Wiadomości

Rośnie nam nowy ulubiony rynek importu używanych aut. Tylko popatrzcie na wynik Norwegii

Wiadomości 07.10.2022 19 interakcji

Rośnie nam nowy ulubiony rynek importu używanych aut. Tylko popatrzcie na wynik Norwegii

Piotr Barycki
Piotr Barycki07.10.2022
19 interakcji Dołącz do dyskusji

Samochody elektryczne w Polsce nadal są rzadkością, ale pomóc w tym może import. Norwegia zanotowała gigantyczny wzrost, jeśli chodzi o eksport do Polski.

Niemcy powoli przestają być naszym najlepszym przyjacielem źródłem używanych samochodów. Coraz częściej sięgamy natomiast po auta pochodzące z dalekiej północy. A wyjaśnienie jest dość proste.

94,7 proc. – o tyle we wrześniu tego roku, według danych Samar, swój wynik w kwestii importu używanych samochodów do Polski poprawiła Norwegia. I nie, nie jest to wzrost z kategorii „było jedno auto, teraz są dwa”. Norwegowie znaleźli u nas miejsce na prawie 15 000 swoich starych (o tym za chwilę), używanych aut i wspięli się na 9 miejsce w klasyfikacji.

Nadal wprawdzie o wyniku Niemców (prawie 312 000 egzemplarzy, spadek o 26 proc.) mogą tylko pomarzyć, ale już taka Austria, Szwajcaria czy Włochy mogą czuć się zagrożone. Tym bardziej, że wszystkie te rynki zanotowały albo spory spadek, albo najwyżej mikroskopijny wzrost. Niewielkiej Holandii pewnie też nie uda się przeskoczyć, bo niedługo będzie ona miała równie mocne argumenty co Norwegia i… więcej samochodów.

Dla przypomnienia – Norwegia liczy sobie mniej niż 6 mln mieszkańców, a jednak coraz chętniej zaglądamy tam w poszukiwaniu używanych samochodów. Dlaczego?

Import najwyraźniej polubił samochody elektryczne.

Najchętniej sprowadzanym samochodem z całego norweskiego rynku jest Nissan Leaf. Liczbowo nie ma tutaj może szału (175 egzemplarzy), ale może to pokazywać, czego używanego będzie w naszym kraju coraz więcej. I czego najwyraźniej zaczynają szukać klienci.

samochód elektryczny w bloku samochody elektryczne import
To ten wznowiony.

Co ma do tego wszystkiego Norwegia? Działający od lat system zachęt do zakupu samochodu elektrycznego, który sprawia, że często bardziej opłaca się kupić wersję na prąd, niż zasilaną zwykłym paliwem. Przykład z teraz – najtańszy Golf kosztuje tam około 380 00 koron. ID.3? Właściwie dokładnie tyle samo. W Polsce ID.3 jest od bazowego Golfa prawie dwukrotnie droższy.

A skoro te wszystkie dopłaty, zachęty i podobne funkcjonowały od lat, to efekt jest łatwy do przewidzenia. Norwegowie zaczynają mieć sporo kilkuletnich elektrycznych samochodów, których pewnie chętnie się pozbędą, bo akurat jest niezła oferta na jakiegoś nowego e-trona czy inne EQC.

Cena używanego „elektryka” w Norwegii? Dobra.

Przykładowo za Leafa z 2013 r. z przebiegiem w okolicach 150 000 km ceny oscylują w okolicach 60 000 – 75 000 koron, czyli między 27 000 a 33 000 zł. Egzemplarze z przebiegiem wyraźnie poniżej 100 000 km to często okolice równowartości 43 000 zł. Spokojnie powinno się udać to sprzedać w Polsce z jakimś zyskiem, o ile kupujących nie odstraszy niezbyt imponujący zasięg – i to niezbyt imponujący nawet w przypadku nowego egzemplarza.

Zresztą nawet samo bogactwo rynku norweskiego zachęca do tego, żeby podebrać z niego trochę aut elektrycznych. Przykładowo Leafów jest tam – na jednym portalu – wystawionych 890. W wielokrotnie większej pod względem liczby mieszkańców Polsce – zaledwie 72.

A pamiętajmy, że Nissan Leaf tej generacji to tylko wierzchołek tego wszystkiego. Zaraz swój wiek eksportowy zaczną osiągać kolejne modele, które dopiero później weszły na rynek albo zaczęły się sprzedawać w Norwegii dobrze. Za dekadę pewnie będziemy sprowadzać z tego kraju e-trony i nagle polubimy się z marką MG.

I nie, tym razem nie ciągniemy gruzów.

Znaczy – nie sprowadzamy starych samochodów elektrycznych. Według danych Samaru, średnia wieku sprowadzanych do Polski samochodów elektrycznych to w tym roku jak na razie mniej więcej 6 lat. Dla porównania samochody benzynowe mają średnio prawie 14 lat, natomiast te z silnikiem wysokoprężnym – prawie 12. Jeśli więc ktoś sprowadził tego niedrogiego 9-letniego Leafa, to równolegle zostało sprowadzone coś elektrycznego, co miało jakieś 3 lata.

Miejmy tylko nadzieję, że do czasu, aż samochody elektryczne będą do nas sprowadzane na faktycznie masową skalę, wymyślimy, co zrobić z używanymi akumulatorami, albo znajdziemy rynek, który przyjmie te samochody elektryczne po nas. Inaczej możemy mieć całkiem spory problem.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać