Historia

Dni silnika V10 w Lamborghini są już policzone. To był świetny silnik, nie zapomnimy go nigdy

Historia 20.09.2022 6 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 20.09.2022

Dni silnika V10 w Lamborghini są już policzone. To był świetny silnik, nie zapomnimy go nigdy

Piotr Szary
Piotr Szary20.09.2022
6 interakcji Dołącz do dyskusji

Obecność silnika V10 w gamie Lamborghini dziś wydaje się być oczywistością, ale w praktyce pojawił się w salonach tej marki dopiero 19 lat temu. I wygląda na to, że utrzyma się tam niewiele dłużej.

Gama Lamborghini składa się dziś z SUV-a Urus, topowego Aventadora oraz pozycjonowanego nieco niżej Huracana. Ten ostatni, podobnie jak Aventador, zbliża się powoli do kresu swojego rynkowego żywota – co prawda ma odrobinę więcej czasu niż Aventador, ale chętni na napędzany silnikiem V10 model z Sant’Agata Bolognese powinni się nieco pospieszyć. Wszystko dlatego, że według ostatnich plotek następca Huracana otrzyma turbodoładowany silnik V8 – jeśli te przewidywania się sprawdzą, Lamborghini zgasi światło dla V10 na dobre. Można by co prawda zgadywać, że skoro nowy model straci dwa cylindry, to może ta sama uwaga będzie dotyczyć następcy Aventadora, ale to wątpliwe – włoskie V12 jest zbyt kultowe na to, by tak prosto posłać je do piachu. Prędzej połączą je z układem hybrydowym niż się go pozbędą.

To prowadzi do prostego wniosku: skoro Lamborghini zapewne faktycznie zrezygnuje z V10, to jest to dobry moment, by spojrzeć na historię 10 garów w tej marce.

Silnik V10 w Lamborghini po raz pierwszy pojawił się w 1989 r.

Mowa o zaprojektowanym przez Gandiniego prototypie P140, a raczej o kilku prototypach o tej nazwie. W drugiej połowie lat 80. XX w. Lamborghini pracowało nad następcami modeli Countach i Jalpa. Jak doskonale wiecie, 12-cylindrowy Countach doczekał się go pod postacią równie niesamowitego Diablo. Mniej szczęścia miała Jalpa – najpierw zrezygnowano z wprowadzenia do sprzedaży wersji z nadwoziem typu roadster (pod nazwą Spyder – zbudowano tylko prototyp), a na dodatek nie doczekała się następcy, choć był już na mocno zaawansowanym etapie procesu projektowo-konstrukcyjnego.

Lamborghini P140. Ciekawostka: ten wzór felg w 1996 r. trafił do Lotusa Esprit V8. / Arnaud 25, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

To właśnie było Lamborghini P140 – pierwsze w historii auto tej marki napędzane silnikiem V10. Zbudowany w zaledwie 7 miesięcy motor miał niespełna 4 l pojemności skokowej (prawdopodobnie 3961 cm3), po dwa wałki rozrządu w każdej z głowic i cztery zawory na każdy cylinder. Osiągał blisko 370 KM i umożliwiał prototypowi P140 sprint do 100 km/h w ok. 5 s i rozpędzenie się aż do 295 km/h – taki wynik osiągnięto na pętli Nardo, co oznacza, że na prostej drodze prawdopodobnie „pękłoby” 300 km/h. W uzyskaniu takich osiągów pomagała stosunkowo niska masa własna – jedyny ukończony i w pełni funkcjonalny prototyp P140 ważył 1286 kg, podczas gdy Jalpa ważyła 1,5 t. Łącznie zbudowano trzy egzemplarze prototypu – drugi był makietą bez silnika, a trzeci zaliczył test zderzeniowy, po którym go odbudowano i dziś właśnie to auto znajduje się w Muzeum Lamborghini. Niestety Chrysler, który przejął Lamborghini w czasie gdy do głosu zaczął dochodzić kolejny kryzys paliwowy, zadecydował że projekt zostanie przerwany – spodziewano się, że zainteresowanie nowym modelem, który nie będzie topowym w gamie, będzie zbyt niskie.

1995 r. przyniósł kolejne Lamborghini V10 – znowu prototyp

Lamborghini V10

Chodzi o model Cala, znany także pod marką Italdesign. Jeśli zastanawiacie się, co stało się ze wspomnianym wyżej w pełni funkcjonalnym egzemplarzem Lamborghini P140, nie rozmyślajcie nad tym dalej – to na jego bazie zbudowano Calę. Nasz tekst na jej temat znajdziecie tutaj, ale przypomnę to co najważniejsze: żółty prototyp był autem typu 2+2 (tak przynajmniej twierdzi Italdesign) i miał zdejmowany panel dachowy, co czyniło z niego targę – tak jak modele Jalpa czy Silhouette. Ten prototyp przejął układ napędowy z P140, choć prawdopodobnie nieco wzmocniono silnik – do okolic 400 KM, osiąganych przy 7200 obr./min. Miało to zapewniać osiągi na podobnym poziomie jak w P140, choć oczekiwana prędkość maksymalna byłaby tu odrobinę niższa i wynosiłaby ok. 290 km/h. Niestety, na jednym egzemplarzu się skończyło.

Na następne Lamborghini z silnikiem V10 trzeba było poczekać do 2003 r.

Różnica była taka, że nowość – model Gallardo – wreszcie można było kupić, czyniąc go tym samym pierwszym produkcyjnym modelem marki z Sant’Agata Bolognese i takim typem silnika. Ale… wcale nie musiało tak być – w latach 90. Włosi zwrócili się bowiem do Audi, zainteresowani pozyskiwaniem silników 4.2 V8 i układu napędu 4×4. Nic z tego co prawda nie wyszło, ale prawdopodobnie otworzyło to drogę do przejęcia Lamborghini przez Audi w 1998 r. – swoją drogą, warto na to zwrócić uwagę, bo powszechnie spotykanym błędem jest twierdzenie, że włoską markę kupił Volkswagen. Nie – włoską markę kupiło Audi. A że należało już wtedy do Grupy VW to inna rzecz.

Lamborghini V10
Lamborghini Gallardo Superleggera

Wróćmy jednak do Gallardo. Na jego potrzeby odkurzono stary projekt (niektóre źródła podają, że wszystko zaprojektowano od zera), ale silnik V10 powiększono do 4961 cm3. Pozostał oczywiście kąt rozwidlenia cylindrów wynoszący 90 stopni, kąty wykorbienia wału korbowego wynosiły 72 stopnie.

Lamborghini V10
5-litrowy silnik V10 Lamborghini.

Pierwsza i najsłabsza wersja osiągała okrągłe 500 KM przy 7800 obr./min., co wystarczało na przyspieszenie do 100 km/h w 4,2 s i osiągnięcie 309 km/h. Późniejsze odmiany zyskały kolejne 20-30 KM, zależnie od wersji. Moc maksymalna była po modyfikacjach osiągana przy 8000 obr./min.

Lamborghini V10
Silnik V10 w Lamborghini Gallardo. Na zdjęciu komora silnikowa odmiany Superleggera. / fot. Wob, BringaTrailer.com

Włoskie V10 przetrwało w produkcji tylko 5 lat

Przykro mi to mówić, ale gdy pojawiło się Lamborghini Gallardo po liftingu, z rowerka spadł silnik własnego projektu Włochów. Zastąpiła go jednostka 5.2 V10 (5204 cm3), którą pozyskano od Audi. Bez mocniejszego wnikania w konstrukcję to z cech wspólnych z poprzednikiem mamy tu – poza układem i liczbą cylindrów – smarowanie z suchą miską olejową, i to z grubsza tyle. Niemiecki motor powstał przez powiększenie silnika 4.2 V8, na co wskazuje m.in. rozstaw pomiędzy sąsiadującymi cylindrami wynoszący 90 mm – w starszych Gallardo było to 88 mm. Zastosowano tu także układ bezpośredniego wtrysku paliwa, w Audi znany jako FSI (Fuel Stratified Injection). Najciekawszą zmianą była ta dotycząca kątów wykorbienia wału korbowego – mamy tu na przemian 90 i 54 stopnie.

Lamborghini Gallardo LP560-4

Osiągi? Oczywiście lepsze niż poprzednio, za co odpowiadał wzrost mocy do 550-570 KM. Najmniej dynamiczny wariant – LP550-2 Spyder z napędem na tylną oś – przyspieszał do 100 km/h w 4,2 s, ale rozpędzał się do 319 km/h. Standardowe coupe (LP560-4) zapewniało, odpowiednio, 3,7 s i 325 km/h. Zaledwie 3,4 s na osiągnięcie 100 km/h potrzebowały wersje LP570-4 Superleggera (prędkość maksymalna 325 km/h) oraz LP570-4 Super Trofeo Stradale (320 km/h).

Lamborghini V10
Silnik w Lamborghini Gallardo LP570-4 Super Trofeo Stradale. Uważny obserwator dostrzeże logo Volkswagena na jednym z przewodów.

Lamborghini Gallardo w wielu wersjach dostępne było z 6-biegową przekładnią manualną. Tej opcji nie przeniesiono do jego następcy.

Tym następcą jest Lamborghini Huracan

Lamborghini V10
Lamborghini Huracan EVO

Produkcja tego modelu rozpoczęła się w 2014 r. i aż do dziś Huracan korzysta z tego samego silnika co poliftowe Gallardo – choć oczywiście odpowiednio zmodyfikowanego i wzmocnionego. Pierwszą wersją wprowadzoną do produkcji było coupe LP610-4 – jak nazwa wskazuje, miało 610 KM i napęd na 4 koła. Później dołączyło słabsze o 30 KM coupe z napędem na jedną oś (LP580-2), a potem kolejne warianty.

Lamborghini V10
Komora silnikowa w Huracanie Performante.

Dziś najsłabsze Huracany w ofercie to modele EVO RWD – zarówno Coupe jak i Spyder mają po 610 KM. Modele z napędem obu osi – wszystkie, bez wyjątku – mają 640 KM. Co dość interesujące, na papierze najszybszy jest standardowy Huracan EVO – nie dość, że osiąga 325 km/h, to jeszcze jedzie 100 km/h już po 2,9 s od startu. Tego nie potrafi nawet dzika odmiana STO (Super Trofeo Omologata), ale trzeba jej to wybaczyć. W praktyce równe 3 s potrzebne na sprint robią tu jeszcze większe wrażenie, bo Huracan STO ma napęd tylko na tył.

Co potem?

Mówi się, że nowe V8 w następcy Huracana ma działać w dużej mierze jak silnik wolnossący – dwie turbosprężarki mają go wspomagać przy bardzo wysokich obrotach (od 7 tys. w górę). Szczerze mówiąc, brzmi to jak niepotrzebna komplikacja. Można by przecież po prostu zbudować wolnossący silnik V10.

A nie, czekajcie…

A o tym Huracanie ze zdjęcia przeczytacie tutaj.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać