Ciekawostki

Policja: rowerzyści, bierzcie przykład z kierowców. Kierowcy: to patrzcie tera

Ciekawostki 20.05.2022 8 interakcji

Policja: rowerzyści, bierzcie przykład z kierowców. Kierowcy: to patrzcie tera

Piotr Barycki
Piotr Barycki20.05.2022
8 interakcji Dołącz do dyskusji

Kampanie edukacyjne dla kierujących różnymi pojazdami warto bardzo dokładnie przemyśleć. Szczególnie w sytuacji, kiedy zaledwie kilkadziesiąt godzin później z tej edukacji można wyciągnąć wnioski przeciwne do zakładanych. 

Zaczęło się tak – w odległym, zamorskim kraju zwanym Wielką Brytanią, jeden z lokalnych oddziałów policji przygotował specjalną kampanię edukacyjną dla rowerzystów. Główne założenia? Przypomnienie, że nie są sami na drodze, że jest masa mniej chronionych uczestników ruchu i nie należy pędzić na złamanie karku, bo to nie turdefrans, a i pod żadnym pozorem nie należy przekraczać ograniczeń prędkości. Słuszne, rozsądne, godne pochwały – kto nigdy przynajmniej prawie nie wpadł pod pędzący rower, ten pewnie dawno nie wychodził z domu.

Zresztą problem jest na tyle poważny, że nawet w Wielkiej Brytanii powstają o nim memy:

kampanie edukacyjne

A jeśli o czymś powstają memy, to zdecydowanie nie można tego lekceważyć.

W policyjnej kampanii kryła się jednak ciekawostka.

Nie ograniczono się bowiem do zwrócenia uwagi na to, żeby… zwracać uwagę na innych i nie przekraczać miejskich prędkości, nawet jeśli potrafi się to zrobić. Całość podsumowano zwrotem, który po przetłumaczeniu brzmiałby mniej więcej „Prowadź rower tak, jak gdybyś prowadził samochód”. I dalej – „z uprzejmością, troską i przy przestrzeganiu przepisów”.

Nie będę tutaj demonizował kierowców samochodów (o tym za chwilę), ale gdybym miał komukolwiek poradzić jednym zdaniem, jak jeździć bezpiecznie rowerem, to „tak jak samochodem” przyszłoby mi do głowy jako ostatnie. Może nawet pierwszym punktem byłoby „nie jeździj tak, jak samochodem”.

Pomysł na kampanię był więc lekko naciągany – nawet w warunkach brytyjskich, gdzie bezpieczeństwo na drodze stoi na całkiem wysokim poziomie, a śmiertelnych wypadków drogowych w przeliczeniu na liczbę mieszkańców nie ma znowu tak wiele.

Całość utrzymała się przez mniej niż 48 godzin.

To znaczy – tweet nadal jest jak najbardziej opublikowany i nie wygląda na to, żeby miało się to zmienić. I dobrze, bo doskonale kontrastuje z wiadomością o tym, że nowo zainstalowany – również w Wielkiej Brytanii – fotoradar, monitorujący właśnie przestrzeganie miejskich prędkości (20 mil na godzinę, czyli ok. 30 km/h), wychwycił w ciągu pierwszych 24 godzin swojej testowej pracy… 1100 kierowców, którzy przekraczali tę prędkość. Daje to niemal 46 pojazdów przekraczających prędkość w ciągu godziny przez całą dobę (!), czyli jeden pojazd co 1,3 minuty. Przez całą dobę, bez przerwy. W sumie, zanim fotoradar został oficjalnie włączony, zarejestrowano… 23 500 przypadków przekroczenia dopuszczalnej prędkości.

Żeby nie było – to nie jest jakaś przelotowa trasa, gdzie po złości ustawiono ograniczenie. Ta ulica wygląda mniej więcej tak:

kampanie edukacyjne

A fotoradar stanął w związku z prośbami mieszkańców, którzy chcieli ograniczenia hałasu i podniesienia bezpieczeństwa, ale nie chcieli innych rozwiązań uspokajających ruch.

Co prowadzi w sumie do dwóch wniosków.

Pierwszy jest taki, że tak długo, jak dana droga pozwala na rozwinięcie wyższej prędkości, niż ta maksymalnie dopuszczalna, to ta prędkość będzie przez wielu kierowców osiągana. Postawienie ograniczenia do 30 km/h tam, gdzie możliwe jest pojechanie bez trudu 50 km/h, ma tyle samo, co postawienie koło mnie na 3-4 pasmowej drodze odseparowanej od reszty świata ograniczenia do 60 km/h. Postawienie tego fotoradaru da tyle, że będzie można poznać skalę tego zjawiska.

Drugi jest taki, że to powyższe stwierdzenie nie dotyczy tylko kierowców samochodów. Dokładnie tak samo dotyczy kierujących rowerami i hulajnogami, którzy dostając prosty i gładki kawałek asfaltu, nie będą się specjalnie przejmować, że na tym asfalcie, obok roweru, narysowany jest też ludzik. Czyli opcje są dwie – albo przebudujemy wszystko tak, żeby faktycznie nie dało się jeździć szybciej niż nakazuje limit, albo sami się ogarniemy.

Obie opcje brzmią w sumie dość nierealnie.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać