Historia / Klasyki

Suzuki Jimny ma 50 lat – oto jego historia (i nie tylko)

Historia / Klasyki 23.06.2018 1162 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 23.06.2018

Suzuki Jimny ma 50 lat – oto jego historia (i nie tylko)

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski23.06.2018
1162 interakcje Dołącz do dyskusji

Wiemy już, jak będzie wyglądać nowe Suzuki Jimny. Wypada więc przypomnieć historię tej wyjątkowo udanej linii terenówek – jednej z nielicznych, która przetrwała do czasów współczesnych.

Ostatnio marka Suzuki zabrała polskich dziennikarzy do Indonezji, żeby tam mogli pojeździć sobie pierwszą generacją Jimny, znaną na rynkach eksportowych jako LJ + oznaczenie cyfrowe. Podczas gdy zaproszone osoby musiały tłuc się samolotem przez pół świata, ja po prostu otworzyłem garaż i wytoczyłem swoje własne Suzuki LJ80 alias Jimny I generacji.

Zacznijmy jednak od zupełnego początku, w którym pojawiają się słowa „Hope” oraz „Star”. Japońskie przedsiębiorstwo Hope Star (później Hopestar) produkowało sobie trójkołowce dostawcze od 1952 r., a od lat 60. – także czterokołowe, malutkie kombi, dobrze dostosowane do japońskich warunków. Co więc zatem sprawiło, że w 1967 r. wymyślili, żeby zbudować kei-cara o charakterze terenowym?

Hopestar ON360. Zdjęcie z japońskiej książki o historii kei-cars.

Kontrakt na samobójców

Dlaczego mała firma podjęła się tak trudnego zadania, które zupełnie ich przerosło? Skonstruowano ramę o dużym podobieństwie do ramy z Willysa, tylko zmniejszoną do wymiarów kei-cara. Na to nałożono nadwozie – dość koślawe z wyglądu, raczej bez szczególnych ambicji designerskich. Zakupiono też aż 100 nowych silników Mitsubishi typu ME, czyli dwucylindrowych dwusuwów o „podatkowej” pojemności 359 ccm z automatycznym mieszalnikiem oleju (czyli trochę nowocześniej niż w Trabancie). Wielkim wysiłkiem udało się zbudować zaledwie 15 sztuk tej terenówki, nazwanej ON360. Hopestar stracił płynność finansową, co wykorzystała nieco większa firma Suzuki i błyskawicznie odkupiła markę Hopestar. Zlikwidowano całość gamy, została tylko terenówka ON360, która po paru modyfikacjach przekształciła się w Suzuki Jimny. Zapytam więc jeszcze raz: dlaczego Hopestar rzucił się na coś takiego, a potem – gdy przedsięwzięcie się posypało – rzuciło się na to Suzuki?

Zapewne chodziło o lukratywny kontrakt od służb państwowych. W Japonii późnych lat 60. przestępczość była mała. Ale liczba samobójstw – najwyższa na świecie. Przekraczała 25 osób na 100 000 mieszkańców. Dziś ten odsetek najwyższy jest na Sri Lance (34,6). Japończycy tradycyjnie wybierali miejsca odludne, jak lasy z daleka od dużych miast, gdzie odbierali sobie życie. Policjanci musieli patrolować te lasy, wyłapywać dziwnie zachowujących się ludzi, a czasem także odcinać wiszące ciała. Powojenne Willysy, które zostawili w Japonii Amerykanie, zaczęły już się rozsypywać. Potrzebny był mały samochód terenowy, który posłuży policji do odwiedzania trudno dostępnych obszarów górskich i leśnych. Był nim właśnie Hopestar ON360. To dlatego Suzuki tak ochoczo odkupiło ten projekt w 1968 r.

Słyszałem tę historię od człowieka, który sprowadza do Europy części do Suzuki LJ80 i jest prawdziwym fanem tego modelu (odrestaurował 4 lub 5 sztuk). Czy jest prawdziwa? Nie wiem, ale brzmi prawdopodobnie.

Pierwsza generacja Jimny

Suzuki Jimny

Skąd taka dziwna nazwa – „Jimny” a nie „Jimmy”? Okazuje się, że to po prostu utrwalony błąd. Japończycy z Suzuki wybrali się do Szkocji, zobaczyć jak działa Land Rover (w celu ulepszenia projektu ON360) i tam zobaczyli słowo „Jimmy”, które uznali za świetną nazwę dla ich nowego pojazdu. Problem w tym, że zapisali je źle, bo słabo znali łaciński alfabet i ostatecznie nowe terenowe Suzuki nazwano Jimny – po japońsku jest to zresztą nazwa bardzo łatwa do wymówienia, w odróżnieniu od „Skyline” (su-kai-rain), „Lexus” (reku-sasu) czy „Land Cruiser” (rando-ku-ruza).

Pierwsza generacja Jimny była – zgodnie z przewidywaniami – wielkim sukcesem. Nikt wcześniej nie produkował terenówki, która spełniałaby kryteria „kei-cara”, czyli japońskiego mikrosamochodu. Dzięki temu była o wiele tańsza od tradycyjnych, dużych aut terenowych, a w trudnych warunkach radziła sobie właściwie tak samo dobrze. Kupowały ją służby państwowe – porządkowe i leśne, rolnicy i rzemieślnicy, a także służby utrzymania trakcji elektrycznej. Ze względu na ograniczenie długości dla kei-cars, jedno z miejsc w kabinie zostało zajęte przez koło zapasowe i oryginalne Jimny ma trzy miejsca. Auto napędzał dwucylindrowy dwusuw o mocy 25-27 KM, który pozwalał rozpędzić się do 75 km/h. Wątpię jednak, żeby ktoś tym tyle pojechał. Mam mocniejszą, eksportową wersję pierwszego Jimny z 39-konnym silnikiem 800 ccm i ona już przy 70 km/h ani się nie prowadzi, ani nie hamuje, a hałas jest taki, jakby ktoś nałożył ci na głowę garnek i walił w niego patykiem.

Suzuki Jimny
Ładne wnętrze. Wszystko na miejscu.

Model poliftowy, czyli Suzuki LJ80 (od Light Jeep)

Taka wersja, czyli czterosuwowy LJ80, trafiła do sprzedaży w 1977 r. Zmieniono nieco linie nadwozia, dodano trochę wyposażenia i zaczęto eksport – także do Europy, gdzie wprawdzie taki LJ80 nigdy nie był megahitem, ale sprzedawał się całkiem nieźle i był konkurencyjny cenowo wobec dużych terenówek europejskich. W Niemczech miał nazywać się Eljot, ale okazało się, że prawa do tej nazwy ma korporacja Disneya i nic z tego nie wyszło. Oferowano go w trzech wersjach nadwozia: jako kabriolet (ale już z metalowymi drzwiami w odróżnieniu od wariantu przedliftowego), jako zamkniętego „vana” i pickupa. W 1981 r. historia pierwszej generacji Jimny zakończyła się, bo u progu czekał już nowy model: SJ.

Nie trzeba latać do Indonezji, żeby pojeździć sobie Jimnym I generacji.

SJ, czyli szaleństwo nazw i wersji (1981-2004)

Na naszym kontynencie znamy ten samochód jako Suzuki SJ410/413 lub Samurai. Hiszpanom kojarzy się z marką Santana. Na świecie można było go kupić jako Chevroleta Samurai, Holdena Drover, Maruti Gypsy albo Suzuki Caribian, Katana, Sierra lub Fox. Niemal każdy duży rynek, zwłaszcza w Azji, miał swoją własną wersję Suzuki z linii SJ. Produkowano go lub montowano w Japonii, Pakistanie, Indiach, Indonezji, Tajlandii, Kenii, Kolumbii i Hiszpanii. Ten model na lata ugruntował skojarzenie marki Suzuki z małymi terenówkami.

Suzuki SJ410

Prawidłowa nazwa tej odmiany to SJ3 dla dwusuwa (niedostępnego poza Japonią, ale bardzo wysoko tam cenionego) i SJ4 dla wersji eksportowej. Reszta kodu fabrycznego odnosi się do pojemności, czyli 410 ma 1 litr, a 413 – silnik 1.3. Początkowe egzemplarze SJ410 były równie prymitywne co LJ80. Miały bębny hamulcowe bez wspomagania, resory z przodu i 45-konny silnik 1.0 pod maską, który ponoć pozwalał rozpędzić się do 110 km/h (to bzdura). Seria SJ doczekała się mnóstwa wersji nadwoziowych: kabriolet, van, pickup, wydłużone kombi, pickup „king cab” z 4 miejscami…

Suzuki Jimny

wersja Caribian Sporty

Nazwa Samurai pojawiła się w 1986 r.

Wtedy też wprowadzono mocniejszy silnik 1.3, 5-biegową skrzynię i hamulce tarczowe z przodu. Rozkręcił się eksport Samuraia do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez długie lata sprzedawało się nawet kilkadziesiąt tysięcy sztuk rocznie. W latach 1986-1995 delikatnie modernizowano wygląd zewnętrzny, ale dopiero na 3 lata przed rozpoczęciem kolejnej generacji Jimny pojawiła się zmiana, na którą czekało wielu użytkowników: resory ustąpiły miejsca sprężynom i wahaczom.

Suzuki Jimny
Późna wersja Samuraia – model roku 1995

W Polsce seria SJ też zdobyła ogromną popularność. To zdecydowanie najtańszy sposób na prawdziwą terenówkę. Owszem, można sobie kupić jakiegoś UAZ-a czy Nivę – też są tanie, ale Suzuki radzi sobie lepiej na prawdziwych bezdrożach. Jeździłem LJ80 i SJ410 – nowszy model jest o wiele lepiej wyciszony, o wiele bardziej cywilizowany, a nawet nieco lepiej hamuje (choć jeździłem wczesną wersją z bębnami hamulcowymi), jednak w obu tych autach własności terenowe nawet niezmodyfikowanych egzemplarzy nie przestają mnie zaskakiwać. Przede wszystkim Suzuki jest lekkie i nie osiada tak szybko na podłożu jak jakiś ciężki Patrol. Po drugie – za sprawą bardzo krótkiego rozstawu osi dobrze pokonuje strome wertepy i nie wiesza się z byle powodu. Po trzecie zaś, przejedzie między tymi drzewami, które zatrzymają cięższą i szerszą terenówkę.

Suzuki Jimny
Wersja na rynek japoński – oferowano tam dwusuwa.

Ten samochód już zaczął drożeć i będzie coraz droższy, zwłaszcza jeśli chodzi o egzemplarze w miarę oryginalne, nie „zmotane” i nieskorodowane. Warto wspomnieć, że Hiszpanie pakowali do tego wozu diesla 1.9 od Peugeota, co czyni ten silnik jedyną jednostką na świecie, która była dostępna równocześnie w Suzuki i Polonezie.

Jimny ‘98

Suzuki Jimny

Rok 1998 to powrót do nazwy Jimny i zupełnie nowa, elegancka generacja, którą z kilkoma liftingami produkowano przez 20 lat. Tym razem oferowano już tylko dwie wersje nadwozia, to jest kabrio (niezbyt popularne) i powszechnie spotykaną odmianę zamkniętą. Pod maską z początku stosowano tylko silniki benzynowe 1.3, ale potem pojawił się diesel 1.5 dCi z Renault (wzdłużne 1.5 dCi!!!). Zniknął wraz z Euro 5 i do końca Jimny ’98 można było kupić tylko z benzynową jednostką napędową. Można było za to wybrać sobie ręczną lub automatyczną skrzynię biegów. Jeździłem Jimny tej generacji przez kilka dni w ramach testu prasowego i z wyjątkiem koszmarnej ciasnoty za kierownicą wspominam je bardzo dobrze, jako samochód świetny do miasta. Dobra widoczność, brak problemu z najeżdżaniem na krawężniki, bardzo łatwe parkowanie równoległe i… realnie dwuosobowe nadwozie, bo tylna ławka to żart. Niestety, nie udało się rozwiązać problemów z korozją. Jimny z rudymi bąblami na tylnych nadkolach, wyłażącymi już nawet poza plastikowe poszerzenia, to dość powszechny widok.

To nie koniec SJ-a

Oczywiście Jimny z 1998 r. nie oznaczało końca produkcji serii SJ. Nadal wytwarzano ją ochoczo w Indiach czy w krajach Azji Południowo-Wschodniej pod rozmaitymi nazwami. Trafiłem nawet na Samuraie w specyfikacji europejskiej z roku 2004, z nowym, paskudnie zmodernizowanym przodem. W 2013 r. pojawiło się ostatnie wcielenie serii SJ w postaci modelu Farm Worker oferowanego tylko w Nowej Zelandii i tylko jako samochód do pracy na farmie. Pojazd ten nie mógł być użytkowany na drogach publicznych z powodu braku możliwości przejścia testów zderzeniowych obowiązkowych dla tego kraju. Ciekawe, jak bardzo farmerzy z Nowej Zelandii trzymali się tego przepisu.

Suzuki Farm Worker

Przy okazji warto zadać sobie pytanie czy kiedykolwiek istniało pięciodrzwiowe Jimny. Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. W Indiach czy Pakistanie firmy przebudowywały wydłużone Maruti Gypsy montując mu tylne drzwi, ale nie wiadomo ile powstało takich przeróbek. W internecie dane o nich są mizerne. Bliższe przyjrzenie się dostępnym zdjęciom ujawnia, że każdy z tych samochodów jest trochę inny.

Suzuki Jimny

Jimny ‘2018

Jest wspaniały. Czekamy na możliwość przejażdżki. Z wielką przyjemnością wjadę nim tam, gdzie wjeżdżam LJ80-tką i zobaczę, czy nowe umie to samo, co stare. Nie ukrywajmy bowiem, że ten samochód jest zaprojektowany i wprowadzany z myślą o osobach realnie jeżdżących w terenie.

Suzuki Jimnyi jeszcze raz pierwsza generacja dla porównania:

Suzuki Jimny

 

 

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać