Felietony

Sławomir Mentzen mówi jak jest z samochodami autonomicznymi. Czekamy aż jego wizja się ziści

Felietony 21.02.2019 300 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 21.02.2019

Sławomir Mentzen mówi jak jest z samochodami autonomicznymi. Czekamy aż jego wizja się ziści

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski21.02.2019
300 interakcji Dołącz do dyskusji

Sławomir Mentzen to polityk z Torunia i były kandydat na prezydenta tego miasta, reprezentujący poglądy wolnościowe. Tym razem napisał ciekawy post, którego tematyką są samochody autonomiczne.

Warto przeczytać ten post Sławomira Mentzena na temat samochodów autonomicznych i obowiązkowych ograniczników prędkości w samochodach. My też pisaliśmy o ogranicznikach na Autoblogu, przy czym warto wspomnieć, że pomysł UE jest na razie stosunkowo łagodny dla kierowców. Ogranicznik ma blokować rozwijanie prędkości powyżej 150 km/h i działać raczej jako „przypominajka” dla kierowcy, że robi coś nie tak. Można oczywiście przypuszczać, że jest to faza pierwsza, po której nastąpi faza druga – ogranicznik niewyłączalny. A potem faza trzecia – wyłączenie roli kierowcy.

Unia Europejska chce aby samochody produkowane od 2022 roku miały wbudowane inteligentne tempomaty, które uniemożliwią…

Opublikowany przez Sławomir Mentzen Środa, 20 lutego 2019

Mentzen skupia się na ciekawym aspekcie

Być może samochody autonomiczne nie są złe (choć gdybym był taksówkarzem, to byłbym przerażony), ale rzeczywiście już widzę te kampanie medialne przeciwko prowadzeniu samochodu. Doskonale przedstawił ten płaczliwy przekaz, który na pewno się pojawi – ludzie, którzy prowadzą samochód będą przedstawiani jako mordercy. Każdy, kto spróbuje sprzeciwić się zorganizowanej kampanii medialnej na rzecz samochodów autonomicznych będzie automatycznie etykietowany jako „ten, który chce zabijać dzieci na pasach”. Nie chcesz samojeżdżących samochodów – jesteś mordercą. To jak w tym dowcipie o policjantach i akwarium. Ludzie prowadzący samochody samodzielnie znajdą się na cenzurowanym tak samo jak znaleźli się na nim palacze czy myśliwi, a media nawet nie będą musiały specjalnie się wysilać – podatny na manipulacje tłum zrobi wiele pracy za nich, dokładając sobie na Facebooku nakładki na zdjęcia profilowe „Nie prowadzę – nie zabijam” i argumentując, że ludzie nie powinni prowadzić samochodów, bo mogą kogoś zabić.

Oczywiście będą mieli rację, samochody autonomiczne będą na pewno dużo bezpieczniejsze niż tradycyjne. Wręcz nieporównanie. Głównie dlatego, że przez większość czasu będą stać w miejscu – jedna drobna awaria lub nieprzewidziane przez system zachowanie dla bezpieczeństwa unieruchomi cały ruch. Dlatego też ci, którzy z jakiegoś powodu będą optować za pozostawieniem możliwości decydowania kierowcy, będą musieli godzić się z łatką potencjalnego mordercy, a mamrotanie słów „ale przecież wolność…” nic nie pomoże w starciu z argumentacją „wolność jest dla ciebie ważniejsza niż życie dziecka?”. To zresztą znana od lat metoda odwracania uwagi od sedna problemu powołując się na dobro dzieci. Ma nawet swoje hasło na Wikipedii. Za każdym razem, jak czytacie coś takiego, pamiętajcie że ten kto to pisze, dobro dzieci ma w najwyższym niepoważaniu i stosuje po prostu chwyt retoryczny w celu przypisania adwersarzowi negatywnych cech.

W komentarzach pojawiają się trafne kontrargumenty

„Po co nam wolność w ruchu drogowym? Ruch drogowy jest zaprzeczeniem wolności, wszyscy muszą trzymać się zasad” – piszą komentatorzy. Bez wątpienia to prawda. Zgadzam się co do tego, że ruch drogowy lepiej działa, kiedy jest uregulowany. Powstaje tylko jeden problem. Ruch drogowy działa dobrze wtedy, kiedy ludzie trzymają się zasad, bo chcą i czują, że to działa na korzyść całej idei. Ja będę jechał zgodnie z przepisami, tamten będzie jechał zgodnie z przepisami i obaj dojedziemy płynnie i bezpiecznie na miejsce. To świadomość, że przepisowa jazda jest dobra czyni ruch drogowy bezpiecznym, a nie odebranie ludziom możliwości łamania przepisów.

Ruch drogowy jest tu tylko odbiciem małej części ogólnej koncepcji społeczeństwa wolnościowego o wysokim stopniu edukacji, które działa tak, że ludzie nie łamią prawa, bo tego nie chcą. Czują, że narzucone zasady są słuszne, więc sami się ich trzymają, a co jeszcze lepsze, pilnują tego u innych. Jak w Szwajcarii. Spróbuj odwalać coś głupiego na drodze w Szwajcarii – ktoś sfilmuje cię telefonem i sam zadzwoni na policję. W naszych warunkach zostałby uznany za głupiego konfidenta.

Czy społeczeństwo ma prawo łamać prawo?

To nie brak możliwości łamania prawa czyni społeczeństwo rozwiniętym. Stanisław Lem w „Cyberiadzie” porównał to do nazwania tramwaju dobrym, bo nie może wyskoczyć z szyn i kogoś rozjechać. Podstawą wolnościowego rozumienia społeczeństwa, z którym i ja się zgadzam, jest to, że społeczeństwo ma prawo łamać prawo. Tyle że tego nie robi, bo nie widzi w tym żadnej korzyści. Gdyby nie możliwość łamania prawa, to dalej Afroamerykanie musieliby siadać z tyłu autobusu, a kobiety nie miałyby praw wyborczych. Dlatego zamiast ograniczników prędkości, które nie pozwolą łamać przepisów, powinno się nadal edukować społeczeństwo o skutkach niebezpiecznej jazdy, tak jak robiono to przez ostatnich kilkadziesiąt lat – i we wszystkich krajach przynosi to taki sam pozytywny efekt. Dochodzi się do niego długo, ale zostaje na zawsze. Samochody w pełni autonomiczne nie pojawią się w UE przez najbliższych kilkadziesiąt lat, a sama Unia to twór zarządzany przez komunistów, którzy wolność osobistą traktują jako wroga. Wiedzą jednak doskonale, że nie można odebrać jej w całości z dnia na dzień i dlatego od lat prowadzą swój „marsz małych kroków” w stronę społeczeństwa idealnego, w którym nie będziesz mógł złamać prawa, bo system temu zapobiegnie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać