Ciekawostki

Ten rok ma być przełomowy dla hybryd plug-in i elektryków. Wszystko przez przepisy

Ciekawostki 25.03.2019 112 interakcje
Adam Majcherek
Adam Majcherek 25.03.2019

Ten rok ma być przełomowy dla hybryd plug-in i elektryków. Wszystko przez przepisy

Adam Majcherek
Adam Majcherek25.03.2019
112 interakcje Dołącz do dyskusji

W salonach pojawi się dwa razy więcej niskoemisyjnych modeli niż w ubiegłym roku. Producenci muszą uciekać przed limitami CO2.

Na Autoblogu już kilkukrotnie wspominaliśmy słowa Carlosa Tavaresa, który stwierdził, że z czasów „neutralnych technologicznie” przenosimy się do ery „instruowania by stawiać na elektryczność”. Właściwie ta wymuszona rewolucja nie jest na rękę nikomu – klienci nie garną się się do kupowania samochodów elektrycznych jeśli nie wiążą się z tym dodatkowe korzyści, a producenci produkują je głównie po to, by sprostać wymogom przepisów UE, bo przy obecnych cenach akumulatorów trudno przy sprzedaży elektryków wyjść na plus.

Wymogi Unii są jednak bezlitosne. 

Trzeba ciąć średnią emisję CO2 w gamie. Profity dają samochody emitujące mniej niż 50 g dwutlenku węgla na kilometr. W 2020 każdy sprzedany samochód niskoemisyjny będzie się liczył w statystykach jako dwa, w 2021 – jako 1,67, w 2022 – jako 1,33, dopiero w 2023 w statystykach będzie ujęty jako jeden. Do tego do 2025 r. producenci będą musieli obniżyć średnią emisję CO2 o 15 proc. w stosunku do poziomu z 2021 r., a do 2030 – o 35 proc.

I nie chodzi o to, żeby współczuć producentom. Koncerny istnieją po to, by przynosić zysk swoim udziałowcom i z pewnością sobie poradzą. 

I już szykują artylerię, by w 2020 r. mieć czym strzelać. 

W ubiegłym roku na europejskim rynku dostępne było 18 elektrycznych modeli, w tym ma być ich już 24. Najbardziej wyczekiwane to Audi e-tron, Mercedes EQC, Tesla Model 3 oraz Volvo XC40. Znacznie przybędzie też hybryd plug-in. Z 27 modeli dostępnych w ubiegłym roku ich liczba ma się powiększyć niemal dwukrotnie – do 53. Producenci nie potrzebują ich sprzedawać dziś, więc wprowadzą je w drugiej połowie roku, by mieć co sprzedawać w 2020. I wówczas zaleją rynek kolejnymi modelami – według LMC Automotive w przyszłym roku liczba hybrydowych modeli na rynku powinna dobić do setki.

Grupa Volkswagena stawia na platformę MEB. 

Ta platforma do budowy samochodów elektrycznych posłuży do budowy szeregu modeli każdej marki w Grupie. Pierwsza będzie rodzina I.D. Volkswagena. Zacznie się od elektrycznego odpowiednika Golfa, potem ma być van i SUV. W międzyczasie swoje elektryki oparte o MEB pokaże Audi, Skoda i Seat. Wszystkie mają móc przejechać na jednym ładowaniu ok. 500 km, żeby uśpić tzw. range anxiety, czyli lęk przed niewystarczającym zasięgiem, który wciąż jest jedną z głównych przyczyn, dla których ludzie nie decydują się na zakup samochodu elektrycznego. Volkswagen chce się dzielić z konkurentami rozwiązaniami wykorzystanymi w platformie MEB by zwiększając efekt skali redukować koszty produkcji.

Zbroi się również PSA.

Hybrydowe wersje Peugeota 508 i 3008, czy Opla Grandlanda X do spółki z elektrycznym Peugeotem 208, Oplem Corsą i DS 3 Crossbackiem – to francuski plan na spełnienie wymogów norm CO2. PSA zdecydowało, że napędy elektryczne będzie póki co rezerwować dla mniejszych samochodów, które co do zasady nie są służą do pokonywania długich tras. Do spełnienia tej drugiej potrzeby lepsze będą napędy hybrydowe. 

To tylko dwa przykłady najbardziej spektakularnych zmian w gamie. Ale wiadomo, że szykują się również pozostali producenci.

Według ocen analityków, w 2019 r. Europejczycy kupią 300 tys. elektryków i 250 tys. hybryd plug-in. W 2020 r. po Europie ma już jeździć ponad milion takich samochodów. Nie jest jednak tajemnicą, że ludzie kupują takie pojazdy nie do końca po to, by dbać o środowisko. Głównym powodem są korzyści podatkowe. I tam, gdzie korzyści brakuje – zbyt jest niewielki. Oczywiście można to też usprawiedliwić różnicami w cenie, elektryki i hybrydy wciąż są droższe niż zwykłe auta. Jak wylicza Jato, w segmencie B, czyli klasie Forda Fiesty, VW Polo i Renault ZOE różnica między autem z silnikiem spalinowym, a elektrykiem sięga 51 proc. W klasie kompaktów zdominowanej po elektrycznej stronie przez Nissana Leafa, różnica wciąż jest znacząca i wynosi 34 proc. Takiej dopłaty nie da się usprawiedliwić czystym sumieniem. Zresztą, pisaliśmy już o tym, że nie brakuje kierowców, którzy kupują hybrydy typu plug-in wyłącznie dla przywilejów jakie one dają i w ogóle nie korzystają z możliwości ładowania z gniazdka. 

Tak czy inaczej – producenci będą się starać nakłonić nas do kupowania elektryków. 2019 r. będzie przygrywką, ale w kolejnym czeka nas elektryczna ofensywa. Czy damy się namówić? Z czasem pewnie tak, jeśli nie marchewką w postaci ulg podatkowych i dopłat, to pałką w postaci zakazów wjazdu do centrów dużych miast, czy dodatkowych obciążeń finansowych dla samochodów z silnikami spalinowymi. Tak czy inaczej – będzie się działo. 

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać