Felietony

Powszechna elektryfikacja jest po prostu niemożliwa. Napisał do mnie ekspert i mi wyjaśnił

Felietony 06.05.2020 669 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 06.05.2020

Powszechna elektryfikacja jest po prostu niemożliwa. Napisał do mnie ekspert i mi wyjaśnił

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski06.05.2020
669 interakcji Dołącz do dyskusji

Nie ma takiej ludzkiej siły, która pozwoliłaby zastąpić samochody spalinowe elektrycznymi w całości. Elektryfikacja to mrzonka. Tak wynika z danych, które dostałem na maila od pana Macieja.

Są kraje, które otwarcie zapowiadają, że w dającej się wyznaczyć przyszłości zakażą sprzedaży samochodów spalinowych. Oczywiście całkiem się z tego cieszę, bo czemu miałbym się martwić? Zamiast siły tłoków będzie energia z akumulatorów, a jechać się będzie w sumie tak samo. Ważne, żeby się toczyło. Wygląda jednak na to, że całkowite przejście na elektromobilność jest niemożliwe, jeśli mówimy o zachowaniu skali dotychczasowej motoryzacji i jej popularności. Oto kilka niewygodnych prawd na ten temat z listu, który napisał do mnie pan Maciej – ekspert w tej dziedzinie.

Nie da się wyprodukować tyle akumulatorów

Żeby zastąpić w prosty sposób, jeden do jednego, jeżdżące dziś samochody spalinowe autami elektrycznymi, trzeba by wydobyć 120 milionów ton kobaltu, 46 milionów ton litu i 120 milionów ton niklu. O ile w przypadku niklu i litu na ziemi znajdują się prawdopodobnie takie zasoby tych pierwiastków, o tyle kobaltu mamy jakieś 25 milionów ton przy obecnie znanych złożach. Przypuśćmy że znajdziemy następne i ilość kobaltu możliwego do wydobycia wzrośnie do 50 mln ton. Czyli nadal zaspokoiłoby to jakieś 40% zapotrzebowania. Ale nawet nie to jest problemem, tylko szybkość produkcji tego pierwiastka w „komercyjnej” formie z dostępnych złóż. Wytworzenie 120 mln ton kobaltu trwałoby 866 lat. Tyle czasu byłoby potrzeba, żeby zapewnić tylko jeden z pierwiastków składających się na akumulatory. A przecież w każdym akumulatorze jest ich z sześć…

Jeśli Unia Europejska chce, żeby w 2030 r. po drogach jeździły tylko auta elektryczne, to musiałaby w ciągu 10 lat zastąpić 200 mln aut spalinowych elektrycznymi. Ten plan można nazwać tylko jednym słowem: nierealny.

Produkcja akumulatorów jest zbyt szkodliwa dla środowiska

Obecnie rocznie produkuje się akumulatory o pojemności 350 GWh (gigawatogodzin). W ciągu 10 lat ta wartość ma wzrosnąć do 2600 GWh na rok. Pomijając już zupełnie problemy z dostępnością pierwiastków, mamy wciąż problem z miejscami, w których są zeskładowane. Na przykład 70% aktualnie wydobywanego kobaltu pochodzi z Kongo-Kinszasa, dawniejszego Zairu. Nie jest to najstabilniejszy kraj na świecie, a dość skutecznie trzymają na nim ręce Chińczycy. Ponadto, żeby zwiększyć produkcję do 2600 GWh, nawet gdyby nie było zupełnie żadnych innych problemów, trzeba byłoby położyć na stół 140 miliardów dolarów. Jeff Bezos musiałby wydać na to cały swój majątek.

Produkcja akumulatorów zużywa duże ilości wody i emituje mnóstwo gazów cieplarnianych. To też trzeba brać pod uwagę. Gotowy samochód elektryczny już w momencie rozpoczęcia nawet zupełnie bezemisyjnej eksploatacji jest obciążony ogromnym śladem węglowym. A nie doszliśmy jeszcze do kwestii skąd bierze się prąd. Ktoś powie: no dobra, spoko, ale przecież potem te akumulatory to będziemy recyklingować, co nie? No tak, ale te pierwiastki z recyklingu są bardzo trudne do pozyskania. Przypuśćmy, że w 2030 r. do ponownego przetworzenia pójdzie 50% akumulatorów z 2020 r., to zaspokoi jakieś 7% popytu w tym 2030 r.

samochody elektryczne w polsce

Nie doszliśmy jeszcze do tego, że jakość wydobytych pierwiastków pogarsza się

Do akumulatorów potrzeba niklu najwyższej klasy (o najwyższej czystości). Jego wydobycie trzeba by zwiększyć 24-krotnie, żeby dojść do zakładanego poziomu, tymczasem obecnie wydobywa się głównie nikiel drugiej klasy. Również jakość wydobywanej miedzi stale spada, a nowych odkryć złóż tego pierwiastka nie ma – od 2009 r. właściwie nie odkryliśmy niczego.

Ktoś powie – no dobra, ale przecież można wymyślić inne sposoby składowania energii elektrycznej, niekoniecznie akumulatory litowo-jonowe. Pewnie można, ale żadnych do tej pory nie wymyśliliśmy, a przynajmniej na horyzoncie nie ma niczego, co dawałoby obiecujące efekty. Co i raz czytam o jakichś superpojemnych bateriach wykonanych ze śmieci i kozich bobków, które służą wyłącznie zbieraniu funduszy od frajerów na kickstarterze, a znany youtuber Thunderf00t musi je masakrować w swoich filmach. Nawet gdybyśmy jutro wpadli na jakiś rewolucyjny pomysł, to od pomysłu do zastosowań komercyjnych mija przeważnie 10-20 lat.

samochody elektryczne w polsce

No to co trzeba robić?

Nie można wykluczyć, że sama w sobie masowa motoryzacja jako zjawisko jest nie do utrzymania przy rosnącej populacji. Być może tam, gdzie do tej pory był samochód, w przyszłości pojawi się po prostu brak samochodu. Nie jest to mój wymysł, a raczej obserwacja trendów opisanych w dużo bardziej prestiżowych tytułach. Młodzież po prostu średnio interesuje się samochodami i niekoniecznie chce je mieć. Bodźcem do zakupu samochodu jest czasem urodzenie się dziecka, ale w tej materii też raczej młodzież nie ma za wiele do powiedzenia. Mniej samochodów w przyszłości, również elektrycznych, to oczywiście koszmarny sen dla przemysłu, ale niekoniecznie dla ludności. W końcu nasila się trend przenoszenia się do wielkich miast, gdzie posiadanie samochodu jest tylko kłopotem. Ludzie chcą przemieszczać się w sposób dla nich najwygodniejszy i kiedyś tę wygodę zapewniał samochód (także w mieście), a dziś znane są inne sposoby, o których nawet byśmy nie pomyśleli 10-20 lat temu. Kto w 2010 r. słyszał o elektrycznych hulajnogach, a w 2000 r. o pracy zdalnej?

Źródło 1, źródło 2

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać