Felietony / Wiadomości

Śmiertelnie potrącił dziecko kierując po alkoholu i bez uprawnień, ale dla sądu to tylko mało istotne detale

Felietony / Wiadomości 28.10.2020 675 interakcji

Śmiertelnie potrącił dziecko kierując po alkoholu i bez uprawnień, ale dla sądu to tylko mało istotne detale

Paweł Grabowski
Paweł Grabowski28.10.2020
675 interakcji Dołącz do dyskusji

Jaka powinna być kara za śmiertelne potrącenie rowerzysty, gdy sprawca był pijany, bez prawa jazdy i jechał niesprawnym autem? 10 lat więzienia, 5 lat? A może uniewinnienie?

Jest taki slogan, który lubią sobie powtarzać studenci prawa, a później przyszli aplikanci sędziowscy i sami sędziowie. Brzmi on prosto: nie komentuje się wyroków sądu. Ma to podkreślać powagę instytucji i szacunek do wykładni prawa. Majestat sądu i wyroków przez niego wydanych dodatkowo wzmacniają pierwsze słowa każdego wyroku, który wydawany jest w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej. I gdy sędzia wyda wyrok, który budzi zdziwienie, oburzenie lub zwykłe powątpiewanie w zdrowy rozsądek, to wtedy do głosu dochodzą święcie oburzeni prawnicy, którzy mówią, że nie można komentować. Jest to tzw. guzik prawda. Trzeba komentować wyroki, trzeba zadawać pytania o wykładnię prawa, o to czy działania sądu nie stoją w sprzeczności z tym, co od wielu lat próbujemy osiągnąć jako społeczeństwo, czyli o bezpieczeństwo każdego uczestnika ruchu. Sąd Rejonowy w Lipnie wystawił na próbę zdrowy rozsądek i poszanowanie prawa.

Przedmiotem procesu było śmiertelne potrącenie jedenastoletniego rowerzysty

Stanisław G. w 2015 roku śmiertelnie potrącił jedenastoletniego chłopca. Co ważne – sprawca miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Otrzymał go za jazdę po alkoholu bez uprawnień. Złamał zakaz i wsiadł za kierownicę, znów po alkoholu. W miejscowości Steklinek w województwie kujawsko-pomorskim śmiertelnie potrącił rowerzystę. Badanie krwi wykazało, że kierowca miał 0,42 promila alkoholu zaraz po wypadku. Sprawa wydawała się prosta. Jednak w 2018 r. sąd rejonowy uniewinnił Stanisława G. od zarzutu potrącenia ze skutkiem śmiertelnym. Podzielił argumentację obrońców i trzech biegłych, którzy orzekli, że kierowca nie miał możliwości uniknięcia potrącenia.

smiertelne potracenie rowerzysty
Źródło: KMP w Toruniu

Zignorował czwartą opinię biegłych z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Sehna, która wprost wskazywała, że to kierowca jest odpowiedzialny za wypadek. Sąd pominął milczeniem to, że kierowca ponownie prowadził po alkoholu. Po prostu uznał, że jest to przedmiot innego postępowania sądowego, bez wpływu na postępowanie w sprawie o śmiertelne potrącenie rowerzysty. Orzekł, że to dziecko było winne wypadku, ponieważ wyjechało z posesji wprost na drogę.

W wyniku złożonej apelacji sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia

Podniesiono pewne istotne dla sprawy okoliczności. Kierowca jechał środkiem drogi, co miało wpływ na obrażenia powstałe u rowerzysty. Ponadto nie stwierdzono śladów hamowania, ani podjęcia manewrów obronnych przez Stanisława G. Tym razem sąd doszedł do słusznego wniosku, że śmiertelny wypadek mógłby się nie wydarzyć, gdy sprawca nie wsiadł za kierownicę. Zdaniem sądu kombinacja alkoholu i braku doświadczenia za kierownicą skutkowała tym, że kierowca jechał brawurowo i potrącił rowerzystę. Trudno się z tym nie zgodzić. Niestety orzeczona kara jest niewspółmiernie niska w stosunku do tego, co się stało. Sprawca został skazany tylko na dwa lata pozbawienia wolności. Powtórzę, tylko dwa lata.

smiertelne potracenie rowerzysty
Źródło: KMP w Toruniu

Sprawca jechał niesprawnym technicznie samochodem, nigdy nie miał prawa jazdy, dodatkowo miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów, który otrzymał za jazdę po alkoholu i miał 0,42 promila alkoholu we krwi.

Pogrubiłem to zdanie, żeby jeszcze raz podkreślić z jakim człowiekiem mamy do czynienia. A wszystko to w wieku 20 lat, bo tyle miał sprawca w chwili wypadku. Do licznej kolekcji wykroczeń i przestępstw doszło mu jeszcze śmiertelne potrącenie rowerzysty. Oprócz kary dwóch lat więzienia ma jeszcze zapłacić rodzicom chłopca po 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Zapomniałbym jeszcze o tym, że otrzymał kolejny zakaz prowadzenia pojazdów. Tym razem na 6 lat. Niestety obawiam się, że będzie miał dokładnie taką samą skuteczność jak poprzedni.

Oblaliśmy egzamin jako społeczeństwo

Tyle się mówi w telewizji, radiu, czy internecie o tym, żeby nie bać się zareagować, żeby zwracać uwagę, gdy ktoś wśród nas pije alkohol, a następnie wsiada za kierownicę. Pomimo tego mało kto interweniuje. Część ludzi zwyczajnie boi się ostracyzmu społecznego i przyklejenia najgorszej możliwej łatki w Polsce, tj. konfidenta. Od zmiany ustroju minęło 30 lat, a mimo to nadal panuje przekonanie, że jak donosisz policji to jesteś frajer, konfident i sprzedawczyk, a jak doniesiesz to zawiśniesz w lesie. Nie potrafimy być odpowiedzialnym społeczeństwem, które samo się kontroluje. Nie potrafimy wyeliminować z życia i dróg publicznych bandytów. Żyjemy w sinusoidzie od tragedii do tragedii. Dopiero, gdy jakaś się wydarzy, wtedy rozpoczyna się ogólnonarodowa dyskusja, czy powinniśmy coś zmienić w naszym zachowaniu. A później i tak wygrywa rutyna. Ciekawe, czy znajomi Stanisława G. żyją w zgodzie z własnym sumieniem, że wprawdzie zabił niewinnego chłopca, ale przynajmniej żaden z nich nie był konfidentem.

Ktoś powie, że potrzeba zmian w prawie

Powie, że najwyższy czas podwyższyć kary za jazdę po alkoholu, za łamanie zakazu prowadzenia samochodu. Tylko po co? Już teraz odpowiednie kary są zapisane w kodeksach, wystarczy chcieć je egzekwować. Przez lata postulat zaostrzania kar stał się utartym sloganem, który można wygłosić po każdym wypadku, czy niebezpiecznej sytuacji. O zaostrzaniu kar usłyszeliśmy po tragicznym wypadku na ulicy Sokratesa w Warszawie. Usłyszeliśmy o tym po wyczynach Roberta N. Im głośniejsze zdarzenie, tym szybciej na miejscu pojawia się polityk, który mówi, że koniec tolerancji dla zabójców, czas na zaostrzenie kar. Wyborcy się cieszą, media mają temat do grzania, a gdy przychodzi do ogłoszenia wyroku sprawa jest na tyle stara, że interesuje już tylko rodziny ofiar. Takie wyroki jak ten pokazują, że nic nie da podwyższenie maksymalnego wymiaru kary, skoro sąd podczas orzekania i tak woli dać karę z dolnych rejestrów. W opisywanej sprawie mogło to być 8 lat.

Zaostrzenie kar nic nie da, bo przepisy i tak będą ignorowane. Niestety na polskiej drodze częściej niż patrol policji spotkamy przydrożną prostytutkę. Dzięki temu można bezkarnie jeździć po alkoholu i z orzeczonym zakazem prowadzenia. Nawet nie trzeba się trzymać bocznych dróg, można do celu podróży jechać głównymi ulicami. Istnieje mała szansa, że ktoś zatrzyma takiego kierowcę. Bezkarność takich zachowań jest zatrważająca. Dopiero gdy dochodzi do tragedii takiej jak śmiertelne potrącenie rowerzysty, wtedy otwierają się ludziom oczy. Zdają sobie wtedy sprawę, że sprawcę można było już dawno powstrzymać. Wystarczył jeden telefon.

Egzekucja kar istnieje tylko teoretycznie

Sądowy zakaz prowadzenia pojazdów nie spełnia swojej roli. Może najwyższy czas pomyśleć o zmianie funkcjonowania tego ograniczenia. Technika poszła do przodu. Można wyposażyć delikwentów, którzy mają orzeczony taki środek zapobiegawczy w bransoletki lokalizacyjne. Albo zainstalować im aplikacje śledzące na telefonach. Wtedy gdy na ekranie policyjnego komputera pokaże się informacja, że dany człowiek właśnie porusza się ze znaczną prędkością, można szybko go odnaleźć i sprawdzić, czy znów usiadł za kierownicę, czy skorzystał z podwiezienia, albo komunikacji miejskiej. Możliwości są, potrzebne są jeszcze chęci. Nie może być tak, że zakaz prowadzenia pojazdów to sztuka dla sztuki. To najdotkliwsza kara, jaka może spotkać kierowcę, więc powinna być skrupulatnie egzekwowana.

Ktoś powie, że to krzywdzące dla ukaranego, bo nakłada na niego dodatkowe obowiązki i zmusza do określonych zachowań. Zapytam się: i co z tego? Kara ma być dotkliwa. Przepisy są znane wszystkim, kary za ich łamanie też. Skoro ktoś zdecydował się na zaryzykowanie bezpieczeństwem innych i złamanie zakazu, to nie ma najmniejszego powodu, żeby przejmować się jego jego wygodą. Że może przez wykluczenie komunikacyjne stracić pracę? Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno. Trzeba myśleć wcześniej, a dopiero później brać się za łamanie przepisów.

Społeczne pobłażanie i głaskanie alkoholików po główce

Jeżeli podczas czytania tego tekstu doszedłeś do wniosku, że co to jest 0,42 promila, to tyle co nic, to sugeruję poważne zastanowienie się nad swoim życiem, ponieważ prawdopodobnie masz problem alkoholowy, który skończy się w przyszłości źle. Ale nie martw się, nie tylko ty tak masz. Panuje społeczne przyzwolenie na jazdę po alkoholu. Przecież dwa piwa to nic, pół promila rano to tylko kac, niech pierwszy rzuci kamieniem, kto go nie miał. Katalog usprawiedliwień jest ogromny. Wszystko do momentu, gdy tragedia dotknie nas bezpośrednio. Wtedy dopiero życie brutalnie pokazuje, że czasem jedno piwo potrafi zadecydować o tym, czy będziemy rozmawiać z rodziną, czy raczej będą nas odwiedzać 1 listopada. Ludzie piją, a później wsiadają za kierownicę. Zazwyczaj w tym miejscu następuje dyskusja, że w innych krajach są większe limity i jakoś nie zabijają się co weekend. Polecam wyprowadzkę do takiego kraju, bo tutaj jest Polska i limity są jakie są, więc należy się do nich stosować. A najlepiej nie jeździć w ogóle po alkoholu.

Jest jeszcze jedna rzecz, której nie potrafię zrozumieć, może ktoś mądrzejszy będzie w stanie mi to wytłumaczyć. Jak to jest, że gdy już ktoś zdecyduje się wsiąść po alkoholu za kierownicę, to nie jedzie najwolniej jak tylko można, tylko włącza mu się tryb rajdowy? Czemu nie spróbuje dojechać wolniej, minimalizując ewentualne skutki? A co do pobłażliwości dla ludzi po alkoholu za kierownicą. Znany dziennikarz pomimo swojej pijackiej eskapady nadal potrafi publicznie wyjść i pouczać innych o moralności, a część ludzi mu przyklaskuje, że brawo Kamil, teraz to im powiedziałeś. W normalnym społeczeństwie taki człowiek nigdy nie miałby szans na powrót na fotel autorytetu moralnego.

Każdy felieton powinien mieć mądre podsumowanie i przesłanie

Niestety nie umiem znaleźć innego niż banalne – zacznijcie myśleć, reagujcie. Zmiany zaczynają się od nas samych. Na początku jest trudno, ale później będzie już tylko lepiej. Natomiast jeżeli jesteście sędziami i sami wydalibyście taki wyrok, to może najwyższa pora na zmianę zawodu. Świat jest pełen możliwości, można sadzić marchewkę, tańczyć, łapać motyle, nie trzeba od razu zajmować się wypuszczaniem bandytów drogowych z powrotem na ulice. Ale pewnie jak jesteś sędzią, to i tak nie przeczytałeś do końca, bo do tej pory trzęsiesz się z oburzenia, że ktoś śmiał skomentować wyrok, a tego nie można robić.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać