Testy aut nowych

Seat Ibiza FR, czyli gorszy rowerek dla gorszego dziecka

Testy aut nowych 04.09.2018 659 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 04.09.2018

Seat Ibiza FR, czyli gorszy rowerek dla gorszego dziecka

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski04.09.2018
659 interakcji Dołącz do dyskusji

Rzadko robię testy nowych samochodów. Nie pamiętam już nawet kiedy to miało miejsce. Ale zainteresował mnie Seat Ibiza FR. Po pokonaniu kilkuset kilometrów tym autem zwizualizowałem sobie taką scenkę…

Zakończenie roku szkolnego 1993. Obaj synowie przynieśli do domu świadectwa z czerwonym paskiem. Problem w tym, że rodzice wyraźnie faworyzują starszego. Polek jest taki inteligentny. Pewnie zostanie prawnikiem, lekarzem albo profesorem. No i trzeba pomagać rozwijać mu jego pasje. Polek kocha jeździć na rowerze. Rodzice z pomocą babci kupują mu wypasionego BMX-a na kolorowych oponach i z gąbczastymi owijkami na ramie. I z plastikowymi obręczami. Ojciec wnosi BMX-a do pokoju. Polek krzyczy z radości! Chce się już przejechać. Taki BMX zrobi szał na całym blokowisku.

No ale jest jeszcze młodszy Ibcio. Ibcio też ma czerwony pasek na świadectwie. Ale jak ojciec wręczał rower Polkowi, to powiedział tylko że „gratuluję ci Polku tego wspaniałego wyniku”, a o Ibciu nawet się nie zająknął. Ibcio popłakiwał w kącie, bo też chciałby rower. Powiedział potem o tym mamie, bo tacie się bał. Matka westchnęła tylko. Tydzień później ojciec z nagła wepchnął Ibciowi do pokoju Rometa Salto na małych kółkach i powiedział „staraj się dalej”.

I tak właśnie wygląda Ibiza FR.

Seat Ibiza FR

Chciałem się przejechać tym samochodem z jednego powodu: bo jest 4-cylindrowy. 4-cylindrowe auta miejskie powoli stają się rzadkością. Pod maską nie ma tu trzycylindrowego 1.0 TSI. Jest 1.5 TSI z parzystą liczbą cylindrów i mocą 150 KM. 150 KM w samochodzie miejskim? Brzmi świetnie. Brzmi sportowo. Do tego ta nazwa FR – pamiętamy ją i z poprzednich Leonów, a nawet był minivan Altea oznaczony tymi literami. FR zawsze było ostatnim przystankiem przed Cuprą: samochodem szybkim, ale nie ekstremalnym. Sportowym, ale nie tak twardym, żeby mózg odklejał się od rdzenia kręgowego. Czy do czego on tam jest przyczepiony. FR to skrót od Formula Racing. Starałem się znaleźć, dlaczego Seat nazywa swoje sportowe wersje akurat Formula Racing, ale nie dotarłem do źródła. Przy okazji – Cupra to skrót od Cup Racing, czyli wyścig o puchar.

Seat Ibiza FR

Kiedy nie bez trudu odbierałem ten samochód, liczyłem na jakieś sportowe wrażenia już od startu. Wiecie, ciasny kubełek za wąski na moje nadwymiarowe ciało, narowisty silnik wkręcający się na wysokie obroty przy najlżejszym dotknięciu gazu, może też jakiś oczobijny kolor typowy dla wersji sportowych?

Jakże się myliłem.

Auto jest szare i ma osiemnastki. Osiemnastki to sporo w miejskim aucie, ale jakoś nie robią wrażenia w Ibizie. Zająłem miejsce w całkiem zwykłym fotelu, na którym znalazł się jakiś wzorek. Umieszczony jakby od niechcenia, albo w ostatnim momencie, w rodzaju „ej, zróbmy coś sportowego”. Była też spłaszczona od spodu kierownica z logo FR. Lekko się zdziwiłem, bo liczyłem na coś więcej, ale nie uprzedzajmy faktów.

Po uruchomieniu silnika byłem już mocno zaskoczony. Wcisnąłem przycisk, silnik odpalił. Pracuje cicho i gładko, ma te cztery cylindry, więc wibracji praktycznie brak. Wcisnąłem gaz. Nie ma sportowego wydechu. Nie ma pomruku, nawet najlżejszego. Jest takie „bżżżżum”. Najnudniejszy dźwięk silnika na świecie.

Ruszyłem więc Ibciem do domu, a trasa akurat prowadziła fragmentem warszawskiej obwodnicy, gdzie można (na niektórych jej odcinkach) rozpędzić się aż do 120 km/h. Wcisnąłem gaz i oto na prędkościomierzu (ładnym, analogowym, nie tam żaden Virtual Cockpit) wskazówka pokazała liczbę 120. Wszystko to stało się szybko, ale nie poczułem przy tym żadnych emocji. I tak było za każdym razem. Potrzebowałem trochę przyspieszyć? Moc była natychmiast dostępna, nawet przy niskich obrotach. Turbodziura – ledwo wyczuwalna. Osiągi – znakomite. Wyprzedzanie – sama przyjemność. A emocje? Mniejsze niż przy obieraniu ziemniaków. Co więcej, Ibiza FR nawet całkiem fajnie się prowadzi. Nie jest zbyt twarda, nie jest bardziej podsterowna niż byśmy się spodziewali. Ja jeżdżę trochę jak grzyb, więc poprosiłem moją koleżankę, która ma lepsze rozeznanie w temacie szybkich aut, żeby przewiozła mnie po kilku zakrętach. Samochód dał sobie radę z tym zadaniem dokładnie tak, jak się spodziewaliśmy: szybko, bez zbytecznego warczenia, bez pochylania się i bez emocji.

Im dłużej wpatrywałem się we wnętrze Ibizy, tym bardziej widziałem, co tu jest nie tak

Wygląda to tak, jakby ktoś stał nad projektantami Seata i pilnował ich, żeby absolutnie nie przesadzali ze sportowymi elementami. Weźmy chociaż boczki drzwi. Plastikowe elementy są po prostu czarne i wyglądają jak po kilkukrotnym recyklingu. Można było dać jakieś kolorowe wstawki. Jakieś przeszycia. Cokolwiek. Można było dać metalową gałkę biegów. Albo odrobinę mniejszą kierownicę. Albo zintegrowane zagłówki w fotelach. Ale nie. „Halo! Uspokójcie się tam! Nie przesadzajcie z tymi ciekawymi akcentami, bo zepsujecie sprzedaż Polkowi”.

Seat Ibiza FR

Jest jeden ciekawy motyw w tym Seacie. To elementy stylistyczne zaprojektowane tak, żeby wyglądały jak wycięte. Takie na przykład jest lusterko boczne, ale ten motyw jakoś nie znajduje potem kontynuacji we wnętrzu i tablica przyrządów jest taka zwyczajna. Wszystko w niej działa poprawnie, w sposób do którego Volkswagen przyzwyczaił nas przez lata. Kamera cofania? Jest, całkiem niezła. Obsługa ekranu dotykowego? Bez zarzutu. Choć oczywiście musi on być stale zatłuszczony. Wstawki z lakieru fortepianowego wyglądają też całkiem dobrze, choć w najlżejszy sposób nie kojarzą się ze sportem. Raczej w tym miejscu powinna znaleźć się imitacja karbonu. EEEEJ! Spokój tam! Zabierz mi ten karbon zaraz! Psujesz ZYSKOWNOŚĆ!

Powinno być samo F, to jest Formula Racing bez Racing.

 

Seat Ibiza FR
Słabo to wygląda. Jak z 1992 r.

Jest w Ibizie FR jeden fajny detal, ale ujawnia się dopiero w ciemnościach.

To czerwone podświetlenie boczków drzwi. Założę się, że inżynierowie Seata wmontowali go, bo wiedzieli, że wizytacja z Volkswagena będzie oglądała auto tylko w dzień. I tym sposobem udało im się go przemycić.

Seat Ibiza FR

Poza tym ten samochód jest pod każdym względem zwykły i przyzwoity. Ma te cztery cylindry, co daje mu dużą przewagę nad całą armią trzycylindrowych rywali. Zresztą dwa z nich są odłączane podczas spokojnej jazdy, co dla kierowcy pozostaje zupełnie niezauważalne. Jazda z wykorzystaniem mocy 150 KM kosztuje ok. 9 l/100 km. Można zejść do siedmiu, ale wtedy po co te 150 KM?

Seat Ibiza FR

I tak to wygląda. Polek w wersji GTI musi być najszybszy, najsportowszy, najwspanialszy. Rodzice go kochają, bo był tym pierworodnym, wyczekiwanym synem. A Ibcio to taka trochę wpadka. No jest, to jest. Niektórzy nawet mówią, że był adoptowany. Nie można go zupełnie wyrzucić, bo to jednak członek rodziny. Ale nie może dostać nic lepszego niż Polek, a jak coś wychodzi mu za dobrze, to trzeba go trochę przytemperować, żeby znał swoje miejsce.

Seat Ibiza FR
Liczyłem na jakiś Explosion, a tu wszystko takie stonowane.

To jest trochę smutne. Ale Ibcio kosztuje 70 000 zł i do setki przyspiesza w 7,9 s.

A za Polusia GTI rodzice z Wolfsburga żądają 89 700 zł. Wprawdzie stówę osiąga w 6,7 s i ma seryjne DSG, ale na miasto wydaje się trochę za brutalny. Testowaliśmy go na ciasnych zakrętach w górach i tam sprawdzał się wspaniale. Jeśli jednak jeździsz z punktu A do B i chcesz robić to dynamicznie, ale bez zwracania na siebie uwagi, a konieczność ręcznej zmiany biegów nie odrzuca cię – dyskretny Ibcio to całkiem spoko gość. Czasem warto docenić to „gorsze” dziecko. Ja lubię takie wozy – nic po nim nie widać, a wiele potrafi. To prawie jak moja klasa E W210 – nic po niej nie widać, a koroduje.

Seat Ibiza FR
No ten wydeszek niby sportowy. Ale to nie ratuje sytuacji.

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać