Wiadomości

Spadek sprzedaży nowych aut o połowę! Polacy wolą graty! (To clickbait. Ale czytajcie dalej)

Wiadomości 05.10.2018 396 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 05.10.2018

Spadek sprzedaży nowych aut o połowę! Polacy wolą graty! (To clickbait. Ale czytajcie dalej)

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski05.10.2018
396 interakcji Dołącz do dyskusji

Według danych przedstawionych przez Samar, sprzedaż nowych aut we wrześniu spadła aż o 47,3% w stosunku do sierpnia bieżącego roku. I o 22,4% w stosunku do września roku 2017. Na pierwszy rzut oka to wygląda przerażająco, ale gdy osadzić statystykę w jakimś kontekście, okazuje się, że powodów do niepokoju nie ma. A skąd taki tytuł?

Co jakiś czas pojawiają się w komentarzach zarzuty, że w tytułach stosowany jest zabieg „clickbait” polegający na tym, że tytuł jest sensacyjny lub wprowadzający w błąd, a treść zupełnie zwyczajna i jeden element pozostaje w dysharmonii z drugim. Są one fałszywe i nigdy na Autoblogu nie pojawił się tytuł, który mówił coś innego niż później napisano w treści. Tym razem tytuł stanowi nawiązanie do zabiegu stosowanego przez felietonistów piszących o imporcie używanych samochodów jako o czymś złym. „Do Polski ciągną graty”, „Polacy masowo zwożą złom z Niemiec”, „Gruchoty zalewają nasz kraj”, to typowe teksty jakie czytam we wiodących mediach głównego nurtu. Za każdym razem jak klikałem na taki tytuł, okazywało się, że dalej jest dokładnie tak samo jak było: Polacy nadal najwięcej aut ściągają z Niemiec, najczęściej są to samochody niemieckie w wieku 10-11 lat, w połowie diesle, i zwykle o średniej wartości 15-20 tys. zł. SENSACJA!

Wróćmy jednak do raportu Samaru

Sprzedaż we wrześniu spadła – to rzecz niewątpliwa. Jednak powodem było oczywiście wejście w życie normy WLTP. W sierpniu dilerzy stanęli na głowie, żeby sprzedać jak najwięcej samochodów, które WLTP jeszcze nie miały. Gdyby tego nie zrobili, takich aut nie dawałoby się potem zarejestrować. Gdyby ktoś miał wątpliwości – to Unia Europejska wydała taki przepis, ta sama Unia która tak ponoć dba o środowisko, tu nie mrugnęłaby okiem skazując dziesiątki tysięcy aut na złomowanie, choć zostały wyprodukowane legalnie i zgodnie z normami obowiązującymi w momencie produkcji. Zasada lex retro non agit już od dawna przestała obowiązywać. Jedynym sposobem na uratowanie się było hurtowe rejestrowanie niesprzedanych samochodów przez dealerów, stąd fantastyczne wyniki sierpniowe. We wrześniu takiej konieczności już nie było, tzw. stok (stock) został wyczyszczony, a więc i sprzedaż zdecydowanie spadła. Na koniec roku znowu na pewno wzrośnie, jak zwykle. Pojawią się wyprzedaże rocznika i podaż samochodów zgodnych już z WLTP.

W Polsce nie jest tak źle

To wcale nie jest tak, że nie kupujemy nowych samochodów. Od początku roku sprzedało się w Polsce już ponad 450 tys. nowych aut. A czy rzeczywiście „wolimy graty”? W pewnym sensie tak, bo w tym samym czasie sprowadziliśmy ponad 750 tys. aut używanych. Nie uważam, żeby ta proporcja była jakaś dramatyczna. Nadal też pozostanę przy zdaniu, że lepiej jest ściągać wozy z Niemiec, niż gdybyśmy zupełnie zamknęli nasz rynek i zamienili go w skansen, gdzie jedynym kanałem wymiany aut na nowsze byłyby kosztowne nowe samochody z salonów. Wtedy nadal na ulicach widzielibyśmy niemało Maluchów i Polonezów, bo ich właścicieli nie byłoby stać na nowy samochód, a czymś by jeździć musieli. A tak przynajmniej kupili sobie Opla Astrę III i zagazowali.

Polska zajmuje też 7. miejsce wśród 30 rynków europejskich, będąc zarazem 6. co do liczby ludności krajem Unii Europejskiej. Czyli właściwie wszystko jest w porządku. Z wyjątkiem jednego parametru: chłonności. Wynosi on w naszym kraju ok. 10 samochodów na 1000 mieszkańców rocznie, to znaczy że tylko 1% ludzi rocznie wymienia samochód na nowy. Średnia dla Unii Europejskiej to aż 22,6 / 1000. Jednak jak się nad tym dłużej zastanowić, to też wydaje się dobre. Widocznie Polacy nie odczuwają potrzeby tak częstej wymiany aut jak mieszkańcy reszty Unii, a to tylko oznacza korzyści środowiskowe. Znacznie lepiej dla planety jest dłużej eksploatować posiadane sprzęty niż bezrefleksyjnie, co 3-4 lata wymieniać je na nowe.

A już ten wykres jasno pokazuje, że nowe samochody sprzedają się w Polsce z roku na rok coraz lepiej i wszyscy, którzy piszą o zalewie Polski przez graty, są jedynie propagandzistami. Warto też zwrócić uwagę, że ponad 70% sprzedawanych w Polsce aut to wersje benzynowe, a nie „trujące” diesle.

3 na 4 auta dalej kupują firmy

To dość niecodzienna w skali Europy sytuacja. Dlatego w Polsce ważniejsze są modele przeznaczone dla flot od tych kupowanych przez klientów prywatnych. To dlatego uwielbiana przez klientów indywidualnych Dacia Duster nie jest nawet w pierwszej piątce polskiego rankingu sprzedaży. W dodatku udział firm stale rośnie, a klientów indywidualnych – spada. Naprawdę trudno się temu dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, że przedsiębiorcy za wszystko płacą po prostu o wiele taniej. Nawet po zmianach w kwestii odliczeń wydatków na samochód od dochodu wciąż będzie się opłacało kupić samochód do firmy, natomiast prywatnej osobie nie opłaca się to kompletnie. Po prostu rynek aut używanych jest zbyt atrakcyjny i oferuje zbyt wiele alternatyw dla nowego auta. Polska w Unii, brak barier importowych, coraz szersze gamy producentów samochodów – to wszystko sprawia, że klienci indywidualni nie mają impulsu żeby pójść po nowe, bo „nowe jest nowe i na gwarancji”. Naprawy w Polsce są dość tanie, liczba warsztatów ogromna, a mechanicy radzą sobie z rzeczami, o których naprawie na zachodzie nikt nie chce słyszeć. No to po co kupować nowe?

Skoda, Toyota, Volkswagen, Opel i Ford

Można by zrobić zadanie: skreśl niepasujący element z powyższej listy. Tak, to Toyota – od lat druga marka na polskim rynku, czasem nawet wskakująca na pierwsze miejsce. Inne kraje UE nie mogą pochwalić się tak wysokim udziałem Toyot wśród nowych aut. Okazuje się, że warto było budować renomę marki już prawie 40 lat, dobra opinia o niezawodności wypracowana już za PRL (i w czasach transformacji ustrojowej) wpływa na to, że Toyoty wybierają i firmy, i klienci indywidualni. Ze Skodą jest właściwie tak samo, kupujemy to co znamy i co od dziesiątek lat dobrze się kojarzy. Dla mnie największymi wygranymi polskiego rynku są Dacia (od marki pogardzanej do pożądanej w rekordowym czasie) i Hyundai/Kia (od zupełnie niczego do rewelacyjnych wyników – 4. miejsce Kii w sprzedaży indywidualnej, Stonic i Tucson w Top 5). Forda i Opla kupują zdecydowanie floty, z wyjątkiem Corsy, którą też lubią odbiorcy nie-instytucjonalni.

Czyli jak jest?

Czyli de facto jest coraz lepiej. W tym roku dilerzy nowych aut naprawdę nie mogą narzekać na popyt. Powoli doszlusowujemy do poziomu Unii Europejskiej sprzed jej poszerzenia, choć oczywiście jeszcze kawałek do niego mamy. Producenci zauważają też, że Polska jest ważnym rynkiem, na co wskazuje choćby przykład niedawno opisywanej Toyoty Camry. Powiedziałbym nawet, że w Polsce jest lepiej niż w „starej” Unii pod wieloma względami. Nie mamy (jeszcze) stref środowiskowych, które wymuszałyby zbyt wczesną wymianę samochodów na nowe. Nikt na razie nie mówi, że w naszym kraju sprzedaż samochodów spalinowych zostanie zabroniona. Nie ma powodów do zmartwień, a jak zobaczycie tytuły tego typu albo tego typu, to można tylko postukać się w głowę i jechać dalej. Polski rynek jest coraz bliższy rynkom europejskim, a to że nie stało się tak jak za dotknięciem różdżki Harrego Pottera, nie jest niczym dziwnym.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać