Felietony

Targi motoryzacyjne to przeżytek, auta pokazuje się na targach elektroniki

Felietony 26.04.2018 14 interakcji
Artur Maj
Artur Maj 26.04.2018

Targi motoryzacyjne to przeżytek, auta pokazuje się na targach elektroniki

Artur Maj
Artur Maj26.04.2018
14 interakcji Dołącz do dyskusji

Największe imprezy motoryzacyjne tracą na znaczeniu. To nic dziwnego – dzisiaj mało kto ich jeszcze potrzebuje.

BMW pokazało właśnie w Pekinie swojego pierwszego, elektrycznego SUV-a – iX3. Nic dziwnego, że Niemcy wybrali chiński rynek – jest największym rynkiem świata i pod względem wzrostu popularności elektryków nie ma sobie równych.

Jednak na ogół koncerny samochodowe coraz odważniej rezygnują z obecności na tego typu imprezach. Wspomniane BMW np. mocno ograniczy swój udział w przyszłorocznych targach IAA we Frankfurcie. To wydarzenie, na zmianę z paryskim autoshow jesienią i targami genewskim wiosną, od lat jest najważniejszym wydarzeniem motoryzacyjnym w Europie. Zawsze prezentowano na nim najważniejsze premiery, przyciągało ok. miliona zwiedzających, a kilkanaście hal targowych pękało w szwach od tego, co najlepsze w motoryzacji. BMW miało na IAA swoją własną halę i zajmowało ok. 11 tys. metrów kwadratowych. W przyszłym roku stoisko bawarskiej marki zajmie ok. 3 tys. metrów – na tyle pozwoli ograniczenie budżetu z 25 mln euro do ok. 5 mln. Co więcej, podobne cięcia Niemcy zapowiadają też na przyszłoroczną Genewę.

Jeszcze poważniej wygląda sprawa w Stanach Zjednoczonych.

Styczniowe North American International Auto Show w Detroit – samym sercu amerykańskiej motoryzacji – swego czasu również było jednym z najważniejszych wydarzeń w świecie motoryzacyjnym. Tymczasem w tym roku nie było tam np. Jaguara, Porsche, Land Rovera, czy Volvo, a w przyszłym swoją absencję zapowiedział m.in. Mercedes i BMW. Organizatorzy doszukują się problemów w porze roku – styczeń w Detroit nie zachęca do podróżowania.

Ale równie ważny jest fakt, że dwa tygodnie wcześniej w słonecznym Los Angeles odbywają się targi elektroniki użytkowej CES – i to tam wielu producentów samochodów przenosi swoje budżety.

Wystarczy spojrzeć chociażby na tegorocznego CES-a. Mercedes pokazał MBUX – nowy kokpit z dwoma ekranami i touchpadami na kierownicy. BMW zaprezentowało system demonstracji nowych modeli z wykorzystaniem gogli VR, Amazon pokazał Alexę w wydaniu samochodowym, które będzie wprowadzać do BMW, Forda, Hyundaia czy Toyoty. Hyundai pochwalił się konceptem samochodu, który ma być hyperconnected, z elementami elektronicznymi połączonymi bezprzewodowo i z aktualizacjami systemu ściąganymi z chmury. Nissan zaprezentował technologię, która czyta fale mózgowe kierowcy i potrafi zareagować szybciej niż on. Kia pokazała koncept elektrycznego crossovera, a chiński Byton chwalił się swoim SUV-em, który ma być smart device’em na kołach.

Hola hola, co ma pokazywanie technologii przyszłości do prezentacji oferty modelowej na zwykłych targach?

Niestety bardzo dużo. Chodzi głównie o to, że tak jak w którymś momencie telefony przestały służyć do rozmawiania, tak samochody przestały służyć do jeżdżenia. Nikt nie jeździ szybko, bo to niebezpieczne, więc nie ma sensu chwalić się mocą i osiągami. Teraz modna jest ekologia, silniki mają palić jak najmniej, ale to nie jest sexy.  Frajda z jazdy? Zapomnij, dzisiaj ważne są niezliczone systemy asystujące, które mają wspierać cię w każdym manewrze na ulicy. Koncerny samochodowe muszą pokazać, że robią najnowocześniejsze produkty i korzystają z najlepszych technologii.

Tymczasem kierowcy potrafią coraz mniej i jak przychodzi im się przesiąść do starszego auta bez kamery cofania, to nagle nie radzą sobie z parkowaniem. A nadciągające samochody autonomiczne będą ograniczać umiejętności kierowców jeszcze bardziej. Nie ma się więc co dziwić, że producenci coraz więcej miejsca w komunikacji poświęcają ambientowemu podświetleniu kabiny, fotelom z masażem i wentylacją zaprojektowanym przez specjalistów od kręgosłupa, albo szeroko pojętej łączności z Internetem. Samochody badają puls, polecają muzykę i zachęcają do odwiedzenia knajpy w drodze z pracy.

Samochody nie są już po prostu samochodami. Są elektroniką użytkową.

A skoro nie są samochodami, to nie ma sensu poświęcać pieniędzy i czasu na promowanie ich na imprezach typu targi samochodowe. I to z kilku innych względów. Podczas takiej imprezy we Frankfurcie czy w Genewie każdy producent jest jednym z wielu. Co kwadrans odbywa się kolejna konferencja prasowa, na której wszyscy opowiadają to samo. O ekologii, elektryfikacji, bezpieczeństwie, autonomiczności, connected-owości – dzisiaj nie ma się już czym wyróżnić.

Ba, nawet samochody właściwie mają podobne kształty. Gdy pokazaliśmy na Autoblogu nowego Focusa, rozgorzała dyskusja, czy to przypadkiem nie Kia albo inny Hyundai. Przepisy dot. bezpieczeństwa, optymalne wykorzystanie aerodynamiki, korzyści finansowe ze zwiększania skali produkcji sprawiły, że coraz trudniej o indywidualność. A skoro auta wyglądają podobnie, trzeba walczyć o klienta w inny sposób.

Poza tym kiedyś targi były znakomitym miejscem dla zwiedzających do zobaczenia wszystkich nowości w jednym miejscu, porównania interesujących modeli i zebrania wiedzy, która potem przydawała się w chwili podejmowania decyzji zakupowych. Dzisiaj służy do tego Internet. Nie ma w nim tłumów, na zdjęciach i wideo można zobaczyć auto z każdej strony. I nie trzeba za to płacić, a wejściówki na targi wcale nie są tanie. Teraz jak chcesz zobaczyć nowy model poczytasz o nim na autoblogu, a jeśli ci się spodoba, zobaczysz na żywo w salonie. Albo od razu wynajmiesz w ramach abonamentu.

Jeśli zebrać te argumenty w całość, okazuje się, że lepiej wydać pieniądze na wydarzenie technologiczne, którym interesuje się więcej ludzi niż tylko miłośnicy motoryzacji.

Zaoszczędzi się w ten sposób na przestrzeni – bo nie trzeba prześcigać się wielkością stoiska. A to oznacza oszczędność pieniędzy, które można spożytkować na promocję w mediach, a najlepiej w TV i Internecie. Albo zainwestować w inne motoryzacyjne imprezy, typu Festiwal Prędkości w Goodwood. Tam ludzie przyjeżdżają obejrzeć historyczne samochody prowadzone przez legendarnych kierowców, a przy okazji mogą zobaczyć, co przygotowali producenci nowych aut – kontent marketing pierwsza klasa! Można też zorganizować własne wydarzenie, które nie będzie przysłonięte przez premiery setki innych producentów. Zresztą większość producentów pokazuje co roku tak wiele modeli, że zabrakłoby im odpowiednio prestiżowych targów.

Tak czy inaczej, wychodzi na to, że w samochodach chodzi coraz mniej o jeżdżenie, a i prawdziwych petrolheadów jest coraz mniej. A ci co są, nie mają czego szukać we współczesnej motoryzacji. Nie ma więc sensu wydawać morza pieniędzy na uczestnictwo w wielkich imprezach motoryzacyjnych, na których w tłumie ogląda się stojące samochody. Bo tak naprawdę jest to po prostu nudne.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać