Przegląd rynku

Amerykanie kupują najmniej samochodów osobowych od 60 lat. Trudno im się dziwić, z taką ofertą…

Przegląd rynku 05.07.2018 327 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 05.07.2018

Amerykanie kupują najmniej samochodów osobowych od 60 lat. Trudno im się dziwić, z taką ofertą…

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski05.07.2018
327 interakcji Dołącz do dyskusji

Amerykanie kupują coraz mniej samochodów osobowych. Popyt na SUV-y wydaje się zaś niezaspokojony. Analitycy przewidują, że w tym roku sprzeda się tylko 5,3 mln aut osobowych, czyli osiągnięty zostanie poziom z roku 1958. Trudno się dziwić: samochody z USA już od dawna ustępują pod wieloma względami autom z importu, a SUV-y są coraz lepsze.

Miałem kiedyś samochód amerykański. Był wielki, miał miękkie zawieszenie, duży silnik i zużywał koszmarne ilości paliwa. Jego wykonanie pozostawiało wiele do życzenia, ale i tak go lubiłem. Tyle, że ten samochód był z 1978 r., a ja miałem go wiele lat temu. Obecnie spoglądam w gamy produktowe wytwórców amerykańskich (pomijając może Teslę) i widzę całkiem podobne, przestarzałe dinozaury. Ja akurat uwielbiam przestarzałe samochody, ale rozumiem, że amerykańscy klienci też poszli trochę do przodu i niekoniecznie chcą już jeździć takimi wozami jak ich ojcowie i dziadkowe, ew. matki i babcie.

Osobowe w dół, SUV-y stale w górę

Ford niedawno podjął decyzję o wycofaniu wszystkich osobowych modeli z gamy z wyjątkiem Focusa i Mustanga. To dziwna decyzja, ale wynika z nastawienia klientów. Co drugi klient amerykański sprzedając samochód osobowy zastępuje go SUV-em. Cztery lata temu był to co trzeci klient. Trend tylko przybiera na sile. SUV-ów jest coraz więcej, osobówek coraz mniej. Amerykanie podają dane o sprzedaży rozdzielając je między „passenger cars” (auta osobowe) i „SUV-s and trucks” (SUV-y i pickupy). Ta druga grupa stanowi już 65% całego rynku. Chęć „siedzenia wysoko” to tylko jedna z przyczyn, dla której Amerykanie tak kochają SUV-y – bardziej niż Europejczycy. Nie bez znaczenia jest też to, o czym wspomniałem na początku: auta osobowe producentów amerykańskich (lub tzw. transplanty, czyli modele producentów zagranicznych produkowane w Stanach) są niezbyt atrakcyjne i wyglądają czasem jak robione za karę. Auta europejskie typu BMW czy Mercedesy mają wysokie ceny: za tę samą ratę leasingu co przy klasie C można mieć nowego, wypasionego SUV-a. Wybór jest prosty. Amerykanom nie przeszkadza duże spalanie i trudności z parkowaniem.

Popatrzmy więc na kilka produktów motoryzacyjnych z rynku amerykańskiego, które walnie przyczyniają się do przyspieszonej śmierci koncepcji samochodu osobowego:

Ford Taurus

Spokojnie, jego dni są policzone. To niesłychanie wręcz nudny sedan, którego jedyną zaletą jest opcjonalny napęd na 4 koła. Szumne hasła typu „niektórzy z nas idą krok dalej”, albo „kto powiedział, że nie możesz mieć wszystkiego?” nieskutecznie maskują, że to wóz dla emerytów. Grupą docelową jest chyba afroamerykańska mniejszość etniczna, sądząc ze zdjęć na stronie oficjalnej. Ten samochód ma już 8 lat i bazuje na platformie poprzedniego modelu, który dla odmiany dzielił swoje podwozie z Volvo. Dużym odbiorcą tego auta jest amerykańska policja. Zastąpił on w wielu komisariatach wysłużoną Crown Victorię. Klientom indywidualnym oferuje się dwie wersje: 3.5 V6 z napędem na przód lub 4×4 albo SHO (3.5 V6 Ecoboost) o mocy 370 KM, tylko z 4×4. Policja mogła zamawiać Taurusa także w odmianie 4-cylindrowej jako wóz rozpoznawczy. Na pewno nikt go nie rozpoznał: dwóch typów siedzi w bieda-Taurusie, którego nikt nie kupuje prywatnie. Powinni jeszcze mieć naklejkę „NOT POLICE”.

Ford Taurus

Chevrolet: Cruze, Malibu, Impala

Chevrolet ma w ofercie aż trzy nudne sedany. To Cruze w swojej nowej odsłonie, Malibu (krótko był dostępny w Europie) i nieznana na starym kontynencie Impala. Przyjrzyjmy się temu ostatniemu modelowi. Jest skrajnie nieproporcjonalny, aż trudno uwierzyć w to, że taki projekt został realnie zatwierdzony do produkcji. Co tam się dzieje przy tylnych drzwiach? Czy to dzieło American Union of Visually Impaired Designers? Dlaczego ta tylna część nadwozia jest tak zwisająco-długo-bulwiasta?

Chevrolet Impala

Wypasiona Impala z łatwością przekracza kwotę 35 000 dolarów. Ten ponad 5-metrowy sedan może mieć pod maską 4-cylindrowy silnik 2.5 albo 6-cylindrową jednostkę 3.6. Obie napędzają tylko koła przednie. I tu pojawia się problem, bo dużo taniej można mieć nowoczesnego SUV-a Equinox z dużo oszczędniejszymi i dynamiczniejszymi silnikami turbo: 1.5 T, 2.0 T, albo 1,6-litrowym… dieslem. Tak, z dieslem! Nie to żebym się znał, ale to wygląda zupełnie tak, jakby Chevrolet specjalnie pakował grzybowe silniki do Impali, a te nowocześniejsze montował do Equinoxa, jako mającego więcej sensu rynkowego.

Nissan Sentra

Nissan to istny sedanowy potentat. Ma w gamie cztery modele: Versę (spuśćmy zasłonę milczenia – przynajmniej jest tania), Sentrę, Altimę i Maximę. Na szczególny brak uwagi zasługuje Sentra, która jest tylko o 1000 dolarów tańsza niż debiutujący właśnie atrakcyjny crossover Kicks. Sentra zasadniczo wygląda jak wycofany już z Europy Pulsar, tyle że w wersji sedan. Rozbudowana gama silników składa się z jednostki 1.8 bez doładowania oraz – nowość – silnika 1.6 Turbo. W 2016 r. przeprowadzono face-lifting, upodabniając Sentrę do modelu Rogue, a w 2017 r. dodano mocarną wersję NISMO (1.6 T 188 KM – chyba musieli specjalnie go zdławiać, żeby nie był za mocny). Wśród zalet Sentry można wymienić to że jest, ma cztery koła i nie pada na głowę. Mocny kandydat do najnudniejszego samochodu japońskiego czasów współczesnych.

Samolot wygląda jakby miał bekę z tego samochodu.

Oszczędzę Toyotę – nie dlatego, że ją kocham (to trudna miłość). Po prostu nie ma w ofercie obecnie niczego jednoznacznie przestarzało-grzybowo-sedanowego. Owszem, jest Yaris iA (sedan), bazujący na Maździe 2 i tak, jest koszmarny, ale za jego cenę nie ma szans na żadnego crossovera ani SUV-a, więc jest to samochód kupowany z konieczności. Gdyby ich nabywców było stać, pewnie woleliby jakiegoś SUV-a. Wróćmy do marek amerykańskich.

Buick

Tak, Buick nadal istnieje. I oferuje w USA przedziwną gamę modeli, na którą składa się linia modeli osobowych Regal i LaCrosse oraz linia SUV-ów Encore, Envision i Enclave, a także wycofywany właśnie kabriolet Cascada. Bez wątpienia najdziwniejszym Buickiem jest Regal TourX, czyli Insignia kombi z plastikowymi poszerzeniami udającymi coś terenowego, ale w tym zestawieniu mówimy tylko o typowych autach osobowych. Buick ma własną linię specjalną o nazwie Avenir – to niby zwykłe modele, ale w najprestiżowszych, najbogatszych wersjach, ostatni schodek przed Cadillakiem. Można więc mieć model LaCrosse, czyli największego sedana w gamie Buicka z wyposażeniem z linii Avenir. Jest to nadal wspomniany już Chevrolet Impala, tylko ładniejszy. Tzn. bez przesady z tą ładnością, bo dalej proporcje krzyczą „projektancie, dlaczego?”. Ten 501-centymetrowy sedan ma pod maską silnik 3.6 V6 umieszczony poprzecznie. W Chinach natomiast sprzedają go nawet z turbodoładowanym 1.5 (tym samym, co w Chevrolecie Equinoxie). W zależności od wersji i rynku przeznaczenia, LaCrosse może mieć automat 6-, 7-, 8- lub 9-biegowy. Albo CVT. To ma sens.

Buick LaCrosse

Cadillac XTS

Trudno uwierzyć, ale General Motors oferuje jeszcze jednego wielkiego sedana z przednim napędem. Jest to Cadillac XTS. Pozostałe Cadillaki w gamie mają napęd na tył, więc można im darować dziwaczny wygląd i takie sobie materiały. Uczciwie powiem: nie widziałem nigdy XTS-a na żywo. Widziałem natomiast CT6 (to największy sedan tej marki, RWD lub 4×4) i kiedy pierwszy raz do niego podszedłem, pomyślałem: kurczę, ależ ci Chińczycy zrobili postęp. Myślałem, że to jakieś wielkie Geely. Obawiam się, że z XTS jest tak samo. Główna jego cecha to długość. Jest bardziej długi niż szybki i bardziej długi niż luksusowy. 513 cm w aucie z napędem na przód to naprawdę rzadkość. Przebijają go tylko jeszcze większe krążowniki z lat 70. i 80. typu Cadillac Eldorado czy różne odmiany Oldsmobile’a.

Cadillac XTS

W kabinie XTS-a wyróżnia się ten fallicznie wyglądający wybierak od skrzyni automatycznej. Kto wpadł na pomysł że takie rozwiązanie będzie ładniejsze i elegantsze niż dyskretna manetka przy kierownicy… albo przyciski, jak w Lincolnie?

Cadillac XTS

i na koniec: Lincoln

Ford wycofuje się z sedanów, ale mają one zostać w gamie Lincolna. Lincolny wyglądają jakby Chińczycy zaczęli kopiować auta amerykańskie. Wiem, że to porównanie już było, ale nie mogę się go pozbyć, patrząc na takiego MKZ-eta. Choć ten świetlny pas przechodzący przez cały tył auta coś w sobie ma. Nie zmienia to faktu, że to nadal nudny sedan. Ford w droższej wersji. Taki europejski odpowiednik linii Vignale. Nie chcę być przesadnie kontrowersyjny, ale moim zdaniem z hot-doga nigdy nie zrobi się potrawy premium, nawet gdyby oprócz parówki włożyć do niego kawior i trufle. Podobnie jest z samochodami tego typu: jeśli coś zaczęło życie jako Ford, Fordem pozostanie. Jaguar X-Type jest tego najlepszym przykładem.

Lincoln MKZ

Wróćmy jednak do Lincolna MKZ. Są trzy wersje: 2.0 Ecoboost, 3.0 V6 Ecoboost i 2.0 Hybrid. Co już zupełnie trudne do pojęcia, Lincoln MKZ cieszy się stałym popytem od 2013 r., sprzedając się średnio w liczbie 30 000 sztuk rocznie. Nie wolno nie doceniać siły starych ludzi. Ale i oni w końcu przesiądą się na SUV-y, a pokolenie zwolenników sedanów wymrze. W następnej generacji nabywców to sedan będzie tą „oryginalną alternatywą dla SUV-a”. Jak mówi jeden popularny youtuber, „conservatism is the new counter-culture”.

 

 

 

 

 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać