Ciekawostki

Salon samochodowy w Genewie może przetrwać, jeśli dowie się o istnieniu internetu

Ciekawostki 09.12.2019 347 interakcji
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 09.12.2019

Salon samochodowy w Genewie może przetrwać, jeśli dowie się o istnieniu internetu

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski09.12.2019
347 interakcji Dołącz do dyskusji

Spróbowaliśmy się akredytować na nadchodzący salon samochodowy w Genewie. Odpowiedź była zdumiewająca. 

Wiadomo, że tak poważne wydarzenie, jak salon genewski, musi selekcjonować dziennikarzy – inaczej wpakuje im się cała chmara dzieciaków, twierdzących że są dziennikarzami motoryzacyjnymi, bo mają konto na instagramie, na które wrzucili kiedyś zdjęcie samochodu. A raz nawet wygrali auto z pełnym bakiem na cały weekend i napisali jego test na swoim tiktoku. Czy coś.

Nie wystarczyło jednak sprokurować legitymacji dziennikarskiej

Nawet nie wiedziałem, że takie rzeczy jeszcze istnieją. Salon genewski jej wymaga, podczas kiedy ten pseudodokument w obecnych czasach wydaje mi się absolutnie zbyteczny. Przeważnie działa to tak, że akredytacja jest wysyłana na maila w postaci kodu cyfrowego albo QR, który potem mogę pokazać przy wejściu do hali wystawowej. Już jakieś 12 lat temu na SEMA dostałem mailem kod kreskowy, który sobie wydrukowałem, a potem na jego podstawie wydano mi identyfikator wejściowy. Gotowe. Ale salon genewski żąda legitymacji dziennikarskiej. Fik, pach, cyk i gotowe – legitymacja zrobiona i wysłana.

„Websites will not be accepted”

Aby się akredytować na prestiżowy salon genewski, trzeba przedstawić skany dwóch artykułów prasowych na tematy motoryzacyjne wydrukowanych w prasie w 2019 r. oraz dodatkowo załączyć list polecający od redaktora naczelnego (idealnie grzybowy pomysł). Kto ma napisać list redaktorowi naczelnemu, jeśli to on (lub ona) zdecydują się jechać – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że „private websites/blogs will not be accepted”. I bardzo dobrze – po co ta cholerna młodzież z internetu ma się pchać na salon? Jak robią internet, to niech sobie obejrzą w internecie. My tu robimy poważny salon samochodowy dla wąsatych dziadków w kamizelkach, którzy po jakichś czterech tygodniach wydrukują relację z niego w swoich poważnych miesięcznikach, mniej więcej dwa tygodnie po tym, jak już wszyscy zdążą o tym wydarzeniu zapomnieć. Internet? To tylko kłopoty, mówię wam.

Jednak pomyślano i o internecie

I napisano tak (w dosłownym tłumaczeniu): Blog/social media – każde zgłoszenie będzie rozpatrzone indywidualnie na bazie nadesłanych materiałów i zostanie podjęta nieodwołalna decyzja. Oczywiście każdy blog może też podjąć nieodwołalną decyzję, że nie jedzie do Genewy i że po prostu szkoda czasu, bo i tak wszystko można znaleźć wcześniej w internecie. Oczywiście organizatorzy salonu genewskiego będą narzekać, że spada im odwiedzalność, ale to absolutnie nie znaczy, że mają zamiar coś zmieniać. Myślę, że organizatorzy targów samochodowych stoją w jednym rzędzie z producentami książek telefonicznych i właścicielami wypożyczalni kaset wideo. Oni po prostu chcą, żeby było Tak, Jak Do Tej Pory. A podobno to ja jestem grzybem.

Napisałem list polecający dla naszego redaktora

I zobaczymy czy zostaniemy dopuszczeni do zaszczytu odwiedzenia salonu genewskiego tylko na podstawie materiałów zamieszczonych w internecie. Jeśli już to się uda, to zmuszę naszego delegata, żeby robił zdjęcia wyłącznie aparatem z kliszą, a wszystkie swoje wrażenia spisał na maszynie do pisania (posiadam stosowne urządzenie tego typu). Ewentualnie ręcznie, maszynistka przepisze, a my to wydrukujemy w internecie w najbliższym lub drugim najbliższym wydaniu Autoblog.pl. Podobno premiery w 2020 r. zapowiadają się oszałamiająco. Do powszechnego użytku ma wejść wtrysk paliwa i pięciobiegowe skrzynie biegów.

Czy to przypadek, że w serwisie prasowym GIMS większość zdjęć przedstawia jakichś dziadów?

zdjęcie główne: GIMS.swiss/Media Center

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać