Samochody używane

Przegląd ogłoszeń: samochody w cenie biletu na finał mundialu

Samochody używane 25.06.2018 390 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 25.06.2018

Przegląd ogłoszeń: samochody w cenie biletu na finał mundialu

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski25.06.2018
390 interakcji Dołącz do dyskusji

Nie będzie komentarza na temat gry Polaków, bo się na tym nie znam. Ale dowiedziałem się, że cena biletu na finał mundialu dla szczęśliwców, którym udało się go wylosować, wynosiła 1100 dolarów. W przeliczeniu daje to kwotę 4060 zł. Ponad 4000 zł za bilet na mecz? Przecież za to można kupić świetny wóz. Ale jaki?

Tak naprawdę ponoć nie losowało się biletu na finał mundialu, tylko możliwość jego nabycia. Za 4060 zł można było kupić bilet w bardzo dobrej strefie centralnej, z której widać całą płytę boiska. Obecnie w internecie można kupić bilety na finał mundialu za 8-9 tys. zł, ale nie jestem pewien czy to legalne. Pozostanę więc przy „oficjalnej” cenie 4060 zł i sprawdzę, jak sensownie zagospodarować tę kwotę na własną stertę czterokołowego złomu.

nr 1: BMW 320d E46

Zanurzenie się w świat ogłoszeń za 4000 zł z hakiem to jak wejście do innego świata. Co można jeszcze powiedzieć o E46, że zdecydowałem się je tu zamieścić? Pewnie tyle, że ceny tego wozu już konkretnie szorują o dno. Nastąpił zjazd cenowy, i to szybciej niż się spodziewano. Dlaczego? W pewnym momencie samochody tego typu w naturalny sposób trafiają do ludzi, których na nie nie bardzo stać. Wtedy zaczyna się oszczędzanie na wszystkim. Wozy, wcześniej już mocno dojechane, zaczynają się rozsypywać w rękach albo kończą wbite w drzewo z powodu idealnie łysych opon. Ceny lecą w dół w takim tempie, że nikt już nie patrzy czy wtopił. A ładne, naprawdę niezniszczone auta, bez korozji i bez wózka tylnego odjeżdżającego od nadwozia zaczynają drożeć. Tu mamy przykład samochodu z pierwszej grupy. Zamieszczam jednak to ogłoszenie nie po to, by po raz kolejny w swym życiu wymądrzać się o E46, ale by zwrócić uwagę na to, jakie opisy pojawiają się w tej grupie cenowej, gdy mowa o BMW. Sprzedający bez żadnej żenady pisze:

proszę nie dzwonic i zawracać mi głowy

Trudno już właściwie powiedzieć, o co w takim razie chodzi sprzedającemu, który wystawia auto i pisze, żeby do niego nie dzwonić. Co ciekawe, sądzę że ten gruz mógłby nawet jeszcze pojeździć o własnych siłach, gdyby tylko diagnosta zechciał dopuścić go do ruchu podczas kolejnego badania. Pękająca szpachla nie ma przecież wpływu na pracę silnika, a 400 tys. km? One w większości tyle mają, różni się tylko stan licznika.

nr 2: Chrysler PT Cruiser

Wsiadłem kiedyś do PT Cruisera, żeby się nim przejechać. Po tym jak ochłonąłem na widok deski rozdzielczej, a konkretnie materiałów, z których ją wykonano (to te, które nie przeszły kontroli jakości w Dacii), podjąłem próbę wyjechania nim z równoległego miejsca parkingowego. Nie udało się, bo samochód okazał się mieć zwrotność lokomotywy. Ogólnie, jak powiedział PRL-owski minister kultury po projekcji jednego z filmów Barei „produkt przyjąłem bardzo źle”. Jedynym fajnym akcentem wydawała mi się okrągła gałka dźwigni biegów w stylu retro. Polecam ten wóz wszystkim fanom motoryzacji meksykańskiej.

Pod maską znajduje się tu silnik 2.0 z serii „World Engine”, stosowany też w niektórych modelach Mitsubishi, niemający wszakże nic wspólnego z japońskim 4G63. Jeśli akurat nic z niego nie cieknie, nie jest taki zły. Użytkownicy najwyżej oceniają praktyczność PT Cruisera. Nie tylko ma mnóstwo miejsca, ale też rozwiązania znane z minivanów, jak podwójna podłoga bagażnika czy łatwo demontowalna tylna kanapa. Najniżej oceniono zaś ogólną niezawodność. Codziennie inna usterka – to dość często powtarzająca się ocena na różnych stronach typu Consumer Reports czy nawet na naszym rodzimym Autocentrum. Egzemplarz z ogłoszenia wygląda na trochę umęczony. Ale przynajmniej to oryginalna propozycja.

Chrysler PT Cruiser

nr 3: Citroen Saxo VTS

Hot-hatch w cenie biletu na finał mundialu? To chyba niezły pomysł. No dobrze, 75 KM w Saxo nie czyni z niego jeszcze prawdziwego hot-hatcha, ale na pewno daje więcej radości z jazdy niż 150 KM w jakimś cięższym samochodzie. Zawsze się zastanawiam, po co ludzie kupują wozy 500-konne, skoro wystarczy kupić samochód lekki i pozbawiony nadmiaru elektronicznych wspomagaczy i on da prawdziwą radość z jazdy. Radość polegającą na tym, że będziemy w stanie wycisnąć z niego 100% możliwości i pojechać tak, jak ten wóz potrafi. W aucie 500-konnym nie mamy na to szans. Strasznie lubię Saxo VTS. Pociąga mnie jego odmienna stylistyka bez przykrytego tylnego koła, te wielkie kołpaki zamiast alufelgi, białe zegary i półkubełkowe fotele. Taki warm hatch. Jeździłem 106-tką z tym silnikiem i ten samochód uzależniał od wciskania gazu do końca i sprawdzania jego możliwości w zakrętach. Przy okazji mogę stwierdzić (nawet biorąc pod uwagę moje przeciętne zdolności w jeździe sportowej), że tylna belka zespolona z drążkami skrętnymi na łożyskach igiełkowych to całkiem dobre rozwiązanie do sportu.

Wystawiony egzemplarz jest po jakiejś grubej naprawie. Niestety w tych silnikach uszczelkę pod głowicą robi się regularnie, ponieważ ona z jakiegoś powodu się ukrusza i z silnika zaczyna ciec olej po zewnętrznej stronie bloku. Przynajmniej tak działo się w 106-tce, którą jeździłem. Tamta skończyła rozbita nie z winy właściciela, miejmy nadzieję, że to Saxo skończy lepiej. O dziwo, one nie rdzewieją jakoś przesadnie. Czasem tylko rdza wygryzie im dziurkę w podłodze bagażnika.

Citroen Saxo

nr 4: Mazda 323F

Coś mnie pociąga w tym samochodzie. Nawet nie wiem, czy już go nie było w przeglądzie ofert. Trudno – to będzie znowu. Widzę w jego sylwetce jakieś ponadczasowe piękno, które udało się uzyskać przez zwykłą opływowość. Mam coś podobnego z Priusem II, ale to już zakrawa na jakąś jednostkę chorobową, pozostanę więc przy Maździe. Bezramkowe drzwi to jej kolejny plus. Szkoda, że to najsłabsza wersja 1.5. Ale w tym aucie pewnie i taki silnik daje niezłe osiągi i pozwala na utrzymywanie prędkości autostradowej w trasie. 323F ma tak dobrą aerodynamikę, że przy 130 km/h nie słyszy się w niej huku. Chyba że uszczelki drzwi są poparciałe.

Sylwetkę tego wozu projektowali ci sami ludzie, którzy odpowiadają za Porsche z lat 80. – 944 czy 928. Stąd jest ona naprawdę dobrze dopracowana. Trudno mi znaleźć samochód, który miałby równie entuzjastyczne oceny wśród swoich użytkowników. Właściwie wszyscy chwalą tę Mazdę. Jestem wręcz gotów zaryzykować stwierdzenie, że ona koroduje mniej niż pierwsza „trójka”. Jedyne, co mnie niepokoi, to anturaż tego ogłoszenia: Avensis w „angliku” w tle, brak zdjęć wnętrza i nadzwyczaj lakoniczny opis, z którego niczego się nie dowiedziałem.

Mazda 323F

nr 5: Rover 75

One zaczęły gnić. Co widzę jakiegoś Rovera 75 (wyprzedzają mnie, bo jeżdżę W210 z dwulitrowym silnikiem i ono nie jest szybkie), to widzę, jak korodują im klapy czy nadkola. Ten samochód nigdy nie był jakoś szczególnie udany, choć zasługuje na pewną uwagę, bo wpasował się elegancko w styl retro modny w Europie w końcu lat 90. Jego tablica przyrządów naprawdę przypomina te z angielskich aut z lat 60. Tyle że w Polsce nikt raczej tego nie docenił, bo nie znamy i nie pamiętamy angielskich wozów sprzed pół wieku. W podwoziu 75-tki palce maczali inżynierowie BMW, ale ostateczny udział serii 3 w 75-tce ogranicza się do tylnego zawieszenia, a przednie nie jest kompatybilne z beemkami.

Chociaż Rover 75 zdobywał dużo nagród za wygląd i styl, to klienci dość szybko zaczęli narzekać, że sypie się w nim sprzęgło, a po większym przebiegu pada uszczelka pod głowicą w silnikach benzynowych. To dalej silnik z serii K, skręcony śrubami przez całą wysokość. Niestety zasilanie gazem nie pozostawało bez wpływu na pojawianie się tej awarii. Tak, wiem – zaraz „gazownicy” napiszą w komentarzach, że gaz nie miał z tymi nic wspólnego i że dobrze wyregulowana instalacja… tak, tak. Wszystko prawda. Ale kiedy dany użytkownik jeździ na rozregulowanej instalacji o dawce wziętej z przypadku i gdy weźmie się pod uwagę, że temperatura zapłonu gazu jest wyższa niż benzyny, to… A do tego dochodzi kłopotliwe, nietrwałe sprzęgło.

Ale taki kawał wozu za 4000 zł z hakiem…

Rover 75

nr 6: kanciasty urok Renault 21

Może trudno uznać zakup kanciastego francuskiego auta za bardziej rozsądny wybór niż bilet na finał mundialu, ale coś zwróciło moją uwagę w tym Renault 21. Tym czymś jest deska rozdzielcza typu digital, czyli z elektronicznym wyświetlaczem zamiast tradycyjnych wskaźników. Ależ ona musi cudownie świrować po tych wszystkich latach z powodu zimnych lutów. Na pewno jazda tym wozem jest emocjonująca. Niestety sprzedawca, który ją wystawia, ukrywający się pod imieniem Basia, posypał się przy wgrywaniu zdjęć i zamiast jakichś bardziej szczegółowych fotografii Renault 21, w ogłoszeniu widzimy głównie deskę rozdzielczą od jakiegoś Dodge’a. Być może ma szerszą ofertę aut na sprzedaż i po prostu źle posortował fotki na foldery.

Zaciekawiła mnie fraza „w najwygodniejszej i najładniejszej wersji karoserii tzn. sedan, już nie produkują takich samochodów”. Nie wiem, dlaczego sedan miałby być wygodniejszy niż liftback i kombi, dyskutowałbym też, czy teraz już nie robią takich samochodów. Moim zdaniem aktualny model Renault w tej klasie, czyli Talisman, jest sedanem. Natomiast Renault 21 ma coś szczególnego: to jedyny znany mi samochód, w którym silnik umieszczano wzdłużnie lub poprzecznie w zależności od rocznika. Chociaż, gdy się głębiej zastanowię, to chyba w Cinquecento było tak samo.

Renault 21

nr 7: Skoda Felicia – dla biznesu lub dla rolnika

4100 zł pozwala kupić nawet nie jedną, a dwie Felicie. Do sprzedania jest pakiecik: pickup z późnego rocznika z instalacją gazową i drugi egzemplarz na części w wersji hatchback. Sprzedający utrzymuje, że Felicia w wersji pickup (prawidłowo: Skoda Pickup) pochodzi z 2003 r., ale według wszelkich moich danych, ostatnie egzemplarze wyprodukowano w roku 2001. Dziwna rzecz. Zwracam uwagę, że silnik 1.3 stosowany w tym modelu ma już wałek rozrządu w głowicy, podczas gdy w standardowej Felicii silnik ma wałek rozrządu w kadłubie. Dlaczego? Z czego wynika ta różnica? To, co widzę pod maską tej Felicii, wygląda mi na silnik Volkswagena z Polo 6N. Proszę o wytłumaczenie, o co tu chodzi.

Felicią Pickup jechałem w życiu dwa razy i za każdym razem byłem zaskoczony, jak wiele się do tego auta zmieściło. Warszawscy kierowcy pamiętają te wozy przede wszystkim jako auta do transportu blokad na koła nieprawidłowo parkujących samochodów. Na pewno nie będzie to najszybszy i najbardziej niezawodny dostawczak do firmy, ale za 4000 zł nie należy stawiać poprzeczki zbyt wysoko. Ponadto Felicia Pickup ma jeszcze jedną istotną zaletę w stosunku do zwykłej Felicii: nie rdzewieje w niej tylna klapa. A przynajmniej nie w tak rakietowym tempie.

Skoda Felicia

nr 8: niezniszczalny Yaris

Przegląd kończymy Yarisem. Wprawdzie jest on tylko trzydrzwiowy, ale to taka lepsza wersja, bo ma zderzaki pod kolor. I jeszcze pochodzi z polskiego salonu. Niestety, zderzaki pod kolor nie oznaczają obecności klimatyzacji. Znam kilka osób, które mają te Yarisy, w tym jedna nawet od nowości. Jest to typ samochodu, który nie chce umrzeć. Codziennie kręcą kilometry po mieście w gęstym ruchu z mnóstwem startów i hamowań, i kompletnie nie chcą się psuć. Czasem wyje im pompa wspomagania, czasem rdzewieje tylna klapa, czasem trochę odpada lakier albo łuszczy się coś we wnętrzu, ale można to bez problemu zaakceptować, jeśli weźmie się pod uwagę, że takie auto jest zawsze gotowe do jazdy. Trzeba trochę przyzwyczaić się do wnętrza, zwłaszcza do elektronicznych wskaźników, które zaprojektowano tak, żeby liczby wyświetlane na ekranie wydawały się być daleko od kierowcy.

Czterocylindrowy silnik 1.0 VVT-i jest jedną z najbardziej udanych konstrukcji w kategorii do 1 litra pojemności. Myślę, że może konkurować tylko z silnikiem z Nissana Micry K11. Nie ma w sobie aż tyle wigoru, ale za to potrafi zadowolić się pięcioma litrami na 100 km. Jeśli szukasz wozu do miasta i nie potrzebujesz pięciu drzwi, to za cztery kafle nie znajdziesz raczej nic lepszego. Poza tym finał mundialu jest co cztery lata, a jeśli będziesz choć trochę dbać o tego Yarisa, to za cztery lata opędzisz go za tyle samo, za ile kupiłeś, i kupisz sobie bilet na finał. Za cztery lata mecz finałowy odbędzie się w Katarze, a tam to dopiero mają ładne Toyoty.

Toyota Yaris

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać