Felietony

Pracownicy Fiata mogli uczyć się grać w piłkę. Teraz będą strajkować

Felietony 12.07.2018 73 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 12.07.2018

Pracownicy Fiata mogli uczyć się grać w piłkę. Teraz będą strajkować

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski12.07.2018
73 interakcje Dołącz do dyskusji

Aby zaprotestować przeciwko gigantycznej sumie odstępnego, za jaką Cristiano Ronaldo przeszedł z Realu Madryt do Juventusu, pracownicy fabryki Fiata w Melfi będą strajkować od 15 do 17 lipca. A mogli się uczyć grać w piłkę…

Na początek wyjaśnienie: Cristiano Ronaldo zmienia barwy klubowe z Realu Madryt na Juventus Turyn. Juventus musi zapłacić Realowi 105 milionów euro za ten transfer, a sam Ronaldo będzie dostawał nawet 30 mln euro rocznie w ramach swojego piłkarskiego wynagrodzenia. Część pieniędzy za przenosiny Ronaldo ma wygospodarować grupa EXOR – największe włoskie przedsiębiorstwo, posiadające 2/3 udziałów w Juventusie i 1/3 udziału we Fiacie. To dlatego robotnicy z fabryki Fiata są tak wściekli.

To kolejny przykład na to, o czym mówi się od dawna: piłkarze zarabiają za dużo

Dysproporcje między zarobkami piłkarzy a innych zawodowych sportowców w Europie (i Azji) są już tak absurdalne, że nawet sami Włosi nie cieszą się, że światowa gwiazda będzie grać dla ich klubu. Leo Messi ponoć dostawał 38 mln euro rocznie. Piłkarze europejscy i brazylijscy grający w lidze chińskiej zgarniają nawet 25-30 mln euro na rok.

Tymczasem fabryka Fiata w Melfi, w której odbędzie się strajk, leży setki kilometrów od bogatego Turynu, leżącego w regionie piemonckim. Wytwarza się tam m.in. dobrze sprzedającego się Jeepa Renegade. Melfi to głębokie i biedne południe Włoch. To region Basilicata, gdzie średnia roczna płaca wynosi 18 tys. euro i jest czwartą najniższą płacą we Włoszech, jeśli chodzi o podział na regiony. Gorzej już jest tylko w Apulii, Calabrii i na Sardynii. Cristiano Ronaldo będzie zarabiał 1700 razy więcej niż przeciętny pracownik z regionu, w którym odbędzie się strajk. Bardziej obrazowo: jeden pracownik musiałby cisnąć 1700 lat, żeby zarobić tyle, ile piłkarz zarobi w rok.

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, solidaryzuję się z pracownikami Fiata

W zupełności rozumiem ich wściekłość i nie mieści mi się w głowie, że można chcieć zapłacić komuś ponad 100 milionów euro, żeby ktoś inny kopał dla nas piłkę. Przez lata pracowałem w firmie, gdzie nie było mowy o podwyżkach, a pensje nawet obniżano. W międzyczasie wydawano zaś miliony złotych na bezsensowne zakupy, nijak nie podnoszące zyskowności całego przedsięwzięcia. Zawsze, gdy przedstawiano wyniki finansowe (przeważnie bardzo dobre), mówiono że firma rzeczywiście w zeszłym roku zarobiła mnóstwo forsy, ale zbliżają się trudne czasy i dlatego o podwyżkach dla pracowników nie ma mowy.

Problem w tym, że oprócz jakichś szalonych pomysłów typu wprowadzenie komunizmu, nie da się odgórnie zakazać korporacjom na wywalanie pieniędzy na piłkarzy. Strajk pracowników Fiata pewnie przyspieszy działania zarządu EXOR w kierunku większej robotyzacji i zmniejszenia liczby kłopotliwych, krzyczących Włochów. Tymczasem goście biegający za piłką dalej będą obsypywani milionami euro za niskich lotów rozrywkę, jakiej dostarczają. Szczerze kibicuję pracownikom Melfi, żeby wywalczyli sobie podwyżki. Najlepiej kosztem wynagrodzenia Cristiano Ronaldo. Zapewne nawet by tego nie poczuł. A póki co, można tylko namawiać młodych Włochów, żeby zamiast pracować, ćwiczyli grę w futbol.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać