Wiadomości

News o zakazie rejestracji aut po szkodzie całkowitej to lipa. Ale na horyzoncie jest równie zły pomysł

Wiadomości 21.01.2019 325 interakcji
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 21.01.2019

News o zakazie rejestracji aut po szkodzie całkowitej to lipa. Ale na horyzoncie jest równie zły pomysł

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk21.01.2019
325 interakcji Dołącz do dyskusji

Spokojnie: krążący w internecie wpis o zakazie rejestracji aut z orzeczoną szkodą całkowitą to żart primaaprilisowy, w dodatku z 2015 roku. Niestety, to nie oznacza, że posłowie nie szykują żadnych „ciekawych” zmian w kwestii likwidacji szkód komunikacyjnych.

Jeżeli śledzicie internetowe grupki miłośników motoryzacji, być może niedawno padł na was blady strach. W niektórych z nich – a także na kilku portalach – zaczął krążyć artykuł, według którego posłowie przegłosowali właśnie zmiany w przepisach dotyczących ubezpieczeń OC. Najważniejszą z nich byłby zakaz ponownej rejestracji samochodów po szkodzie całkowitej.

Nie da się ukryć, że to byłby wielki problem dla właścicieli starszych aut.

Każdy, kto miał chociażby stłuczkę starszym wozem wie, że naprawdę łatwo jest „zrobić całkę”. Czasami wystarczy uszkodzić zderzak albo porysować drzwi, by ubezpieczyciel stwierdził, że samochodu nie opłaca się naprawiać. To wszystko kwestia niskiej wartości starszych modeli w tabelach firm ubezpieczeniowych. Jeśli samochód jest wyceniony na 3000 zł, a drzwi kosztują 2000 zł, decyzja może być tylko jedna: szkoda całkowita. A to, że za auto zapłaciliśmy dwa razy tyle, a drzwi możemy kupić za 200 złotych, nie ma dla ubezpieczyciela znaczenia.

Gdyby taki przepis rzeczywiście wszedł, niezwykle utrudniłby życie właściwie każdemu, kto jeździ autem starszym niż kilkuletnie.

Ale nie wejdzie.

Żeby móc odetchnąć z ulgą, wystarczy zajrzeć do sekcji komentarzy opisywanego artykułu. Większość z nich – oprócz tych, które powstały ostatnio, w trakcie „drugiego życia” tego wpisu – pochodzi z 1 kwietnia 2015 roku. To oznacza, że jest to po prostu primaaprilisowy żart, w dodatku z brodą.

Muszę przyznać, że autor naprawdę się postarał. Gdy 1.04 zeszłego roku ja przygotowałem wpis o Tatli, czyli owocu współpracy Tesli i Taty, byłem z siebie dumny. „Może ktoś się nabierze!” – pomyślałem. Podobno na początku kilka osób uwierzyło.

Ale ten materiał to naprawdę majstersztyk. Jest profesjonalnie przygotowany, z powoływaniem się na Unię Europejską wymagającą „poprawy bezpieczeństwa na drogach”. A co ponosi całą winę za wypadki? Oczywiście, stare graty. Dlatego trzeba je wyeliminować. No i wisienka na torcie: zmiany były rzekomo propozycją Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego i Związku Dealerów Samochodowych. To wszystko naprawdę ma sens. Ten żart jest dobry, bo wygląda realistycznie. Przerażająco realistycznie. Mówiąc poważnie: czy ktoś byłby zdziwiony, gdyby taki projekt rzeczywiście się pojawił? Mało tego: myślę, że kiedyś ktoś już na to wpadł i powiedział sobie pod nosem „eureka”…

Na szczęście to nie takie proste.

Właściciele starszych samochodów mogą spać spokojnie. Tego typu przepisy mało komu by się opłacały. Myślę, że nawet działacze Związku Dealerów Samochodowych mają świadomość, że ludzie zazwyczaj nie jeżdżą starszymi autami dla przyjemności, a dlatego, że nie stać ich na nowsze. I że utrudnienia dla właścicieli samochodów używanych nie spowodują kolejek pod salonami.

Ale przede wszystkim takie zmiany nie opłacałyby się ubezpieczycielom. A trzeba wiedzieć, że lobby dealerów jest w Polsce silne, ale ubezpieczeniowe wcale nie jest słabsze (do czego zaraz wrócimy). Nietrudno się domyślić, że zakaz rejestrowania aut po szkodzie całkowitej spowodowałby gwałtowny spadek liczby zgłoszeń o kolizjach. Zaczęłoby się naprawianie bez wiedzy towarzystw ubezpieczeniowych, często w tak zwanych stodołach (albo „za figuro w lewo”…). Kto na tym traci? Wszyscy, ale przede wszystkim ubezpieczyciele.

Co więcej, nie można wyłączyć pojazdu z ruchu na podstawie wyceny. Dlatego osoby, które obecnie wyceniają auta po kolizjach musiałyby mieć uprawnienia rzeczoznawcy samochodowego lub diagnosty. Jest to praktycznie nie do zrobienia.

A więc można odetchnąć z ulgą. Ale…

Niestety, kilka dni temu pojawił się kolejny niepokojący news z branży ubezpieczeń. W dodatku tym razem nie jest to prima aprilis. Chodzi o skierowany do pierwszego czytania w Sejmie projekt ustawy dotyczący „dochodzenia roszczeń odszkodowawczych wynikających z czynu zabronionego”. Dokładniej: o zaproponowane zmiany w brzmieniu jej artykułu dziewiątego. Oto on, już po zmianach:

„Nie można przenieść wierzytelności z tytułu czynów niedozwolonych na doradcę lub osobę trzecią”. Najważniejszy jest tu fragment „lub osobę trzecią”. Co to oznacza i o co w ogóle chodzi w tym artykule? Zacytuję tu wspominane już w tym tekście Stowarzyszenie Dealerów Samochodowych – tym razem już bez primaaprilisowych żartów, na poważnie. Opisało ono temat na swojej stronie internetowej, w tekście o wiele mówiącym tytule „Sejm przygotowuje jawny zamach na pieniądze ubezpieczonych”.

Ustawa ta ma uregulować zasady działania kancelarii odszkodowawczych reprezentujących klientów w zakresie szkód osobowych spowodowanych wypadkami, w tym głównie komunikacyjnymi. (…) Sformułowanie „lub osobę trzecią” oznacza ni mniej, ni więcej, tylko pełny zakaz cesji jakiejkolwiek wierzytelności przez ubezpieczonych. I dotyczy on także możliwości cesji takich wierzytelności przez klienta na warsztaty likwidujące szkody komunikacyjne bezgotówkową metodą serwisową. Efektem takiego zapisu będzie praktyczne pozbawienie takich klientów należnych im praw w dochodzeniu swoich roszczeń wobec zakładów ubezpieczeniowych. Do tej pory obroną praw klientów w zakresie powszechnej praktyki zaniżania wartości odszkodowania zajmowały się głównie serwisy naprawcze, wykonujące usługę naprawy pojazdu dla klienta. Po wprowadzeniu opisanej wyżej zmiany, klient będzie musiał samodzielnie toczyć spory sądowe z ubezpieczycielem o ewentualne zaniżenie odszkodowania. Jako, że kwoty zaniżenia zwykle wynoszą po kilkaset złotych od jednej naprawy, oczywistym jest, że zdecydowana większość klientów nie będzie w stanie dochodzić tak niskich roszczeń na drodze sądowej.

Stowarzyszenie pisze dalej:

Wszystko wskazuje więc na to, że niejako „przy okazji” ustawy o kancelariach odszkodowawczych lobby ubezpieczeniowe, chce w pełni ubezwłasnowolnić klientów rozliczających szkody komunikacyjne metodą serwisową i nie dawać im prawa scedowania sporów o wysokość ubezpieczenia na profesjonalne służby prawne warsztatów naprawczych. Jakie będą tego konsekwencje? Gigantyczne. Czy wyobrażacie sobie Państwo, że klient będzie wynajmował prawnika, żeby dochodzić 200 złotych niedopłaty? Albo w jaki sposób serwisy będą dochodzić teraz niedopłat z ubezpieczenia? Będą musiały domagać się ich od klienta w sądach?

Dlaczego tak zły pomysł w ogóle trafił do Sejmu? Pierwotne założenie ustawy wcale nie jest złe (znacie to powiedzenie o piekle i dobrych intencjach, prawda?). Chodziło o ukrócenie procederu, w którym ubezpieczalnie zaniżają wyceny, a klienci zwracają się o pomoc w uzyskaniu pieniędzy do wyspecjalizowanych kancelarii. Takie instytucje pobierają oczywiście część z kwoty, którą uda im się wynegocjować. Tego typu sprawy wpływają na wysokość składek OC – bo towarzystwa ubezpieczeniowe muszą odbić sobie całość na klientach.

Tyle że przez dodanie zwrotu „lub osobę trzecią”, zamiast pomagać, ustawa może raczej przeszkadzać. Po ewentualnym uchwaleniu takiego zapisu, utrudnione będzie nie tylko uzyskiwanie pieniędzy od ubezpieczyciela. Trudniej może być także o holowanie czy samochód zastępczy z OC sprawcy.

Na szczęście droga od pierwszego czytania do uchwalenia ustawy jest długa. Jeżeli w Sejmie ktoś myśli choć trochę o wyborcach i sondażach, a nie tylko o lobbystach pracujących dla koncernów ubezpieczeniowych, ustawa nie powinna przejść. Ale niestety, niczego nie możemy być pewni. Oprócz tego, że to nie jest dowcip, a konsekwencje mogą być bardzo poważne. Tym razem chciałbym, by lobby dealerskie okazało się silniejsze od ubezpieczeniowego. Albo żeby ktoś wreszcie wykazał się odrobiną logiki i pomyślał o czymś więcej, niż tylko chwilowych korzyściach. Na przykład o bezpieczeństwie na drogach, bo to oczywiste, że taka sytuacja będzie miała na nie wpływ. Samochody naprawione źle, tanio albo chałupniczymi metodami – bez zgłaszania do ubezpieczyciela – nie są bezpieczne.

Ale obawiam się, że wymagam zbyt wiele.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać