zostaliśmy trendsetterami. Wystarczyło, że przejechaliśmy się samochodem elektrycznym w Tatry, pokręciliśmy się trochę po okolicy w ciszy i z maksymalnym rigczem, a nasz styl podróży został podchwycony przez innych ludzi. Dodam, że bardzo ważnych ludzi, bo dotarł aż do ministerstwa transportu. Tam przeanalizowano wszystkie za i przeciw i uznano, że najwyższy czas wykonać ogromny skok do przodu i zmienić Tatry i okolice w ciche i wolne od spalin miejsce. Nie może być tak, że ktoś jeździ po okolicy w jakimś BMW M440i Cabrio i płoszy niedźwiedzie. Powstał plan, żeby w tym regionie wprowadzić zakaz wjazdu dla samochodów spalinowych.

Zakaz wjazdu dla samochodów spalinowych w Tatry na razie będzie dotyczył słowackiej strony

Tamtejsze ministerstwo transportu doszło do wniosku, że Tatry są zbyt piękne, żeby pozwalać na poruszanie się tam samochodami spalinowymi. Tatry mają stać się swoistą strefą czystego powietrza i transportu. Najpóźniej ma się to stać do 2030 roku. Ministerstwo chciałoby w ogóle zakazać transportu indywidualnego w tym regionie, ale chyba przestraszyło się ewentualnych sprzeciwów Słowaków, więc krakowskim targiem dopuściło do ruchu w Tatrach samochody elektryczne. Oprócz tego plan zakłada wybudowanie dużych parkingów, z których turyści bez żadnego problemu i kolejek przesiądą się do komunikacji zbiorowej, również napędzanej prądem, a ta przewiezie ich bliżej szczytów. Ma również powstać cała sieć dróg rowerowych, a wraz z nimi liczne wypożyczalnie rowerów i e-rowerów. Zawsze jest miejsce na kolejną ścieżkę rowerową. Według słowackiego ministerstwa okolice Tatr powinny zamienić się w coś w rodzaju deptaków, gdzie spokojnie poruszają się piesi, a obok śmigają w ciszy pojazdy elektryczne.

Wszystko pięknie, a co na to mieszkańcy tamtych terenów?

Nie wiem, nikt się ich o zdanie nie pytał. Postawiono na dobrze sprawdzone myślenie życzeniowe. W związku z tym, że jeżeli Unia nie odwoła swoich słów, to samochody spalinowe muszą się wynosić z salonów sprzedaży, przyjęto, że mieszkańcy i tak w końcu przesiądą się na samochody elektryczne. W ciągu nadchodzących 10 lat elektryki mają się na tyle upowszechnić, że problem spalinowych samochodów mieszkańców będzie marginalny. Najwyżej wprowadzi się czasowe wyjątki w funkcjonowaniu strefy czystego powietrza, a mieszkańców będzie się zachęcać do przesiadki na transport zbiorowy. Ale najwięcej dział zostanie użytych przeciwko turystom, kórzy gdyby tylko mogli, to wjeżdżaliby swoimi samochodami pod samiuśkie wierchy. Nie ma dla nich żadnej świętości, parkują na zakazach, rozjeżdżają pobocza, łąki i pastwiska. Idealny plan słowackiego ministerstwa ma wreszcie położyć temu kres.

Jest jednak pewien problem, na który zwracają uwagę słowaccy komentatorzy — ile to będzie kosztować i kto za to zapłaci. I tu ministerstwo milczy. Nikt nic nie wie, a pytania ciągle się mnożą. I tak to jest z tymi wspaniałymi planami na poprawę życia wszystkim za pomocą ustawy. Czasem mam wrażenie, że osoby decyzyjne kochają króla Juliana i jego hasło „prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu”. Zamiast przedstawić światu gotową wizję z kosztorysami, wolą mówić o tym jak wszystko ulegnie poprawie. A co do rozjeżdżania poboczy, łąk i pastwisk, to ze smutkiem zawiadamiam, że będzie jeszcze gorzej, bo samochody elektryczne są znacznie cięższe.

A co z niską emisją, która w tamtym regionie ma się bardzo dobrze? Nie interesuj się, bo maćkovitej mordy dostaniesz.