Testy aut nowych

Nie zawsze trzeba wybierać rozsądnie. Skoda Kamiq 1.0 TSI DSG – test

Testy aut nowych 28.11.2019 193 interakcje

Nie zawsze trzeba wybierać rozsądnie. Skoda Kamiq 1.0 TSI DSG – test

Piotr Barycki
Piotr Barycki28.11.2019
193 interakcje Dołącz do dyskusji

Czy po oddaniu egzemplarza testowego Skody Kamiq od razu rzucę się do salonu, żeby zamówić swój egzemplarz? Niekoniecznie. Ale gdybym pewnego dnia obudził się i przypomniał sobie, że mam do zapłacenia ratę leasingową właśnie za ten samochód – raczej bym nie żałował. 

Na początek zacznijmy jednak od czego innego…

Nie ma żadnego racjonalnego powodu, żeby wybrać Skodę Kamiq zamiast Scali.

Żadnego. Jeździłem nie tak dawno temu Skodą Scalą, teraz jeździłem Kamiqiem i przez cały tydzień jazd zastanawiałem się, czy jest jakiś faktyczny powód, dla którego miałbym wybrać czeskiego crossovera.

Cena? Kamiq jest – zwłaszcza teraz, przy wyprzedaży rocznika w przypadku Scali – wyraźnie droższy. Wersja Ambition 1.0 TSI 115 KM z manualną przekładnią kosztuje 77 000 zł. W przypadku Scali to natomiast 66 650 zł (bez promocji – 71 650 zł). Najtańsza przyjemna odmiana Style wyceniona została w cenniku Kamiqa na 85 000 zł. W cenniku Scali – na 73 650 zł (78 650 zł bez promocji). Nie wspominając już nawet o tym, że cennik Kamiqa otwiera jednostka napędowa 1.0 95 KM, podczas gdy Scali – dużo sensowniejsze 115 KM.

Bagażnik? Kamiq (4241 mm) jest zauważalnie krótszy od Scali (4362 mm), co przekłada się też na mniej miejsca w bagażniku – i to mniej o prawie 70 l. I nie, nie da się tego nadrobić, np. przesuwając tylne fotele – Kamiq nie ma w ogóle takiej opcji.

Ewentualnie można wyprowadzić tezę, że Kamiq jest potencjalnie lepszy, bo jest krótszy i łatwiej nim manewrować w mieście, ale nie jestem w stanie tego potwierdzić. Niby 12 cm robi różnicę, ale jednym i drugim przepychało mi się przez miasto niemal identycznie. Na wszelki wypadek dodam – Kamiqiem jeździ się po mieście naprawdę świetnie. Jest w takim otoczeniu łatwy w prowadzeniu, mieści się gdzie trzeba, a do tego jego obsługa nie wymaga większego wysiłku.

Prześwit? Ok, tutaj plus dla Kamiqa za 3,5 cm większą odległość od ziemi niż w przypadku Scali. Tylko mówimy tutaj o całych 17 cm, więc wartości niezbyt imponującej. Nie miałem też zresztą ani razu problemów z prześwitem w Scali, więc trudno mi uznać to minimalne podniesienie za gigantyczną zaletę.

Do tego dochodzi jeszcze kilka detali, o których wspomnę w tekście później…

Szczęśliwie nie zawsze trzeba kupować samochód czysto racjonalnie.

Przyznam się bez bicia – gdybym sam stanął przed wyborem pomiędzy Kamiqiem a Scalą, zastanawiałbym się naprawdę długo. Niby przed chwilą sam napisałem, dlaczego na Kamiqa nie warto nawet patrzeć, ale z drugiej strony wygląda dużo ciekawiej, dużo bardziej… pociesznie.

Zdecydowanie nie nazwałbym go pięknym, ale jest coś rozczulającego w tym, jak najmniejszy SUV Skody próbuje wyglądać poważnie i groźnie. Dzielone reflektory przednie z wąskim paskiem LED, szare dokładki do zderzaków z przodu i z tyłu, a także do progów. Wielkie jak na ten segment felgi. Sporawy grill i dodatkowe wloty powietrza.

Tylko właściwie w żadnym z tych przypadków nie trzeba się zbyt długo przyglądać, żeby zauważyć, że to wszystko jest mocno udawane (może poza dzielonymi reflektorami). Dokładka pod zderzakiem z tyłu? Z daleka widać, że to tylko tworzywo sztuczne. Podobnie jest z dokładkami przy progach i przednim zderzaku. Wloty powietrza? Oczywiście w sporej części są udawane i też nie trzeba eksperta, żeby to zauważyć. Felgi? Może i mają 18 cali średnicy, ale założono na nie opony o szerokości zaledwie 215.

Kamiq jest więc trochę jak śmieszny, młody piesek – udaje, że jest groźny. Wszyscy wiedzą, że udaje, ale w tym udawaniu jest coś naprawdę uroczego.

O dziwo zrezygnowano natomiast z plastikowych nakładek na nadkola. Nie przyznawałbym tu jednak punktów za prawdziwość – w końcu może to być tylko furtka do stworzenia droższej odmiany Scout. Tak samo, jak było chociażby z Karoqiem, który w bazowej wersji nakładek nie ma, a w odmianie uterenowionej – już tak.

Na wszelki wypadek zaznaczę jednak, że jeśli komuś spodobał się Kamiq ze zdjęć, to lepiej niech nie idzie do salonu po wersję bazową. Odmiana Active (od 67 150 zł) ma chociażby dokładki do zderzaków z czarnego, smutnego tworzywa. Nie ma też chociażby dokładek bocznych progów, a kołpaki i klamki w kolorze czarnym zakrawają w 2019 r. na żart. I to taki z tych mniej śmiesznych.

Wsiadam do środka, a tam… Scala.

I nie przesadzam ani trochę. Pomijając to, że w Kamiqu siedzi się minimalnie (choć odczuwalnie) wyżej, jego wnętrze zostało 1:1 przeniesione ze Scali. Co jest o tyle ciekawe, że Karoq i Kodiaq mają zupełnie inne wnętrza od osobowych modeli Skody. Ok, to jednak nie było ciekawe.

Najciekawsze dla zainteresowanych kupnem Kamiqa będzie jednak to, że jego wnętrze pod względem praktyczności nie rozczarowuje ani trochę. Jest miejsce na kubki (dwa duże i jeden mały), jest spory schowek w podłokietniku (bez zatrzasku – trochę wstyd), jest sporawy schowek przed pasażerem, jest otwierany schowek w fotelu pasażera, są duże uchwyty w bocznych drzwiach, jest miejsce na odłożenie telefonu – nawet z wielkim ekranem (6,5″). A, jest też wreszcie schowek na okulary i kilka dodatkowych mniejszych.

I tutaj może znalazłem jednego plusa dla Kamiqa w pojedynku ze Scalą – nad głową jest trochę więcej miejsca, zarówno w pierwszym, jak i drugim rzędzie.

We wszystkich pozostałych wymiarach też trudno narzekać. Może ze względu na szerokość nie zmieścimy z tyłu wygodnie trzech rosłych osób, ale jeśli będziemy wieźli dwie, to miejsca na nogi będą miały od groma.

O dziwo do Kamiqa można dokupić też – tylko w wersji Style i Ambition – podgrzewanie zewnętrznych miejsc tylnej kanapy (1700 w Ambition/700 zł w Style, pakiet razem z grzaniem przednich miejsc i dyszy spryskiwaczy). Mój egzemplarz niestety takiego dodatku nie miał i na środkowym tunelu – poza nawiewami – mogłem znaleźć wyłącznie dwa porty USB-C (też opcja, też tylko Ambition i Style, 250 zł, z przodu są dwa w standardzie).

Miejsca na nogi jest sporo, ale osoba siedząca na środku nie będzie miała łatwego życia…

Z perspektywy pasażera siedzącego z tyłu Kamiq zasługuje na jeszcze jeden plus – nie tylko jest przestronnie, ale też jasno. Przeszklenia w całym aucie są naprawdę spore, okna zaczynają się naprawdę nisko, więc nie mamy wrażenia, że z tyłu siedzimy jak za karę w jakiejś piwnicy. Tak, C-HR, to o tobie. Brrr.

A skoro o widoczności mowa, czas wskoczyć ponownie na fotel kierowcy.

I z jego perspektywy jest prawie tak samo dobrze. Prawie, bo boczne okna są duże, z kolei słupki są w większości na tyle małe, że nie generują zbyt wielkich martwych pól. Niestety tak różowo nie jest już w kwestii widoczności do tyłu. Szyba jest niewielka, dość mocno nachylona i ulokowana wysoko, natomiast lusterko wsteczne ma jakieś 1,5 cm wysokości, i ani jakoś przesadnie pięknie nie wygląda (ta ramka…), ani nie jest przesadnie użyteczne.

Uważajcie więc na wersję Active – tam nie ma nawet czujników parkowania z tyłu!

Nie ma tam też… właściwie mało co jest. Nie znajdziecie w niej np. widocznego na zdjęciach całkiem przyzwoitego wyświetlacza 9,2″ (3050 zł dla wersji Style, pakiet z nawigacją), niestety otoczonego kilometrami kwadratowymi czarnego plastiku. Nie znajdziecie też automatycznej klimatyzacji. Zabraknie regulacji podparcia pod lędźwie. A, i kierownicy skórzanej z przyciskami też nie będzie.

Odpowiednio skonfigurowany Kamiq powinien być jednak całkiem przyjemnym miejscem do przebywania. Spore fotele są wygodne nawet w dłuższych trasach i niekoniecznie trzeba zamawiać skórzanej tapicerki. Kierownica przyjemnie leży w dłoni, choć czekam niestety cały czas na dzień, kiedy Skoda nauczy się montować te chromowane wstawki tak, żeby nie trzeszczały nieustannie.

Ba, udało się nawet – tak samo jak w Scali – wygospodarować trochę miękkich tworzyw, jak np. te, z których wykonano górną część kokpitu czy drzwi. Nie oznacza to jednak, że Kamiq jest chociażby bliski ideału – zarówno jakościowo, jak i użytkowo.

Przykładowo całą masę fragmentów wnętrza wykonano z betonowo wręcz twardych tworzyw. Podłokietnika nie da się regulować wzdłużnie, przez co przy mojej pozycji miałem go cały czas trochę za bardzo z tyłu. Uchwyt na kubki i uchwyt do ładowania telefonu nie mają swoich roletek, więc zawsze będą straszyć nas brudem, który na pewno w końcu tam się zbierze. Świetnie sprawdzający się ekran zamiast paskudnych zegarów analogowych (2200 zł, tylko Ambition i Style) nie ma szybki, a na dodatek jest ustawiony pod dziwacznym kątem – tak, jakby miał się zaraz na nas przewrócić.

Z jakiegoś też dziwnego powodu Skodzie udało się uniknąć połyskliwego, czarnego tworzywa w niemal całym kokpicie, ale znalazło się dla niego miejsce przy dźwigni wyboru trybów jazdy. Tak, przy niewielkim przebiegu był już porysowany, a do tego permanentnie brudny. Przy okazji – kształt deski rozdzielczej i mocowanie ekranu sprawia, że będziemy mieć niestety sporo dodatkowych zakamarków do czyszczenia.

Do tego niestety zdarza się, że to wszystko zatrzeszczy.

Możliwe, że przyczyną były spore felgi. Możliwe, że kultura pracy 1-litrowego, 3-cylindrowego silnika. Może to kwestia akurat tego egzemplarza. Ale przy całej mojej niespodziewanej sympatii dla tego modelu, Kamiq potrafił zdecydowanie zbyt dużo trzeszczeć. Zrozumiałbym jeszcze, gdyby był to spracowany egzemplarz albo w ostatnim czasie przyszły poważne mrozy. Nic jednak takiego się nie stało.

Mam oczywiście świadomość, że to samochód najniżej w skodowej linii SUV-ów, ale to wciąż auto za słuszny kawał kasy.

I do tego może być zaskakująco dobrze wyposażone.

Przez co może mieć odrobinę kosmiczną cenę – np. 118 350 zł. Dokładnie tyle według katalogu kosztuje egzemplarz testowy, który trafił do naszej redakcji. I tak – egzemplarz z 3-cylindrowym, 115-konnym silnikiem, czyli wcale nie ten najmocniejszy!

Z drugiej strony, w Kamiqu możemy naprawdę poszaleć z opcjami. Jest panoramiczny dach (warto, 4000 zł), są częściowo skórzane fotele (przyjemne, ale chyba przesada, 3850 zł), jest monitorowanie martwego pola (1950 zł, nie jest niezbędne, sporo widać w lusterkach, martwe pole jest niewielkie), jest elektrycznie sterowana pokrywa bagażnika (1600 zł), jest podgrzewanie foteli we wszystkich rzędach, jest podgrzewanie kierownicy, elektrycznie sterowany fotel kierowcy, wybór trybów jazdy, adaptacyjny tempomat, cyfrowy kokpit i jeszcze multum opcji, z których można ułożyć pokaźną sumkę.

Przeglądałem zresztą to, co dealerzy mają na placach i… Kamiq naprawdę przeważnie jest stosunkowo drogi. Może i startuje poniżej 70 000 zł, ale ze 123 ofert na Otomoto mniej niż 80 000 zł kosztuje zaledwie 13 sztuk (!). Poniżej 90 000 zł jest mniej niż połowa (56 ofert), natomiast aż 45 ofert wyceniono na więcej niż 95 000 zł! Ba, jest nawet 11 ofert powyżej 100 000 zł.

I niekoniecznie są to wersje 1.5 TSI 150 DSG…

Uważajcie tylko, i to naprawdę uważajcie, na wersję Active. Tam nie ma kompletnie nic – włącznie z podłokietnikiem z przodu i z tyłu. I niewiele da się dokupić…

PS. Niesamowicie irytuje mnie jedna rzecz – do Kamiqa można dokupić oświetlenie ambientowe (fajnie), ale jego kolor musimy wybrać w momencie zakupu (!). I nie, nie da się go później zmienić. Szkoda tylko, że to oświetlenie kosztuje 1000 zł, więc można byłoby już dać klientowi opcję zmiany chociażby pomiędzy kilkoma kolorami.

Tak, problemy pierwszego świata.

Został jeszcze bagażnik.

Który może i faktycznie jest spory w segmencie crossoverów w tym rozmiarze, ale poza tym jest umiarkowanie zachwycający. Chociażby przez fakt, że jest mniejszy niż w Scali.

Z dobrych wiadomości – jest zasadniczo wystarczający, foremny i ma standardowe dla Skody haczyki i temu podobne. Można też zamówić (oczywiście nie do wersji Active, 650 zł) podwójną podłogę bagażnika, która zniweluje spory próg załadunku. I teraz możemy przejść do tych rzeczy, za które Kamiqa należy skarcić.

Przede wszystkim – próg załadunkowy. Nienawidzę go i nienawidzą go moje plecy. Moje bagaże z kolei nie były fanami mocno wciskających się do wnętrza nadkoli, sprawiających, że powierzchnia załadunkowa była względnie wąska. Z kolei na długość też możemy mieć problem, bo nawet w pakiecie z tylnym podłokietnikiem nie uświadczymy tutaj przepustu np. na narty – trzeba składać kanapę (40:60). A kiedy ją złożymy, zobaczymy, że fotele nie składają się idealnie na płasko (spory próg – niweluje go podwójna podłoga), a do tego z boków bagażnika wystają dodatkowe wtrącenia, uniemożliwiające ostatecznie położenie na płasko dużych przedmiotów.

Tak, zdecydowanie zamówcie podwójną podłogę.

A żeby nie było, że cały czas tak krytykuję bagażnik Kamiqa w porównaniu do Scali – po rozłożeniu foteli przestrzeń bagażowa ma mniej więcej taką samą pojemność.

Koniec gadania, czas jechać.

Pierwszy przejazd Kamiqiem był delikatnym rozczarowaniem. Niby pod maską drzemie ten mocniejszy silnik (115 KM zamiast 95), niby wszystkim zarządza względnie sprawne DSG, ale wciśnięcie gazu nie przynosi żadnych rezultatów. Może poza wzmagającym się hałasem. Moja pierwsza diagnoza była prosta – ten silnik jest za mały i za słaby do tego auta! A potem pojechałem Kamiqiem jeszcze kilka razy…

… i muszę się zgodzić z Mikołajem, że ten silnik jest w sam raz (natomiast utrzymuję, że Kamiq jest ciekawszy od Themy 8.32 i bardziej potrzebny światu), tylko trzeba nauczyć się z nim obchodzić, szczególnie w parze z DSG. Tak, to nigdy nie będzie demon prędkości, bo na sprint do 100 km/h potrzebuje aż 10 s, ale nie jestem w stanie napisać, że to auto jest wolne albo mało dynamiczne (jak na swój segment).

Jeździłem po różnych rodzajach dróg – miejskich, podmiejskich, krajówkach, ekspresowych i autostradach. Na żadnym z nich nie czułem się jak zawalidroga – ba, nawet na autostradzie utrzymanie maksymalnej przepisowej prędkości przelotowej nie stanowi większego wyzwania. Szybkie włączanie się do ruchu w mieście i okolicach? Nie ma problemu. Wyprzedzanie na drogach krajowych? Tak, ale z rozumem.

Nie jest też źle z wyciszeniem – o ile nie wciskamy zbyt głęboko pedału gazu, dobrze wyciszona jednostka nie generuje zbyt wiele hałasu, nawet przy wyższych prędkościach. W mieście jest z kolei niemal niesłyszalna.

Oczywiście ten silnik ma swoje wady i swoje ograniczenia. Przede wszystkim – nie wyprzedzicie każdego i nie na dowolnie krótkim odcinku. To auto z 1.0 TSI potrzebuje miejsca, żeby się rozkręcić. Potrzebuje też czasem miejsca, żeby rozbujać się po drzemce w trybie Start/Stop, niemiłosiernie telepiąc pasażerami i całym autem.

Potrzebuje również czasem buta, żeby zacząć jechać – ewentualnie przełączenia skrzyni biegów w tryb sport. Nie da się niestety ukryć, że mocno przyciskane trzy cylindry potrafią się odwdzięczyć charakterystycznym, niezbyt pięknym dźwiękiem (do Fabii jakoś bardziej to pasowało…) oraz wysokim spaleniem.

Ok, zanim o samej jeździe, to niech będzie o spalaniu.

I to nie będzie jakoś przesadnie miły fragment. Przykładowo podczas 100-kilometrowej trasy z Wrocławia w Rudawy Janowickie, czyli spory kawałek autostradą, a potem drogami krajowymi, średnie spalanie według komputera wyniosło – przy średniej 73 km/h – 7,3 l. I to wszystko w weekend, czyli przy niezbyt intensywnym ruchu, a i mi nie spieszyło się jakoś przesadnie. Ot, normalna jazda. W mieście potrafiło być nawet gorzej, szczególnie we wrocławskich korkach, gdzie komputer pokładowy potrafił z łatwością pokazać wysokie 8 albo nawet 9 l na każde 100 km.

Z drugiej strony – nie zawsze tak było. Jazda drogą szybkiego ruchu z prędkością około 110-120 km/h sprawiała, że bez większych problemów przy wskazaniach spalania na początku pojawiała się szóstka. Spokojna jazda drogami krajowymi potrafi natomiast sprawić, że spalanie wynosi niskie sześć, albo w ogóle spada do wysokich pięciu.

Mój problem w tym miejscu jest taki, że bardzo podobne wyniki osiągałem w Skodzie Scali z 1,5-litrowym, 150-konnym, dużo bardziej dynamicznym silnikiem. Pewnie w dużej mierze dlatego, że Scala jest o kilkadziesiąt kilogramów lżejsza i stawia też mniejszy opór powietrzu.

Pośrednim problemem wynikającym ze spalania jest też zasięg. Pojemność baku wynosi zaledwie 40 litrów, więc przy jeździe w trybie mieszanym (albo sporo autostradami) nie sądzę, żeby dało się przejechać na jednym tankowaniu więcej niż 700 km. A może i nawet mniej…

Inna sprawa – czy ktoś będzie chciał Kamiqiem jeździć namiętnie po autostradach.

Napiszę wprost – ja bym raczej nie chciał. O ile bowiem do prędkości ok. 120 km/h wnętrze jest zaskakująco dobrze wyciszone, o tyle w przedziale 130-140 km/h zdecydowanie już tak przyjemnie nie jest. Zupełnie tak, jakby nagle przy przekroczeniu określonej prędkości ktoś otwierał nam któreś z okien…

Nie znaczy to jednak, że Kamiqiem strach wjechać na autostradę. Po prostu jakoś niespecjalnie miałbym ochotę jechać w nim np. na drugi koniec Europy z wysokimi prędkościami. Poza tym spisuje się bardzo sensownie – trzyma się zadanego toru ruchu, nie przewraca się przy mocniejszym wietrze, a układ kierowniczy – choć wspomagany maksymalnie mocno – zapewnia sensowną kontrolę nad autem.

Bardzo przyjemnie jeździ się natomiast Kamiqiem po pozostałych drogach. W mieście skutecznie odcina nas od większości hałasów. Na drogach krajowych i ekspresowych utrzymuje natomiast poziom głośności na takim poziomie, że spokojnie da się rozmawiać z drugą osobą bez podnoszenia głosu albo słuchać – zaskakująco zresztą dobrego – pokładowego zestawu audio (nie dopłacałbym 2000 zł do lepszej wersji).

Nie ma też co obawiać się zakrętów. Nie jest to wprawdzie naturalne środowisko dla tego auta i raczej będziemy liczyć na to, że serpentyny jak najszybciej się skończą, ale Kamiq szczęśliwie jest na tyle zwrotny i stabilny, że powinien sobie z nimi poradzić bez problemu. Nawet przy prędkościach ciut wyższych, niż mogłyby się wydawać odpowiednie dla małego crossovera. I nawet bez adaptacyjnego zawieszenia, którego nie było na pokładzie.

Mogę się jednak przyczepić jeszcze do jednej rzeczy. Testowana odmiana Style miała dokupione dodatkowo felgi aluminiowe o średnicy 18″ (1500 zł). I jakkolwiek ładnie wyglądały, tak sprawiały, że jazda Kamiqiem – szczególnie przy niskich prędkościach – była dość niespokojna. Jadą wolniej i trafiając na gorszą nawierzchnię, auto jakby na chwilę zapominało o tym, że jest komfortowym crossoverem – trzęsło, wibrowało, a zawieszenie ewidentnie nie dawało sobie do końca rady z felgami o tak dużej średnicy. Nie wiem, czy 17-tki zmienią ten stan rzeczy, ale zdecydowanie bym spróbował.

Ok, zastrzeżenia mam – podobnie zresztą jak w Scali – do ręcznego hamulca postojowego. Psuje on w dużej mierze komfort jazdy po mieście – zarówno jeśli chodzi o konieczność trzymania nogi na pedale hamulca (brak auto hold), jak i adaptacyjny tempomat, który nie zatrzyma nas na dłużej w korku i nie przytrzyma hamulca, a zamiast tego wyłączy się, stając się totalnie bezużyteczny.

Warto czy nie?

Z ekonomicznego punktu widzenia – oczywiście, że nie. W końcu nawet Scala robi właściwie wszystko to samo, ale lepiej i taniej. No i nie jest minivanem, a dobrze wiemy, że to forma ostateczna samochodu, jeśli chodzi o praktyczność.

Z drugiej jednak strony – ludzie mają gdzieś praktyczne auta, co zresztą bardzo popieram. I w większości szukają aut fajnych, które poza tym będą jak najbardziej zwykłe (czyli np. C-HR, Juke i podobne). Kamiq z tego zadania wywiązuje się świetnie, o ile oczywiście jako potencjalny kupujący traktujesz go jako auto fajne.

Pod całkiem atrakcyjną jak na Skodę karoserią upchnięto bowiem nic innego niż bardzo normalne auto, które wszystko robi dobrze. Dobrze skręca, dobrze hamuje, dobrze i relaksująco jeździ, dobrze przyspiesza, dobrze się prowadzi, dobrze mieści w swoim wnętrzu 4 dorosłych pasażerów i dobrze udaje, że wcale nie ma stosunkowo niewielkiego bagażnika. Tak, absolutnie mógłbym takim autem jeździć na co dzień i nie sądzę, żeby cokolwiek poważnie mi doskwierało.

Nie zabrakło oczywiście mniejszych i większych wad. Zdecydowanie zawieszenie mogłoby być bardziej komfortowe (albo felgi mniejsze), a wyciszenie raczej nie pozwoli nam na dzikie rajdy niemieckimi autostradami. Do tego dochodzi jeszcze paskudnie goła wersja Active i stosunkowo drogie – przynajmniej katalogowo – pozostałe odmiany. Jeśli komuś jednak podoba się Skoda Kamiq i znajdzie wersję, za którą jest w stanie zapłacić – nie powinien żałować.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać