Klasyki / Felietony

Rynek gratów umarł i nie żyje. Co dalej z handlem samochodami zabytkowymi?

Klasyki / Felietony 16.04.2020 1001 interakcji
Michał Koziar
Michał Koziar 16.04.2020

Rynek gratów umarł i nie żyje. Co dalej z handlem samochodami zabytkowymi?

Michał Koziar
Michał Koziar16.04.2020
1001 interakcji Dołącz do dyskusji

Dzisiaj na Autoblogu mamy wielkie wróżenie z fusów. Red. Grzegorz wyczytał z gwiazd przyszłość rynku aut używanych, ja rozsypię zużyte panewki by dowiedzieć się, co czeka szeroko rozumiane graty. Na razie wiadomo tyle, że rynek samochodów zabytkowych zupełnie zamarł.

Jeśli chcecie wiedzieć co udało się wywróżyć red. Grzegorzowi, to zajrzyjcie tutaj. Tymczasem ja spróbuję przyjrzeć się obecnej sytuacji na rynku klasyków. Zanim rozrzucę zużyte panewki i zacznę wróżyć, ustalmy fakty.

Wiosna zawsze jest złotym okresem dla handlu klasykami, podobnie jak jesień. Początek i koniec sezonu to takie okienka transferowe. Wiosną ludzie kupują klasyki by jeździć na wszelkiej maści rajdy i spotkania. Jesienią nabywają zimowe projekty. W tym roku wiosennego okienka po prostu nie ma. Rynek umarł i nie żyje. W serwisach ogłoszeniowych wiszą cały czas te same ogłoszenia, jedynie odświeżane przez sprzedawców. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka.

Rynek samochodów zabytkowych: sekcja zwłok.

Po pierwsze wycieczka by obejrzeć klasyka do kupienia jest obecnie zasadniczo nielegalna. Można oczywiście próbować załatwić sprawę zdalnie, ale mało kto się decyduje na takie rozwiązanie. To już znacząco ogranicza popyt. Kolejna kwestia to zarobki, a raczej ich brak. W związku z zamrożeniem większości gospodarki mnóstwo ludzi straciło pracę albo ma obniżone pensje. Prognozy gospodarcze nie należą do pozytywnych. Tymczasem klasyki, czy szerzej – wszelkie graty, są towarami luksusowymi. Nawet głupi Polonez Caro de facto jest towarem luksusowym, przedmiotem który kupuje się tylko dla przyjemności (tak, są tacy zboczeńcy, np. ja). Kiedy w oczy zagląda widmo wielkiego kryzysu i braku środków na życie, nikt raczej nie będzie pakował pieniędzy w zbędne rzeczy. W skrócie: ludzie nie mają pieniędzy, a ci którzy jednak zmagazynowali wcześniej trochę gotówki raczej nie są skorzy, by ją teraz wydawać.

Co ciekawe, jednocześnie wcale nie obserwujemy dużego wzrostu podaży tanich klasyków. Ludzie jeszcze nie zaczęli wyprzedawać gratów za bezcen by mieć na życie. Narodowa kwarantanna i związany z nią kryzys trwają na tyle krótko, że sprzedawcy wolą zaczekać. Skoro nie ma popytu, to po co tracić sprzedając wóz zbyt tanio? O ile ktokolwiek w ogóle go kupi. Sam kieruję się tym tokiem rozumowania i wstrzymuję się ze sprzedażą mojego Poloneza Belli. Podobnie red. prow., który planował nieco przewietrzyć swoją kolekcję.

W efekcie mamy sytuację patową. Ceny klasyków nieco spadły, bo z rynku odpadli fantaści. Nie ma już nakręconych nostalgią kupców gotowych przepłacać za zwykłe stare auta pokroju 125p. Na tym zakończył się jakikolwiek ruch. Nowych ogłoszeń praktycznie nie ma, kupujących nie znajdzie nawet KGB. Regularnie przeglądam graty na OLX w ramach rozrywki i co raz rzadziej widzę nowe twarze. Co dalej?

Panewki zostały rzucone.

Moja bardzo wiarygodna wróżba wskazuje na to, że opcji jak zawsze jest kilka, w tym dwie wyraziste. Pierwsza to wariant z szybkim odpuszczeniem restrykcji związanych z epidemią. Jeśli do wakacji gospodarka wróci do normy, to powoli odżyje też rynek klasyków. Ceny zapewne nieco spadną na jakiś czas, bo część klientów wypadnie z rynku przez problemy zawodowe w czasie krajowej kwarantanny i popyt będzie mniejszy niż wiosną 2019 r. Z drugiej strony – korekta wartości klasyków już od dawna majaczyła na horyzoncie. Pierwsze spadki cen na aukcjach dało się zaobserwować jeszcze zanim pojawił się koronawirus. Również bańki spekulacyjne na zwykłych gratach pokroju Maluchów nie mogły rosnąć w nieskończoność. Wszystko to ze względu na charakter gratów – są towarem luksusowym, nie niezbędnym środkiem transportu używanym na co dzień. Mimo wszystko tąpnięcie cenowe nie będzie jakieś ogromne.

rynek samochodów zabytkowych
Kryzys dotknie nie tylko prawdziwe klasyki. Zwykłe graty takie jak Polonezy Caro również oberwą.

Druga opcja to długie zamrożenie gospodarki i ogromny kryzys. Zależnie od skali zjawiska rynek samochodów zabytkowych cofnie się do stanu sprzed kilku lat, jeśli nie dekad. Po prostu dużo mniej osób będzie stać na kupowanie dóbr luksusowych, w tym także klasyków. Zwłaszcza że auto to nie zabytkowa szafa, trzeba regularnie wydawać pieniądze na jego utrzymanie. Dobra, strasznie mydlę. Jeśli gospodarka szybko nie wróci do normy, to rynek klasyków i gratów zostanie po prostu zmasakrowany. W najgorszym wypadku na scenie zostaną tylko gotowi żreć bułki i parówki byle mieć na kolejnego grata oraz obrzydliwie bogaci, kitrający setki aut kupionych za bezcen, by mogły zgnić i zostać rozkradzione po ich śmierci. Ten scenariusz ma też pewne zalety – stare samochody bardzo stanieją. Każdy będzie chciał się ich pozbyć, by jakoś przetrwać, a kupców się łatwo nie znajdzie. Może nawet Maluchy i Duże Fiaty wrócą do normalnych cen w zakresie do tysiąca złotych…

To dwie skrajności.

Prawda jak zwykle pewnie będzie gdzieś po środku. Względnie – zupełnie poza wyznaczonymi przeze mnie ramami. Trudno powiedzieć coś pewnego poza tym, że rynek klasyków oberwie, a ceny spadną. Nikt jednak nie jest w stanie określić skali obu zjawisk. Natomiast zdecydowanie należy zapomnieć o optymistycznych prognozach podobnych do tych dotyczących aut używanych. Koniec epidemii nie wygeneruje boomu na klasyki. Niusy o wzroście na poziomie 30 proc. możemy już uznać za pieśń przeszłości.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać